Po burzliwej, wypełnionej zmuszaniem się do snu na przemian z faszerowaniem kofeiną nocy, wypełniwszy żołądek jakże wymowną bułką z jogurtem, poznawaniu uroków warszawskiego metra o poranku i walce ze złowrogim zapaleniem tchawicy stawiłem się punkt 8.30 na mrocznym i monumentalnym Dworcu Centralnym, gdzie, po zakupie biletu od równie sympatycznej, jak te z pasków Unki pani w okienku zwarłem się w iście niedźwiedzim uścisku z Belem (bez sławnej bródki) i Mc. Owcem (bez jakiejkolwiek bródki), którzy na całe szczęście przybyli grubo przed umówionym czasem. Po zwyczajowej wymianie grzeczności, psuciu automatu z rogalikami i narzekaniu na nieobecność kilku osób, odebraliśmy od godai’ego (nadal z bródką a’la Ra’s al Ghul) jeszcze ciepłe i pachnące świeżym atramentem paczki z „Rycerzem Jankiem: W kanałach szaleństwa” i „Kwaziem”- dwoma gorącymi premierami Dolnej Półki. Tak objuczeni wsiedliśmy do pociągu. Gdy tylko zajęliśmy miejsca, konduktor wyprosił nas z wagonu pierwszej klasy, wykazując zdolności dedukcyjne godne mistrza Holmesa , bo nawet nie spojrzał na nasze bilety (co z tego, że byliśmy jedynymi osobami bez krawatów w wagonie?). Bele, przewidziawszy taki obrót rzeczy, na chwilę przed przyjściem mundurowego na znak dezaprobaty zachlapał całe siedzenie piwem. Po zmianie miejsc dosiedli się do nas w Warszawie Zachodniej khm z Agnieszką i, całkiem niespodziewanie, Igor i Spellcaster (z kozią bródką). Podróż zleciała szybko, wypełniona dyskursami o środkowej, aluminiowej warstwie w pelerynie Batmana, narzekaniami na TDK (ja i godai), narzekaniami na mnie i godai’ego, że się czepiamy (Spellcaster), narzekaniami na wydawców i tłumaczy (wszyscy), ponownymi narzekaniami na nieobecności (wszyscy), dzwonieniu do Dema (Bele), milczeniu (Agnieszka), przebieraniu się (ja), narzekaniu na grafików, raczeniu się chmielowym nektarem i wielu innych, a wszystko przy muzyce z telefonu Belego, która skutecznie wypłaszała z naszej części wagonu wszystkich postronnych nieszczęśników.
W tak pięknych okolicznościach przyrody dojechaliśmy na miejsce.
Stolik już na nas czekał. Szybko okazało się, że jest za mały, co zaowocowało obietnicą powiększenia stoiska w przyszłości. Niemniej udało nam się odpowiednio wyeksponować przywiezione komiksy. Giełda ruszyła. I, jak co roku, trochę straszno, trochę śmieszno. Znów powtórzyła się sytuacja z zeszłego roku, że na jednym stoisku za dwie dyszki możesz dostać to samo, co na stoisku o dwa metry dalej za dwa złote (serio!), a w dodatku ze zniszczoną okładką. Niemniej z zakupów jestem zadowolony, bo kilka albumów udało się kupić naprawdę tanio i w znakomitym stanie. Wróciłem obładowany do domu jak juczny osioł ( z ciekawości zważyłem zakupione komiksy- w sumie 7.8 kg!).
Na giełdzie spędziłem niemal cały dzień. Sprzedając komiksy Dolnej Półki, popędzając Igora do szybszego rysowania dedykacji (ten gość jest niesamowity), zaznajamiając się z kilkoma nowymi dla mnie twarzami komiksiarzy i odnawiając stare kontakty. Po raz pierwszy też zobaczyłem na własne oczy fanki Koko. Nieco później wybraliśmy się na pizzę (nieco dziwną w smaku, w nieco dziwnej knajpie, z nieco dziwnymi kelnerkami), przy okazji rysując epicki i dramatyczny komiks (chłopaki obiecali wrzucić do sieci), pełen miłości, odważnej erotyki i morderczych bakłażanów.
W budynku Domu Kultury wraz ze Spellcasterem odkryliśmy niesłychanie zabawną wystawę prac, które napłynęły na konkurs rysunkowy dla dzieci „Stop dyskryminacji”. Perełek było tyle, że nie sposób wszystkich spamiętać, jak chociażby tekst „Natychmiast przeproście naszego Murzyna!”, manifest przeciwko śmianiu się z emo czy przerysowany żywcem (z fragmentami oryginalnych dialogów!) odcinek Bug City (konkretnie ten: ), z tą różnicą, że w ostatnim kadrze Motyl upomina „Pana Biedronę” (sic!), że nie może bić „pana Muszki” (sic 2!), tylko dlatego, że jest mniejszy i słabszy. Przewracaliśmy się ze śmiechu co krok.
Podsumowując: chyba najbardziej udany dzień w roku zaraz po moich urodzinach! Żałuję tylko, że nie wszyscy mogli przyjechać... Zdarza się. Poniżej zdjęcia z krótkim komentarzem.
Grim prezentuje: wesołe stoisko Dolnej Półki. Tak, ten za stołem to Skarża. Ja też nie poznałem. Obok Lewa Ręka Zniszczenia. Godai też miał podobną, tyle że prawą (to dlatego, że kiedyś Batman złamał sobie rękę, ale nie pamiętali którą)
Grim i zin – sąsiednie stoisko uginało się od komiksowego undergroundu, w tym także mojego swojskiego- radomskiego.
Fotka niczym z folderu reklamującego MFKę, he he.
Wspomniany komiks konkursowy. Niestety nie uchowało się zdjęcie z komiksem „-Cześć, jestem Zosia, pochodzę z Polski i lubię jeść słodycze.- A ja jestem Bambo, mieszkam w Afryce i lubię jeść banany.”
W trakcie wykonywania zdjęcia nikt nie ucierpiał. Tajemniczy szturmowiec, oprócz tego, że był najlepiej przebraną osobą na Festiwalu (wybacz Jerzy, wybaczcie diabełki), był równocześnie jedyną osobą, która rozpoznała mnie z pewnego programu nadawanego na Polonii po „Wiedźminie” w niedzielę. To nie fair- u Clarka Kenta okulary działały, gdy nie chciał, aby ktoś się dowiedział o jego alter-ego!
Coby nie było, że tak tylko sam siebie zamieszczam, tutaj widzimy Igora (czyt. Iżora) Wolsky’ego, człowieka-robota rysującego 26 godzin na dobę, jeden z największych młodocianych talentów i wschodzącą gwiazdę na komiksowym firmamencie, zaś obok niego Cietrzew, autorka zdjęć, dzięki uprzejmości której możecie oglądać te fotki.
To tyle.
Z poważaniem,
wasz dzielny (niczym DD) reporter
GRIM
PS. I czemu nikt piwa mi nie postawił, cholera jasna?
Pierwszy! Lolfag! Też tam byłem! bez zarostu byłem! A to "kojarzenie cie z programu lecącego na Polonii w nocy po Wiedźminie" to ja wymyśliłem! Domagam się pieniędzy! Albo skieruję tego flejma na drogę sądową.
OdpowiedzUsuńAle ja dodałem, że w NIEDZIELĘ, ha ha ha!
OdpowiedzUsuńNie mówiłeś, że chcesz piwo. Ktoś by ci pewnie postawił, jakbyś powiedział.
OdpowiedzUsuńGeneralnie sobie wszyscy nawzajem stawiali piwo i inne alko, płacili sobie nawzajem za taksówki i ogólnie się bratali na różne sposoby.
heh
OdpowiedzUsuńfajna ta przeróbka bugcity
ciekawe czy autorzy widzieli.
Ktoś powinien im podesłać, jeśli ma kontakt bliższy, bo dla mnie osobiście to nadal ludzie widma.
OdpowiedzUsuńja mam
OdpowiedzUsuńpodesle
A co do piwa, to w poprzednim poście pisałem, że można postawić. A nikt nie skorzystał. Nawet fanki Koko, robiące sobie ze mną zdjęcie tak na wszelki wypadek, jakbym kiedyś był równie sławny.
OdpowiedzUsuńLawl. Dziś oglądałam multum odcinków z wyżej wymienionego programu... nic mnie tak nie bawiło.
OdpowiedzUsuńTo najpaskudniejsze zdjęcie jakie posiadam ja i zapewne Igor... Połowa znacznie ciekawszych ze wspólnego szkicowania na dziecięcym stoisku przepadła, gdy aparat padł podczas wycinania i wklejania zdjęć... życie.
Mniejsza z tym. Jako osoba-nie-posiadająca-własnego-komiksu czułam się milutko w otoczeniu nieznanych mi kilkunastu sensownych osób. Zazwyczaj znalezienie trzech w jednym ekosystemie stanowi problem :3 Chwała wam za to.
Ale szturmowiec i Dyzio jest wart opublikowania...
Grim, do cholery! W okularach jestem Grimem! :D
OdpowiedzUsuńziom, mi też niczego nie postawiono ;)
OdpowiedzUsuńNiemniej napotkałeś rozgrzane Twoją obecnością dziewoje, które specjalnie czekały, aż z posiłku zasłużonego wrócisz :D
OdpowiedzUsuńJak zaczęły gadać o grach, to zalegające w powietrzu nerdztwo dało się kroić nożem :D