Strony

poniedziałek, 8 października 2012

293 - Najlepszy weekend w roku, jak co roku - MFK 2012

Był ogień.



Zaczęło się bardzo dobrze - od przyjemnej i bezproblemowej jazdy. Trafiliśmy do Łodzi od razu i (robiąc jeden postój na kawę i drożdżówki) dotarliśmy tam w jakieś 3,5 h. Potem było tylko lepiej. Zostawiliśmy Tomka i dziewczyny pod ŁDKiem, zabraliśmy bagaże Jerzego i ruszyliśmy z Kubą do naszej kwatery.

Zostawiwszy bety i auto tamże wróciliśmy autobusem. Jako że do pierwszego ciekawego spotkania było trochę czasu, to uderzyliśmy na giełdę. Ale wcześniej musieliśmy odebrać wejściówki. I tu pojawił się pierwszy (i na szczęście jedyny) zgrzyt. Nie było mnie na liście uczestników konkursu na krótką formę komiksową. Dziwne, bo przecież w konkursie udział brałem. Przejrzeliśmy listę nazwisk trzy razy jednak nie znaleźliśmy mojego. Ale nic to! Pan uwierzył na ładne oczy i dostałem smycz z plakietką upoważniającą do buszowania po festiwalu bez ograniczeń. Inna sprawa, że moja praca wisiała na wystawie pokonkursowej, ale była podpisana tylko nazwiskiem rysownika. Smuteczek.

Wszelkie smuty zeszły na bok, gdy tylko znalazłem się w budynku eMeFKowej giełdy! O ja cie! Ale fajnie, ile ludzi, ile komiksów! Banan na ryju mode: on! Pierwsze kilkanaście minut po prostu chodziłem i patrzyłem. Witałem się ze znajomymi, poznawałem nowych ludzi i nie mogłem się zdecydować co kupić najpierw. Padło na Zeszyty Komiksowe i Szkicownik Śledzia, bo akurat Mistrz podpisywał, więc nie mogłem sobie odpuścić kolejnych rysunków i dedykacji, a także zamienienia kilku słów. Zresztą - co niektórych może przerazić - to jedyne dwa autografy jakie przywiozłem z Łodzi.

Bo wiecie, niektórzy to jadą na MFK tylko po to, by ktoś im pobazgrał komiksy. Całkiem tego nie rozumiem. Znaczy - potrafię zrozumieć i uszanować zajawkę (bo każda zajawka jest fajna, niezależnie czy jest nią szydełkowanie czy wróżenie z genitaliów), ale nie potrafię ogarnąć co jest szczególnego w pobazgranym komiksie. Nie można rozumieć wszystkiego. Wracając jednak do tego, co chciałem napisać, a co zeszło na dalszy plan - jednym z takich łowców autografów jest Michał Jankowski. Gość, który dopiero niedawno zapamiętał jak się nazywam, jest szalonym szaleńcem - przywiózł z Łodzi 22 rysunki. Świetna sprawa, jednak gdy pomyślę, że pewnie jakieś 3/4 czasu spędził w kolejkach (lub stawiając w nich żonę) to jednak dochodzę do wniosku, że mi byłoby szkoda. Ale co kto lubi, jest zajawka, jest dobrze. Poza tym Michał, działając jako wysłannik Małopolskiego Studia Komiksu, pozyskał do zbiorów bibliotecznych kilka nowych albumów. Wkrótce będzie je można wypożyczyć na Rajskiej, gdzie Was serdecznie zapraszam. Duża piona dla Michała i Doritki, dzięki!

Potem znaleźliśmy się z Rybbem. Muszę przyznać, że to spotkanie było dla mnie największą atrakcją całego festiwalu (sorry McKean, Melinda and the rest), bo z Norbertem współpracujemy od kilku lat, a nie było jeszcze okazji się spotkać. Na szczęście okazało się, że jest on dokładnie takim wariatem, za jakiego go uważałem. Dobry chłopak, znaczy. Powłóczyliśmy się po giełdzie, zobaczyliśmy wystawę, poprzybijaliśmy piony i razem z szanowną narzeczoną i Harrym (który nie lubi komiksów) poszliśmy coś wszamać. Zahaczyliśmy oczywiście o Warzywa i Owoce, pękło kilka browarów, więc było coraz weselej. Po zjedzeniu naprawdę dobrego kebaba (nie to, co ten syf w kfc), rozstaliśmy się - oni poszli grupowo wyprowadzić psa Harry'ego (nie wnikam), ja wróciłem do ŁDKu.

Reszta dnia minęła szybko, nawet nie wiem kiedy zaczęto gasić światła na giełdzie i podjechały autobusy mające zabrać wszystkich na after do Wytwórni. W autobusie dosiadłem się do Gosi, która - jak się okazało - ciska komiksy. Są plany, żeby coś wspólnie zrobić - najpierw szorta na przyszłoroczny konkurs, a w międzyczasie/później coś dłuższego. Mam nadzieję, że się uda. Na afterze pojawił się również Rybb, więc mieliśmy jeszcze chwilę by wymienić się pomysłami i ponarzekać na rysowników Immortala. Niestety dość szybko się zebrał, ale i tak było zajebiście. Resztę wieczoru spędziłem lawirując pomiędzy grupkami, a po pierwszej zebraliśmy się do hotelu. Czas najwyższy, bo jeszcze kilka piw i skończyłbym jak co poniektórzy leżąc na stole i zgonując (nie będę pokazywał palcem, ale wiedźcie, że zrobiłem kompromitujące zdjęcia! Zostaliście ostrzeżeni!).

Niedzielny poranek nie był najszczęśliwszym (wypite poprzedniego dnia piwa w ilości dużej zaczęły o sobie przypominać). Narzekać jednak nie miałem zamiaru. Najpierw do sklepu, a potem do ŁDKowej kawiarni na bułkę z pasztetem i na giełdę, po ostatnie zakupy. Potem spotkanie z Rafałem Szłapą, Maćkiem Pałką (naprawdę świetne!), fragment tego z żoną Moore'a i ze Śledziem (słabo poprowadzone). Następnie pizza z GiPem i jego lubą, pożegnania i znowu na giełdę (po tym razem na serio, serio ostatnie zakupy za ostatnie pieniądze), potem spotkanie z Michałem Klimczykiem (bardzo fajnym, niezwykle pozytywnym i trochę zakręconym ludziem), Minkiewiczami i do domu.

W przyrodzie musi panować równowaga, więc droga powrotna nie była już tak łatwa, jak ta do Łodzi. Pogubiliśmy się trochę i natrafiliśmy na porządny korek. Na szczęście, atmosfera w aucie była świetna, więc nawet te drobne trudności można było przełknąć z uśmiechem na twarzy. Właśnie współtowarzyszom podróży chciałbym najbardziej podziękować, bo jak zawsze było bardzo miło, no i praktycznie bez nich nie dotarłbym do Łodzi.

Pobiłem też swój zeszłoroczny rekord i przywiozłem do Krk 34 (słownie: trzydzieści cztery) komiksy. Duża piona dla wszystkich, z którymi się spotkałem. Mam nadzieję, że wszyscy bawili się równie dobrze. Dzięki i do zobaczenia za rok! Pamiętajcie:
Komiksiarzy było wielu, żaden jednak nie miał helu!

Moje! I bezdomne, bo regał stanowczo odmówił przyjmowania pod swój dach kolejnych komiksów :(

13 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehe, widzę, że tu już nie wspominasz o onieśmieleniu - widać przemyślałeś sprawę :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hehe :)

    Sporo inside jokes w Twojej relacji da się wychwycić. Cóż, Janku, jak co roku było wpytę po prostu i nie ma innej opcji, aby nie powtórzyć tego za rok!

    OdpowiedzUsuń
  5. Relacja to chyba za dużo powiedziane ;) Luźno spisane wspomnienia (choć to brzmi dziwnie)...

    Co do insidejoke'ów - kto ma wiedzieć, ten wie i git. Jakby to powiedzieli koledzy z ławki: "pozdro dla kumatych" hehe :D

    Dzięki raz jeszcze Kubo za wszystko i do zobaczenia!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja miałem hel, jakieś 10-15 balonów poszło.

    OdpowiedzUsuń
  7. Naprawdę pisze się razem!

    Widziałem Cię w tłumie kilka razy ale był taki młyn, że nawet nie wiem czy przybiliśmy piątkę :/

    OdpowiedzUsuń
  8. Dzięki, poprawiłem :)

    Przybiliśmy po spotkaniu z autorami "Ksionza", więc luz, aczkolwiek szkoda, że nie było czasu pogadać, bo gdzieś leciałeś.

    OdpowiedzUsuń

Na tym blogu tylko Grzybiarz może być Anonimowy...