W trzecim tomie „Niezwyciężonego” nie brakuje atrakcji. Mark leci w kosmos, odwiedza inne wymiary, ponownie spotyka ojca, w międzyczasie wciąż broni Ziemi przed najróżniejszymi zagrożeniami i komplikują się jego relacje z ukochaną Amber. Wracają starzy przeciwnicy, pojawiają się nowi. Można by rzec: „superbohaterski standard”. Nic bardziej mylnego.
Czytając powyższy skrót fabuły, łatwo „Niezwyciężonego” nie docenić – Kirkman operuje znanymi gatunkowymi schematami, ale robi to z lekkością i gracją primabaleriny. Mimo natłoku wydarzeń, akcja prowadzona jest klarownie, a postacie nie tracą swych charakterów. Scenariusz jest spójny i konsekwentny – mamy tu rozwinięcie bohaterów i wątków znanych z poprzednich tomów (niekiedy zmierzają one w zaskakującym kierunku) oraz podbudowę pod kolejne wydarzenia. Kirkman uwielbia wrzucać do komiksu drobne, z pozoru nieistotne elementy, które eskalują w kolejnych tomach. W trzeciej części serii nie brakuje zaskoczeń, humoru ani poważnych rozmów o życiu.
Tym, co odróżnia „Niezwyciężonego” Roberta Kirkmana i Ryana Ottleya od innych serii superbohaterskich, jest niepewność status quo. Gdy Wielka Dwójka zapowiada eventy „po których nic już nie będzie takie samo” i „wszystko się zmieni na zawsze”, reagujemy uśmiechem politowania – wiemy, że to zaledwie chwyt marketingowy, a po jakimś czasie wszystko wróci do normy. Batman odzyska władzę w nogach po potyczce z Bane'em, Superman wróci zza grobu, Spider-Man zdobędzie serce Mary Jane, a Kapitan Ameryka pogodzi się z Iron Manem. W „Niezwyciężonym” nie ma takich gwarancji – wszystkie wydarzenia mają swoje konsekwencje w przyszłości, a sytuacja zmienia się dynamicznie. Połączenie dobrze znanych motywów ze sporą dawką nieprzewidywalności we właściwych proporcjach czyni lekturę nieprzerwanie fascynującą.
8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Na tym blogu tylko Grzybiarz może być Anonimowy...