Strony

niedziela, 5 stycznia 2014

391 - Sherlock BBC 03x01 - wielki powrót Mr. Holmesa

Przekładali tę premierę i przekładali, a jak odcinek już się ukazał to zwlekałem z oglądaniem. Bo oczekiwania duże, równie duże, co szansa na ewentualny zawód. Obawy okazały się jednak płonne, a detektyw z Baker Street 221b powrócił, jak to on ma w zwyczaju, w wielkim stylu.

Będzie szybko i chaotycznie, na gorąco, bo dosłownie kilka minut temu skończyłem oglądać. Poniższe kilka zdań to nie recenzja ani analiza, a raczej zbiór luźnych myśli, które nawiedziły mnie w trakcie seansu i tuż po nim. Często mało merytorycznie, ale od serca.


SPOILERY

Najpierw początek - wytłumaczenie śmierci Holmesa w iście bondowskim stylu. Podobało mi się, ale już przy wskakiwaniu przez okno uśmiech rozjaśnił mą twarz od ucha do ucha, bo wiedziałem, że wcale tak nie było. I proszę, chwilę później dowiadujemy się, że to tylko jedna z wielu teorii. Jeden zero dla Janka.

Akcja w Serbii nie wzbudziła większych emocji, a jedynie kolejne skojarzenie z Bondem - pamiętacie sekwencję otwierającą Śmierć nadejdzie jutro z Brosnanem? Długie włosy, broda, tortury? Delikatne skojarzenie, naciągane, ale zawsze.

Watson na Baker Street - świetna wymiana zdań z panią Hudson - Una Stubbs świetnie zagrała starszą panią, która mimo zapewnień innych i tak wie swoje, nie ma nic przeciwko oczywiście, ale chętnie oplotkuje z sąsiadką. Praktycznie bezsilny Watson, po raz zapewne kolejny odpierający zarzuty posiadania homoerotycznych skłonności świetnie dopełnił sceny, czyniąc ją w mojej opinii bardzo zabawną.

Holmes na dachu, bardzo ładne ujęcie. W dodatku mamy kolejne powiązanie z Bondem - Benedict stoi na tym samym dachu, na którym stał Daniel Craig pod koniec Skyfall. Piszę to dla formalności, bo wszyscy pewnie już to zauważyli w zwiastunach, a poza tym lubię ostatniego Bonda.



Cała sekwencja w restauracji również bardzo mi się podobała - najpierw przebieranki Holmesa, a później zaaferowany Watson, który nie zwraca na niego uwagi, mimo jasnych aluzji ze strony tego pierwszego. No i sam finał, kiedy wreszcie doktor poznaje - do niedawna uznawanego za zmarłego - przyjaciela i jego gwałtowna reakcja, ha!

Jedyne co mi się nie podobało to Mary - w tej scenie, ze spiętymi/zaczesanymi/przylizanymi włosami wyglądała okropnie, jak stara kwoka. Na szczęście w kolejnych scenach jej włosy zaznały trochę luzu, dzięki czemu później wyglądała o wiele korzystniej.

Pierwsza rozmowa Holmesa z Watsonem znów dostarcza widzom wiele radości, najpierw za sprawą wyliczania osób maczających palce w spisku tego pierwszego, a potem uwag Sherlocka na temat wąsów przyjaciela i reakcji tego drugiego. Jeśli się zastanowić, to nowy odcinek Sherlocka opiera się w dużej mierze na scenach pełnych humoru i przyznam, że mnie to w ogóle nie przeszkadza.

Jeśli już jesteśmy przy temacie humoru - absolutnie cudownym mrugnięciem do fanów, odpowiedzią na wszystkie fanfiki i domysły była kolejna teoria "Jak Holmes to zrobił". Jestem absolutnie pewny, że w tym miejscu uśmiechnął się każdy, każdy widz serialu, a fandom piszczał z radości. Cóż, nie dziwię się ani trochę.

Rozmowa Holmesa z... no, Holmesem, czyli Sherlocka z Mycroftem, przekomarzanki kto jest mądrzejszy i tekst w stylu:
"Sherlock: Myślałeś, że jestem idiotą. 
Mycroft: Obaj tak myśleliśmy, dopóki nie poznaliśmy innych dzieci". Coś pięknego.

Jednak i tak najbardziej chyba podobało mi się to, co następuje później, gdy pani Hudson namawia detektywa by porozmawiał z doktorem. Genialny montaż równoległy i przeskoki między scenami z Holmesem i Watsonem! Strona formalna serialu zawsze stała na diabelnie wysokim poziomie, ale tutaj twórcy przeszli samych siebie. Kłaniam się nisko i całuje nóżki!

Akcja z porwaniem Johna - tym razem nie jestem zachwycony, nie wzbudziła większych emocji.

Scena z rodzicami - przyjemna i zaskakująca. Tak samo wrócenie do głównego wątku, czyli domniemanego planowania ataku terrorystycznego. I choć bieganie po metrze i rozbrajanie bomby mnie nie ruszyło, to wybuch był ładny, niczym z Doctora Who (a jak już jesteśmy przy Doktorze, przyznać się - kto skojarzył Lazarusa i dojrzał Tardis u Andersona?). W ogóle było sporo nawiązań, czy to odnoszących się do opowiadań Doyle'a czy nowszych produkcji (jak drugi Star Trek), będę musiał oglądnąć jeszcze raz, by wyłapać więcej.


Sam koniec odcinka intrygujący, pozostawiający widza w samotnym i niecierpliwym oczekiwaniu na kolejny epizod, elegancko jednym słowem. Kim był mężczyzna przed ekranem? Najpierw myślałem, że to Sebastian Moran, ale on przecież odpowiadał za akcję z bombą, siedział w hotelu z walizką, a potem go capnęli. Nawiasem mówiąc, trochę zmarnowano potencjał tej postaci. EDIT: Mężczyzna na końcu to Charles Augustus Magnussen, czytelnikom Doyle'a znany bardziej jako mistrz szantażu Charles August Milverton, z opowiadania o takim samym tytule. Czyżby zastawiał sidła na Mary?

Ostatnia zaprezentowana w odcinku teoria na temat wiadomych zdarzeń, niby ta prawdziwa, była mało spektakularna, więc można ją chyba z czystym sumieniem wyeliminować, podobnie jak dwie poprzednie. 

A kiedy wyeliminuje się wszystko, co niemożliwe, cokolwiek pozostanie, choćby nie wiadomo jak nieprawdopodobne, musi być prawdą...

16 komentarzy:

  1. Ten odcinek to rzeczywiście mrugnięcie do fanów, ale w jakim stylu! :) Zresztą u siebie też o tym piszę! :)
    Swoją drogą, podoba mi się rodzinna atmosfera na planie - rodzice Sherlocka, to rodzice Benedicta... a Mary to żona Freemana! :>

    Pozdrawiam,
    W.

    OdpowiedzUsuń
  2. O, świetna wiadomość, nie wiedziałem! Dzięki za cenne info!

    OdpowiedzUsuń
  3. Amanda jest partnerka Martina, nie zona :)

    OdpowiedzUsuń
  4. O, widzę, że nie tylko ja szybko zrecenzowałam nowego Sherlocka (btw. i do mnie na krótką recenzję zapraszam).

    BBC dało fanom wszystkiego, czego chcieli, co może oznaczać tylko to, że końcówka będzie jeszcze straszniejsza niż ta w 2gim sezonie. Strach się bać.

    A co do Bonda, to Skyfall obejrzałam dopiero wczoraj i też zauważyłam ten dach. :D Damn, jakby w Londynie nie było lepszych miejsc do kręcenia takich momentów :D

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki, Stary!!
    Tak czekałem a zapomniałem sprawdzić czy już nie wyszedł pierwszy odcinek. otwieram fejsa a tu proszę.
    Oczywiście recenzji jeszcze nie czytałem :) Dzisiaj o 20:00 premiera u mnie na chacie nowego sezonu Sherlock'a :)

    OdpowiedzUsuń
  6. @trixie - Twoja recka przeczytana i skomentowana.

    Nie ma co się bać! Będzie dobrze, oby tylko na czwarty sezon nie trzeba było czekać 2 lat.

    OdpowiedzUsuń
  7. Drugi odcinek w niedzielę był genialny. Świetna scena, gdy Holmes udawał francuskiego kelnera :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dzięki wielkie :)

    No i także dodałam do obserwowanym, tylko pod nazwą konta z gogole+ (nie ogarniam, co się dzieje na tym bloggerze, że nie mogę obserwować jako trixie -,-')

    Czekam na recenzję 2 odcinka, chociaż sama przed chwilą napisałam swoją.

    OdpowiedzUsuń
  9. Odcinek drugi obejrzę pewnie dziś późnym wieczorem, więc recenzja pojawi się najprawdopodobniej jutro albo w dalszej części tygodnia.

    Z tego też powodu, na razie wstrzymam się z czytanie Twojej opinii na temat 3x2.

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo trafna recenzja. Uwielbiam "Sherlocka" i trzecią serię uważam do tej pory za bardzo udaną.
    Bardzo jestem ciekaw Twojej opinii na temat drugiego odcinka i podobnie jak trixie zapraszam do siebie, gdzie również oceniam.

    OdpowiedzUsuń
  11. Opinia na temat drugiego odcinka będzie jak tylko uda mi się go oglądnąć (może w weekend?) i sklecić kilka sensownych zdań, stay tuned! :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Staying tuned then :) Tak jeszcze gwoli ścisłości; w opowiadaniu był Charles August Milverton (i taki był tytuł) i tylko w serialu będzie zwał się Magnussen.

    OdpowiedzUsuń
  13. Rzeczywiście, "Mistrz szantażu" to był odcinek serialu z Jeremym Brettem.

    OdpowiedzUsuń
  14. Odcinek bardzo zacny, pomysłowy i zabawny (choć bałem się że może być nieco za dużo gagów).

    PS: Skyfall = świetny film ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. "Na szczęście w kolejnych scenach jej włosy zaznały trochę luzu, dzięki czemu później wyglądała o wiele korzystniej."

    Hahaha, ile uwagi poświęcone włosom Mary :D. Moim zdaniem wyglądała ładnie, a taka fryzura, bo przecież ma być "twardą kobietą" (a jak się dowiedzieliśmy później - assassinem :P).

    Jak pisałam wcześniej - pojedyncze sceny faktycznie były świetne (wymieniłeś je tutaj), widać, że próbowali nowych rzeczy, ale czy nie uważasz, że w tym sezonie - zwłaszcza w pierwszych dwóch odcinkach - nastąpił przerost formy nad treścią?

    OdpowiedzUsuń
  16. Trochę tak, choć zabawa z formą na plus, jak pisałem w podsumowaniu sezonu. Dali nam ciut odetchnąć od kryminalnych spraw na rzecz ukłonu w stronę fandomu. Mogę to zrozumieć i docenić, byle w czwartym sezonie wrócili do "normalnych" odcinków.

    OdpowiedzUsuń

Na tym blogu tylko Grzybiarz może być Anonimowy...