Strony

poniedziałek, 2 kwietnia 2018

100 Naboi

Kilka poharatanych życiorysów ze społecznego marginesu, jeden tajemniczy agent Graves i sto naboi, które mogą uśpić wewnętrzne demony. Tak w skrócie prezentuje się fabuła pierwszego tomu serii, za którą odpowiadają Brian Azzarello (scenariusz) i Eduardo Risso (rysunki). Mamy tu kilka odrębnych historii powiązanych luźno postacią agenta, który wręcza bohaterom tytułową amunicję i pozostawia wybór – żyć dalej w beznadziei lub spróbować się zemścić.



Świat ukazany w komiksie 100 Naboi jest brudny i przesiąknięty złem, zaś bohaterowie to albo drobni przestępcy, dilerzy, złodzieje, prostytutki albo prości ludzie, barmani, kelnerki, którzy mechanicznie żyją z dnia na dzień pogrążeni w rozpamiętywaniu przeszłości. Azzarello po mistrzowsku potrafi scharakteryzować każdego z nich, w zaledwie kilku kadrach pokazać ogrom bólu i cierpienia, jakiego doświadczyli. Nikt nie ma tu łatwego życia, zaś marzenia o lepszym jutrze dawno już odeszły w niepamięć. Jedni stracili rodzinę, inni pracę, niekoniecznie z własnej winy. Pokusa, by wziąć sprawy we własne ręce może okazać się niemożliwa do odrzucenia, niezależnie od konsekwencji.

Przemoc napędza przemoc, a zemsta nie zawsze przynosi ukojenie. Każdy bohater portretowany w 100 Nabojach jest inny i odmiennie reaguje na nową sytuację, w której się znalazł. Choć wszystkie historie rozpoczynają się podobnie (od wizyty agenta Gravesa), to w toku opowieści skręcają w zupełnie inne strony i niejednokrotnie potrafią zaskoczyć. Jednocześnie w tle przewija się intrygujący wątek tajemniczych Minutemanów, który z pewnością znajdzie ciekawe rozwinięcie w dalszych tomach cyklu.

Gdy 100 Naboi ukazało się w Polsce po raz pierwszy (ponad dekadę temu, za sprawą wydawnictwa Mandragora) odbiłem się od serii Azzarello i Risso. Dziś wchodzi bez popity: 450-stronicowy tom przeczytałem za jednym podejściem. To naprawdę solidna komiksowa robota, gdzie mniejsze historie działają na rzecz większej fabuły, zaskoczenie czai się za rogiem, a całość jest po prostu fachowo opowiedziana. Szybka, momentami ocierająca się o karykaturę kreska Risso, kadry zdominowane przez czerń idealnie podkreślą niuanse scenariusza. Bo 100 Naboi działa jako pełna brutalności rozrywka, ale pozwala zadać sobie też pytanie o kondycję moralną współczesnego człowieka. Zwłaszcza takiego, który – jak się może wydawać – nie ma już nic do stracenia.

8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Na tym blogu tylko Grzybiarz może być Anonimowy...