Strony

czwartek, 19 października 2017

Postapo na kacu - recenzja Tank Girl

„Łysa, cuchnąca, liże się z kangurami, nosi za wielkie buty i za ciasny stanik (oraz majty, którym przydałaby się przepierka), jara, pije i bije się stanowczo zbyt często” – tak o swojej bohaterce piszą twórcy Tank Girl, która zadebiutowała pod koniec lat 80. w kserowanym zinie. Polski czytelnik może ją kojarzyć z filmu Odlotowa dziewczyna zrealizowanego w 1995 roku. Przygotujcie się na jazdę bez trzymanki - czołgiem po australijskich bezdrożach.



Pierwszy tom przygód Tank Girl wydany przez Non Stop Comics to zbiór piętnastu krótkich historyjek ułożonych w kolejności powstawania. Są nielegalne walki bokserskie kangurów, tajna misja dla samego prezydenta, zuchwały napad na cysternę z piwem i mnóstwo innych szalonych pomysłów. Undergroundowe korzenie Czołgistki są widoczne na każdym kroku, a autorzy nie wstydzą się żadnego głupawego pomysłu (co dla wielu może okazać się powodem do narzekań, ale nie dla mnie, bo na jeden gorszy żart przypadają trzy kozackie).

Fabuły często są podporządkowane kolejnym gagom, bohaterowie to banda świrów z nieograniczonym dostępem do broni i alko, zaś Australia na kartach komiksu jest bardziej dzika niż w ostatnim Mad Maxie. Jeśli tylko czujecie takie klimaty, to podczas lektury będziecie się bawić doskonale. Jasne, nie wszystkie gagi działają; momentami czuć przesyt (dlatego też polecam dawkować sobie obcowanie z komiksem, ja łyknąłem go na dwa razy z prawdziwą przyjemnością); nadmiar dialogów może przytłoczyć. Bezpardonowa akcja sporo jednak wynagradza, zwłaszcza w połączeniu z absolutnie zajebistą kreską (Jamie Hewlett odpowiada za reprezentację wizualną grupy Gorillaz, więc możecie się domyślać, że Tank Girl spod jego ołówka to prawdziwa petarda). Z kolejnych stron bije miłość obu autorów do komiksowego medium i dziecięca wręcz zajawka. A to się zawsze chwali.

Seria będąca owocem buntu wobec zastanej rzeczywistości pod koniec lat 80. trzydzieści lat później wciąż bawi. Może jej wywrotowe przesłanie i rewolucyjny charakter nieco straciły na znaczeniu w XXI wieku, ale rozrywkowa wartość wciąż jest pierwszej świeżości. Jamie Hewlett i Alan Martin oddają w ręce czytelników prawdziwą bombę, porażającą intensywnością, wywołującą szeroki uśmiech, ale i skrywającą ziarno goryczy. Jeśli zaczytywaliście się w Produkcie, uwielbiacie Emilię, Tanka i Profesora Filipa Myszkowskiego, to w towarzystwie Tank Girl poczujecie się jak w domu.

8/10

Dziękuję wydawnictwu Non Stop Comics za udostępnienie egzemplarza komiksu do recenzji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Na tym blogu tylko Grzybiarz może być Anonimowy...