Zamknięta
w ponad 250 stronach czterotomowa saga fantasy Skarga Utraconych Ziem
opowiada o księżniczce Sioban, która z pomocą Rycerza Łaski stara się
odzyskać należytą jej władzę w krainach Eruin Dulei. By tego dokonać,
musi zmierzyć się z czarnoksiężnikiem Blackmorem, to jednak tylko
początek kłopotów, bo na drodze Sioban stanie jeszcze Pani Gerfaut ze
swym pierworodnym. Na szczęście u boku księżniczki nie zabraknie Kyle'a z
Klanach, który wspomoże ją w walce ze złem...
Dwa pierwsze tomy zaprezentowane w albumie tworzą fabularnie zamkniętą całość, podobnie jak tomy trzeci i czwarty. Skarga utraconych ziem jawi mi się jako mocno standardowe fantasy, oparte na znanych kliszach, przewidywalne, pozbawione oryginalności czy choćby najmniejszego elementu zaskoczenia. Przepełnione drewnianymi i pompatycznymi dialogami oraz stereotypowymi postaciami. Czyta się to całkiem szybko i dość przyjemnie, o ile nie straszna komuś do bólu wyeksploatowana konwencja słodkiego fantasy dla młodzieży, jednak nie jest to lektura w żaden sposób fascynująca.
Ostatnie dwa albumy są nieco inne. Opowieść nabiera większej powagi, jest mroczniej i ciężej pod względem klimatu. Drugoplanowe postaci są bardziej intrygujące, mają ciekawsze motywacje, a wszystko nie jest tak przewidywalne jak w pierwszych tomach. Scenarzysta, Jean Defaux, podejmuje odważniejsze decyzje i nieco szkoda, że w finale z nich rezygnuje, przywracając bohaterom poprzednie status quo i to przy pomocy przereklamowanego deus ex machina.
Oczywiście to rysunki są tu najważniejsze. Skarga utraconych ziem ukazała się bowiem w kolekcji Grzegorza Rosińskiego i to właśnie rysownik gra tu pierwsze skrzypce. Jego prace to największy plus albumu. Choć w porównaniu do niektórych rysowanych Thorgali (o malowanych nie wspominając) z najlepszego okresu, jego kreska wydaje się nieco uproszczona, miejscami wręcz niedbała, jakby Ros był zmęczony ciągłym rysowaniem fantastycznych krain, paraśredniowiecznych landszaftów i postaci wymachujących mieczami. Inna sprawa, że za sprawą scenariusza, rysownik nie miał jak zaszaleć i może dlatego zabrakło naprawdę spektakularnych i przykuwających uwagę prac. Mimo to jego styl wciąż jest przyjemny dla oka, a niecodzienna kompozycja plansz i układ kadrów robią dobre wrażenie. Podobnie jak samo wydanie, duży format, twarda oprawa i mnóstwo szkiców w dodatkach. Warto nadmienić, że w drugim wydaniu inaczej wydrukowano napisy na grzbiecie albumu, dzięki czemu literki nie powinny odpadać...
Skarga utraconych ziem to dla mnie przyjemne rozczarowanie. Nie spodziewałem się po tej pozycji nie wiadomo czego, więc nie mogę powiedzieć, żebym był bardzo zawiedziony. Komiks czyta się całkiem przyjemnie, tylko tyle. Jak zawsze warto zawiesić wzrok na co ładniejszych pracach Rosińskiego, a fabułę można przecież potraktować jako zwykły dodatek. Chyba że komuś odpowiada sztampowe fantasy, wtedy powinien być zadowolony. Tak czy inaczej, to niestety najsłabszy z czterech albumów wchodzących w skład kolekcji Grzegorza Rosińskiego.
Dwa pierwsze tomy zaprezentowane w albumie tworzą fabularnie zamkniętą całość, podobnie jak tomy trzeci i czwarty. Skarga utraconych ziem jawi mi się jako mocno standardowe fantasy, oparte na znanych kliszach, przewidywalne, pozbawione oryginalności czy choćby najmniejszego elementu zaskoczenia. Przepełnione drewnianymi i pompatycznymi dialogami oraz stereotypowymi postaciami. Czyta się to całkiem szybko i dość przyjemnie, o ile nie straszna komuś do bólu wyeksploatowana konwencja słodkiego fantasy dla młodzieży, jednak nie jest to lektura w żaden sposób fascynująca.
Ostatnie dwa albumy są nieco inne. Opowieść nabiera większej powagi, jest mroczniej i ciężej pod względem klimatu. Drugoplanowe postaci są bardziej intrygujące, mają ciekawsze motywacje, a wszystko nie jest tak przewidywalne jak w pierwszych tomach. Scenarzysta, Jean Defaux, podejmuje odważniejsze decyzje i nieco szkoda, że w finale z nich rezygnuje, przywracając bohaterom poprzednie status quo i to przy pomocy przereklamowanego deus ex machina.
Oczywiście to rysunki są tu najważniejsze. Skarga utraconych ziem ukazała się bowiem w kolekcji Grzegorza Rosińskiego i to właśnie rysownik gra tu pierwsze skrzypce. Jego prace to największy plus albumu. Choć w porównaniu do niektórych rysowanych Thorgali (o malowanych nie wspominając) z najlepszego okresu, jego kreska wydaje się nieco uproszczona, miejscami wręcz niedbała, jakby Ros był zmęczony ciągłym rysowaniem fantastycznych krain, paraśredniowiecznych landszaftów i postaci wymachujących mieczami. Inna sprawa, że za sprawą scenariusza, rysownik nie miał jak zaszaleć i może dlatego zabrakło naprawdę spektakularnych i przykuwających uwagę prac. Mimo to jego styl wciąż jest przyjemny dla oka, a niecodzienna kompozycja plansz i układ kadrów robią dobre wrażenie. Podobnie jak samo wydanie, duży format, twarda oprawa i mnóstwo szkiców w dodatkach. Warto nadmienić, że w drugim wydaniu inaczej wydrukowano napisy na grzbiecie albumu, dzięki czemu literki nie powinny odpadać...
Skarga utraconych ziem to dla mnie przyjemne rozczarowanie. Nie spodziewałem się po tej pozycji nie wiadomo czego, więc nie mogę powiedzieć, żebym był bardzo zawiedziony. Komiks czyta się całkiem przyjemnie, tylko tyle. Jak zawsze warto zawiesić wzrok na co ładniejszych pracach Rosińskiego, a fabułę można przecież potraktować jako zwykły dodatek. Chyba że komuś odpowiada sztampowe fantasy, wtedy powinien być zadowolony. Tak czy inaczej, to niestety najsłabszy z czterech albumów wchodzących w skład kolekcji Grzegorza Rosińskiego.
Ocena: 6/10
Niestety, ale jakoś nigdy nie byłem fanem...
OdpowiedzUsuńSama recenzja naprawdę spoko ;)