Strony

wtorek, 20 marca 2018

Anihilacja: Podbój, tom 1

Galaktyka nie zdążyła się jeszcze pozbierać po ataku sił Anihilatora, a za rogiem już czai się kolejne niebezpieczeństwo. Po ogromnym sukcesie pierwszej Anihilacji Marvel szybko zlecił jej twórcom – Danowi Abnettowi i Andy’emu Lanningowi – rozpisanie kontynuacji wydarzenia. Niektórzy mogą żywić obawy, że przyjdzie im zmierzyć się z pisanym naprędce sequelem, który swym poziomem będzie znacznie odstawał od poprzednika. Po lekturze pierwszego tomu uspokajam – jest dobrze.



Wydanie zawiera one-shot Prolog oraz dwie mini-serie: Star-Lord oraz Quasar. Pierwszy przedstawia część bohaterów oraz problem, z którym będą musieli się mierzyć – atak sił sztucznej inteligencji Phalanax na odbudowujące się imperium Kree. Chociaż cybernetyczna falanga wydaje się mniej niszczycielska od sił Anihilatora, zmęczeni ciągłą walką herosi oraz siły Ronana z trudem stawiają im opór. Za scenariusz prologu odpowiadają Abnett i Lanning, którzy z jednej strony prezentują dynamiczna historię, z drugiej ustawiają pionki na szachownicy (nie wszystkie jak się szybko okazuje), tym samym skutecznie zachęcając do kontynuowania lektury.

Następujące później mini-serie w centrum stawiają postaci, które w pierwszej Anihilacji pojawiły się na drugim planie. W Star-Lordzie tytułowy bohater zaczyna jako doradca Kree do spraw bezpieczeństwa. Szybko jednak musi przybrać rolę, z którą kojarzą go fani Marvel Cinematic Universe – przywódcy grupki wykolejeńców. Sięgnięcie po Podbój przy znajomości kinowych Strażników galaktyki nie mogłoby się obejść bez porównania komiksowego Quilla z tym wykreowanym przez Chrisa Pratta. Zgadza się jego awanturniczy charakter, zamiłowanie do ziemskiej popkultury oraz romansów z kosmitkami. Wydaje się on jednak mniej infantylny od swojego kinowego odpowiednika. Gdyby ktoś zatęsknił za resztą Strażników, to komiks nie każe mu długo czekać na pierwszą wersję popularnej drużyny, gdzie wśród szerzej nieznanych postaci - jak Bug czy Deathcry - znajdują się ulubieńcy wszystkich, czyli szop Rocket (tutaj chłodno kalkulujący taktyk) oraz Groot (który mówi pełnymi zdaniami). Razem tworzą kosmiczną wersję parszywej dwunastki, wysłaną do serca Phalanax z misją samobójczą. Z każdą stroną czuć trudną do pozazdroszczenia sytuację drużyny, ale o ciężkiej tonacji nie może być mowy. Niezbędnego humoru dostarczają relacje członków ekipy Quilla, składającej się ze średnio dogadujących się oryginałów. Dzięki temu mini-serię czyta się szybko i przyjemnie.



Jeśli Star-Lord jest rozrywkową częścią tomu, tę emocjonalną stanowi Quasar. Zamiast grupki niedobranych zabijaków śledzimy losy Phyli-Vell, córki Kapitana Marvela, oraz jej kochanki Moondragon. Obie kobiety otrzymują misję odnalezienia zbawcy imperium Kree, który ma być kluczem do pokonania Phalanax. W czasie swej podróży przez galaktykę Phylla zmierzy się nie tylko z zainfekowanym przez falangę Super Adaptoidem, ale przede wszystkim z własnymi obawami co do swej roli w kosmicznym uniwersum. Jest nie tylko ostatnią z rodu Kapitana Marvela, ale także następczynią Wendella Vaughna w roli Quasara. Legendy poprzedników bardziej jej ciążą niż dodają otuchy, a rozbrzmiewający co jakiś czas wewnątrz jej głowy głos mówiący o wadze jej misji także nie pomaga. Źródłem ratunku staje się jej relacja z Moondragon, wystawiana podczas podróży na wiele prób. Z racji zdolności, jakie dają jej noszone na rękach Kwantowe Obręcze (tworzenie przedmiotów z energii) Phylla może się początkowo wydać Marvelową wersją Green Lanterna. Ręczę jednak, że po przeczytaniu jej mini-serii wielu napisze maila do Jamesa Gunna z prośbą/żądaniem uwzględnienia jej w scenariuszu Strażników Galaktyki 3.

Obie mini-serie uzupełniają się, zarówno pod względem tonacji jaki i rysunków. Star-Lord jest o wiele bardziej karykaturalny i kolorowy, co pasuje zresztą do zawadiackiej przygody w sercu kosmosu oraz takich postaci jak Rocket czy Groot. Z kolei w Quasar warstwa artystyczna jest bardziej stonowana, idealnie oddająca dzięki temu kolejne fazy emocjonalne Phylli. 

Jeśli ktoś jest fanem poprzedniej serii o kosmosie Marvela, powinien sięgnąć po Podbój bez chwili zastanowienia. Natomiast tym, którzy chcieliby nadrobić genezę komiksowych Strażników Galaktyki lub z innego powodu zaciekawili się tym właśnie tomem, radziłbym wcześniej nadrobić Anihilację. Raz, że to naprawdę dobra rzecz. Dwa, że bez jej znajomości niektórzy mogą mieć problem z odnalezieniem się w natłoku postaci przewijających się przez Podbój oraz odniesieniach do przeszłych wydarzeń. Ja tymczasem z niecierpliwością czekam na tom drugi.

8/10

Autor: Jakub Izdebski

Komiks Anihilacja: Podbój został wydany przez Egmont Polska.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Na tym blogu tylko Grzybiarz może być Anonimowy...