„Łysa, cuchnąca, liże się z kangurami, nosi za wielkie buty i
za ciasny stanik (oraz majty, którym przydałaby się
przepierka), jara, pije i bije się stanowczo zbyt często” – tak
o swojej bohaterce piszą twórcy Tank Girl, która
zadebiutowała pod koniec lat 80. w kserowanym zinie. Polski
czytelnik może ją kojarzyć z filmu Odlotowa dziewczyna zrealizowanego w 1995 roku. Przygotujcie się na jazdę bez trzymanki
- czołgiem po australijskich bezdrożach.
Pierwszy tom przygód Tank Girl wydany przez Non Stop
Comics to zbiór piętnastu krótkich historyjek
ułożonych w kolejności powstawania. Są nielegalne walki
bokserskie kangurów, tajna misja dla samego prezydenta,
zuchwały napad na cysternę z piwem i mnóstwo innych
szalonych pomysłów. Undergroundowe korzenie Czołgistki są
widoczne na każdym kroku, a autorzy nie wstydzą się żadnego
głupawego pomysłu (co dla wielu może okazać się powodem do
narzekań, ale nie dla mnie, bo na jeden gorszy żart przypadają
trzy kozackie).
Fabuły często są podporządkowane kolejnym gagom, bohaterowie to
banda świrów z nieograniczonym dostępem do broni i alko, zaś
Australia na kartach komiksu jest bardziej dzika niż w ostatnim Mad
Maxie. Jeśli tylko czujecie takie klimaty, to podczas lektury
będziecie się bawić doskonale. Jasne, nie wszystkie gagi działają; momentami czuć przesyt (dlatego też polecam dawkować sobie
obcowanie z komiksem, ja łyknąłem go na dwa razy z prawdziwą
przyjemnością); nadmiar dialogów może przytłoczyć. Bezpardonowa akcja sporo jednak wynagradza, zwłaszcza w połączeniu z absolutnie zajebistą kreską (Jamie Hewlett odpowiada za reprezentację wizualną grupy Gorillaz, więc możecie się domyślać, że Tank Girl spod jego ołówka to prawdziwa petarda). Z kolejnych stron bije miłość obu autorów do komiksowego
medium i dziecięca wręcz zajawka. A to się zawsze chwali.
Seria będąca owocem buntu wobec zastanej rzeczywistości pod koniec
lat 80. trzydzieści lat później wciąż bawi. Może jej
wywrotowe przesłanie i rewolucyjny charakter nieco straciły na
znaczeniu w XXI wieku, ale rozrywkowa wartość wciąż jest
pierwszej świeżości. Jamie Hewlett i Alan Martin oddają w ręce
czytelników prawdziwą bombę, porażającą intensywnością, wywołującą szeroki uśmiech, ale i skrywającą ziarno goryczy. Jeśli zaczytywaliście się w
Produkcie, uwielbiacie
Emilię, Tanka i Profesora
Filipa Myszkowskiego, to w towarzystwie Tank Girl poczujecie się jak
w domu.
8/10
Dziękuję wydawnictwu Non Stop
Comics za udostępnienie egzemplarza komiksu do recenzji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Na tym blogu tylko Grzybiarz może być Anonimowy...