Strony

czwartek, 12 stycznia 2017

Beware the Batman - kreskówka na miarę Batman: The Animated Series

Jeszcze przed premierą Beware the Batman wzbudzał spore kontrowersje. Zwracano uwagę na ubogą animację komputerową oraz nieciekawy design postaci. Sam w 2013 roku odpuściłem śledzenie serialu po zobaczeniu zaledwie pilota, w którym pierwsze skrzypce grali Pan Ropuch i Profesor Pyg. Ekoterroryści o zwierzęcej aparycji wprowadzali do fabuły (jak mi się wydawało) infantylny element. Nic bardziej mylnego. Beware the Batman to najbardziej dojrzały i mroczny serial o Brusie Waynie od czasu kultowego Batman: The Animated Series Bruce'a Timma.




Produkcję anulowano po wyświetleniu pierwszego sezonu. Licząca 26 odcinków historia to długa, wielowątkowa fabuła, a zarazem najjaśniejszy punkt całego przedsięwzięcia. Twórcy postanowili zrezygnować z rozpoznawalnych przeciwników Batmana pokroju Jokera i postawić na jego drodze mniej znane osobistości przestępczego półświatka (groteskowy Humpty Dumpty, futurystyczny Cypher, uwodzicielska Magpie). Głównym adwersarzem Mrocznego Rycerza jest tu Anarky, choć obecny jest w zaledwie kilku epizodach, to właśnie on odpowiada za pojawienie się w Gotham Ra's Al Ghula czy Deathstroke'a, wokół których kręci się większość akcji. Jak już wspomniałem, fabuła jest wielowątkowa – nawet pojedyncze epizody, prezentujące zdawałoby się zamknięte historie, działają tu na korzyść większej narracji. Tragiczna geneza Metamorpho przywodzi na myśl najlepsze odsłony Batman: TAS – dające do myślenia odcinki, w których współczuliśmy wrogom Nietoperza, takim jak Clayface, Poison Ivy czy Mr. Freeze.


W natłoku akcji twórcy nie zapominają o budowaniu wiarygodnych postaci. Bohaterowie zostali pomyślani nad wyraz sprytnie. Batman jest taki jakiego kochamy (mimo że trochę odchudzony)  – to doskonały strateg i detektyw (odcinek pt. Games pokazuje potencjał nieprzeciętnego intelektu Nietoperza). Potrafi zarówno po cichu wyeliminować zagrożenie, jak i zmierzyć się w walce wręcz z mistrzami sztuk walki. Nie zapomniano również o jego alter ego - Wayne to kobieciarz i nieco ekscentryczny dziwak, który angażuje się w polityczne sprawy Gotham. Z kolei Alfred to wariacja postaci przywodząca na myśl Ziemię jeden. Były agent brytyjskiego wywiadu, który służy Bruce'owi radą, ale spełnia również funkcję doskonale wyszkolonego osobistego ochroniarza miliardera. Zaparzy herbatę, a gdy zajdzie potrzeba strzeli z bazooki i przywali prawym prostym. Burzliwa przeszłość lokaja niejednokrotnie daje o sobie znać, wzbogacając i plącząc fabularne nitki. 

Odważną decyzją było obsadzenie w roli pomocnika Nietoperza Katany. Wprowadza to inną dynamikę, niż ta znana z relacji towarzyszących Wayne'owi i kolejnym Robinom - zadziorna Katana jest równym partnerem dla Batmana, w przeciwieństwie do Cudownych Chłopców nie widzi w nim figury zastępczego ojca (tę rolę spełnia dla obu postaci Alfred). Na przestrzeni serii ciekawie prezentuje się też Gordon, który dzieli czas między wspinanie się po szczeblach policyjnej kariery, budowanie wzajemnego zaufania między nim a Batmanem oraz samotne wychowywanie nastoletniej córki.


Twórcy świetnie igrają z mitologią Mrocznego Rycerza, przekształcając ikoniczne elementy w pomysłowy sposób (Alfred, Katana, Dent), dzięki czemu odważne pomysły działają na korzyść serialu. Jeśli potrzebujecie innej zachęty, to sprawdźcie 18 odcinek serii pod tytułem Animal. Dość napisać, że Batman oddaje się w ręce policji i trafia do Blackgate, którym rządzi Killer Croc. Jest moc. Żałuję, że wyniki oglądalności zadecydowały o przerwaniu prac nad serialem. Główna fabuła została zakończona, ale zostawiono sobie kilka furtek do kontynuacji - wątki Denta czy The Outsiders zasługują na rozwinięcie.

Dajcie Beware the Batman szansę. Jeśli przymkniecie oko na komputerową animację i specyficzny design, za które serial krytykowano jeszcze przed premierą, to pozostanie Wam cieszyć się złożoną, gruntownie przemyślaną fabułą i niebanalnym podejściem do ikonicznych elementów mitologii Mrocznego Rycerza. Polecam oglądać w dużych dawkach, bo wątków jest naprawdę sporo, a niektóre łączą się w bardzo subtelny sposób stanowiąc niejako nagrodę dla uważnego widza.

P.S. Tak, znam i kocham Batman Beyond. To najbardziej dojrzała i mroczna kreskówka o Terrym McGinnisie jaka kiedykolwiek powstała.

3 komentarze:

Na tym blogu tylko Grzybiarz może być Anonimowy...