Strony

piątek, 16 sierpnia 2024

Kaczogród. Korona Majów i inne historie z roku 1963 – recenzja

Na szczęście są na świecie rzeczy, które się nie zmieniają. Wśród nich jest poziom komiksów o Kaczogrodzie autorstwa Carla Barksa. Artysta znów zabiera nas w wyprawy w poszukiwaniu skarbów lub przybliża bolączki czekające na kaczora szukającego (nie zawsze) uczciwej pracy.



Jak zawsze nie możemy narzekać na różnorodność przedstawionych historii. Zadowoleni będą fani Sknerusa. Oprócz korony Majów stary skąpiec będzie także poszukiwał gęsi znoszących złote jaja oraz bronił swojej pierwszej dziesięciocentówki przed knowaniami Magiki De Czar.

Najciekawiej przedstawiają się jednak perypetie Donalda. Wydaje mi się, że w poprzednich tomach Kaczor nie był przedstawiany w tak negatywnym świetle. Jasne, bywał humorzasty i samolubny. Nigdy jednak nie uciekał się do tylu krętactw. Tymczasem w „Koronie Majów” poznajemy go jako oszusta na miejskim festynie, reportera bez etyki zawodowej, ratownika wodnego sabotującego poczynania bohaterskiego psa oraz nieuczciwego właściciela ziemskiego. Wstydź się, Donaldzie.

Jeśli czegoś brakuje, to nieco większego udziału barwnej obsady Kaczogrodu. Bracia Be, Goguś, Daisy i Diodak pojawiają się zaledwie w jednej historii. Obecność Sknerusa, Donalda i jego siostrzeńców pozwala jednak przeżyć ten mankament.

Przy nastym tomie prac Barksa raczej trudno o zaskoczenie. To kolejny zestaw przygód, w których Donald jest czasem do rany przyłóż, a czasem najgorszą istotą na świecie. Siostrzeńcy to raz dzielni Młodzi Skauci, a raz największe nicponie w okolicy. Sknerus bywa dobrym dziadkiem, ale kilka stron później zmienia się w skąpego hipokrytę. A my i tak ich kochamy. I czekamy, co czeka ich w kolejnym tomie.

7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Na tym blogu tylko Grzybiarz może być Anonimowy...