Tajemnicza śmierć, wielka posiadłość, ograniczona liczba podejrzanych i niezliczona ilość potencjalnych motywów. Do tego dwóch fajtłapowatych stróżów prawa i elegancki detektyw jakby z innego kręgu kulturowego. Brzmi jak każda powieść Agathy Christie? Tu pierwsza niespodzianka - to nowy film Riana Johnsona. Reżyser ma ich w zanadrzu jeszcze kilka.
Niezależnie od tego, czy cenicie "Ostatniego Jedi" za odważne podejście do tematu Gwiezdnych Wojen czy uważacie, że Johnson zbrukał dziedzictwo Lucasa, jego nowy film - "Na noże" - będzie dla Was zaskoczeniem. Strategia jest podobna - twórca rozsadza konwencję klasycznego kryminału, bawi się wytartymi schematami, idzie na przekór oczekiwaniom odbiorców. Historia pęka w szwach od zaskakujących zwrotów akcji i przewrotnego humoru. A potem się okazuje, że zwrot akcji ma zwrot akcji. Jak donut, który w dziurce ma donuta.
Oglądanie kolejnych wybryków Johnsona daje masę radości. Podobnie jak całej obsady. Daniel Craig parodiujący detektywa w stylu Poirota (choć z postury bliżej mu do chandlerowskiego Marlowe'a) doskonale się bawi. Partneruje mu całe grono znakomitych aktorów, a każdy tworzy wyrazistą kreację - mieszanka charakterów jest iście wybuchowa. Sporym zaskoczeniem była dla mnie Ana de Armas, która ujawnia tu swój talent komiczny.
Co najciekawsze - i w moim mniemaniu świadczy o wielkości filmu Johnsona - mimo ciągłej zabawy formą i mrugania okiem do widza, "Na noże" pozostaje porządnym kryminałem. Zagadka wciąga, kolejne tropy dają do myślenia, a rozwiązanie może być zaskoczeniem. Potrzebujecie jeszcze jakiejś rekomendacji?
9/10
Film zobaczyłem na American Film Festival. Polecam ten festiwal. Ogólnopolska premiera "Na noże" 29 listopada. Dystrybuuje Monolith Films. Recenzja z dedykacją dla Full Frontal Pisula.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Na tym blogu tylko Grzybiarz może być Anonimowy...