Transmetropolitan
wraca na polski rynek po jedenastu latach nieobecności. Poprzednio
za publikację komiksu zabrało się wydawnictwo Mandragora, dzieląc
pierwszy trejd na dwa, a tom trzeci ni z tego ni z owego okalając
twardą oprawą. Dziś Egmont idzie w wydania zbiorcze,
twardookładkowe, zbierające dwa oryginalne tomy w jeden album i
zamykające cały cykl w pięciu opasłych woluminach. To dobra
okazja, by zapoznać się z legendarną serią Vertigo, która mimo
dwudziestu lat na karku wciąż pozostaje boleśnie aktualna.
Głównym bohaterem komiksu pisanego przez Warrena Ellisa i rysowanego przez Daricka Robertsona jest Pająk Jeruzalem. Akcja rozgrywa się w niedalekiej przyszłości. Niepokorny dziennikarz, ścigany długami, wraca do Miasta po kilku latach dobrowolnej banicji na łonie natury. Futurystyczna metropolia to miejsce pełne występku, szaleństwa, przedziwnych mutacji genetycznych i niebezpiecznych politycznych gier. Łączy ją z Pająkiem specyficzna relacja - dziennikarz nienawidzi całego tego syfu, ale tylko tu potrafi pisać. A skoro już wrócił i musi zarobić na chleb (i narkotyki) to siada do maszyny do pisania, a stukot klawiszy staje się zapowiedzią kolejnych zniszczonych życiorysów.
Wzorowany na Hunterze S. Thompsonie dziennikarz jest nieustannie wkurzony. Nie szanuje nikogo i niczego, za nic ma konwenanse i świętości. Pisze ostro i dosadnie, dowali każdemu, bo w tym świecie każdy ma coś na sumieniu. Sam nie jest bez winy, ale w swej krucjacie w poszukiwaniu Prawdy wydaje się być ostatnim, który nie dał się ogłupić otoczeniu - brak sentymentów to dobra taktyka, by przetrwać w szalonym świecie Transmetropolitana. Reklamy atakują mieszkańców nieustannie, nawet podczas snu; niektórzy postanowili poddać się niebezpiecznym eksperymentom genetycznym, by przypominać kosmitów i utworzyć własne getto zarządzane przez seksualnego psychopatę. Można zrezygnować z ciała i żyć w formie obłoku przypominającego kolorową chmurę lub po śmierci obudzić się w nowym ciele; to miejsce, gdzie religie rodzą się i umierają co kilkanaście minut. Szokowanie to jedyny sposób, by wyrwać zakłamane społeczeństwo z marazmu, więc Jeruzalem chwyta za pióro i nikogo nie oszczędza.
Transmetropolitan przeraża i fascynuje, a co najważniejsze mimo dwudziestu lat na karku wciąż pozostaje aktualny. Dziś inaczej wyobrażamy sobie technologiczne nowinki, ale sam przekaz, życie w ciągłym biegu za trendami, bezmyślne poddawanie się modzie, podatność na reklamy i kłamstwa skorumpowanych polityków wyglądają podobnie. Ellis i Robertson oczywiście podkręcają to wszystko do maksimum, zaś wyolbrzymienie staje się głównym środkiem wyrazu. Transmetropolitan to ostra jazda po bandzie, która jednak pod grubą warstwą wulgaryzmów i momentami czysto rozrywkowej fabuły kryje sporo goryczy. Tak zjadliwa fabuła rodzi się z najprawdziwszego wkurwu na świat - Ellis podczas pisania musiał mieć mocno na pieńku z rzeczywistością. I właśnie w tym tkwi ogromna moc tego komiksu: wydaje się boleśnie szczery, niczego nie udaje, nie próbuje szokować dla samego szokowania, ale - podobnie jak felietony gonzo pisane przez samego Pająka - chce wywołać refleksję u odbiorców. Po skończonej lekturze warto poświęcić chwilę, by spróbować ją dostrzec.
8/10
Pierwszy tom Transmetropolitana ukazał się nakładem wydawnictwa Egmont Polska.
Wzorowany na Hunterze S. Thompsonie dziennikarz jest nieustannie wkurzony. Nie szanuje nikogo i niczego, za nic ma konwenanse i świętości. Pisze ostro i dosadnie, dowali każdemu, bo w tym świecie każdy ma coś na sumieniu. Sam nie jest bez winy, ale w swej krucjacie w poszukiwaniu Prawdy wydaje się być ostatnim, który nie dał się ogłupić otoczeniu - brak sentymentów to dobra taktyka, by przetrwać w szalonym świecie Transmetropolitana. Reklamy atakują mieszkańców nieustannie, nawet podczas snu; niektórzy postanowili poddać się niebezpiecznym eksperymentom genetycznym, by przypominać kosmitów i utworzyć własne getto zarządzane przez seksualnego psychopatę. Można zrezygnować z ciała i żyć w formie obłoku przypominającego kolorową chmurę lub po śmierci obudzić się w nowym ciele; to miejsce, gdzie religie rodzą się i umierają co kilkanaście minut. Szokowanie to jedyny sposób, by wyrwać zakłamane społeczeństwo z marazmu, więc Jeruzalem chwyta za pióro i nikogo nie oszczędza.
Transmetropolitan przeraża i fascynuje, a co najważniejsze mimo dwudziestu lat na karku wciąż pozostaje aktualny. Dziś inaczej wyobrażamy sobie technologiczne nowinki, ale sam przekaz, życie w ciągłym biegu za trendami, bezmyślne poddawanie się modzie, podatność na reklamy i kłamstwa skorumpowanych polityków wyglądają podobnie. Ellis i Robertson oczywiście podkręcają to wszystko do maksimum, zaś wyolbrzymienie staje się głównym środkiem wyrazu. Transmetropolitan to ostra jazda po bandzie, która jednak pod grubą warstwą wulgaryzmów i momentami czysto rozrywkowej fabuły kryje sporo goryczy. Tak zjadliwa fabuła rodzi się z najprawdziwszego wkurwu na świat - Ellis podczas pisania musiał mieć mocno na pieńku z rzeczywistością. I właśnie w tym tkwi ogromna moc tego komiksu: wydaje się boleśnie szczery, niczego nie udaje, nie próbuje szokować dla samego szokowania, ale - podobnie jak felietony gonzo pisane przez samego Pająka - chce wywołać refleksję u odbiorców. Po skończonej lekturze warto poświęcić chwilę, by spróbować ją dostrzec.
8/10
Pierwszy tom Transmetropolitana ukazał się nakładem wydawnictwa Egmont Polska.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Na tym blogu tylko Grzybiarz może być Anonimowy...