Strony

czwartek, 5 grudnia 2024

Kneecap. Hip-Hopowa rewolucja - recenzja [Gutek Film]

Na ekranach kin prawdziwy sztos - "Kneecap. Hip-Hopowa rewolucja" to film, który mógłby zrealizować młody gniewny Guy Ritchie, gdyby u szczytu formy interesował go polityczny temat ocalenia ojczystego języka Irlandczyków zamieszkujących północną część kraju. To historia wyrastająca z tzw. kina dresiarskiego, ale mająca w sobie drugie dno, które czyni ją nie tylko przystępniejszą, ale też znacznie ciekawszą.



Na podstawowym poziomie to widowisko buzujące od specyficznego ulicznego klimatu, który jest wypadkową scenariusza pełnego osiedlowych akcji oraz energetycznej ścieżki dźwiękowej i dynamicznego montażu. Formalna popisówka łączy się tu z humorystycznym zacięciem, więc całość wchodzi gładko jak mineralka na kaca (jeśli tylko nie przeszkadzają Wam gęsto sypiące się z ekranu bluzgi).

W głównych bohaterów wcielają się prawdziwi członkowie rapowej ekipy Kneecap (sprawdźcie ich wałki na Spotify!), co nadaje całości prawilnego posmaku. Chłopaki śmigają w dresiwach i kominiarach aż miło w rytm własnych nagrywek - na ekranie procentuje chemia między nimi (cementowana latami życiowej znajomości) oraz naturalna, szorstka uliczna charyzma przełamana pewną dozą romantyzmu. Trudno ich nie polubić, zwłaszcza, gdy spod grubej warstwy ortalionu wychodzi ich bardziej kruche oblicze. Na piątym planie znajdzie się też Michael Fassbender, zatrudniony chyba tylko po to, żeby jego sceny można było wmontować w zwiastuny, a tym samym przyciągać więcej ludzi do kin. Ale jest, więc informuję z kronikarskiego obowiązku.

Pod względem oryginalności nie jest to nic, co wykracza poza narracyjne schematy podobnych opowieści. Mimo rozrywkowej formy i pewnych fabularnych uproszczeń całość uszlachetniają napięcia etniczno-polityczne, które są podstawą scenariusza. To najciekawszy element filmu Richa Peppiatta, wyróżniający go na tle wspomnianych na początku produkcji "w stylu Guya Ritchie'ego". W trakcie oglądania narasta w nas uczucie sprzeciwu wobec zastanej rzeczywistości, a po seansie ma się ochotę odpalić tłustego bata, na słuchawki wrzucić rapy i wyjść na ulicę. "Kneecap. Hip-hopowa rewolucja" to kino społecznie zaangażowane, momentami wręcz patriotyczne elegancko pożenione z eskapistyczną formą.

8/10

Dystrybuuje Gutek Film. Za możliwość obejrzenia filmu przedpremierowo dziękuję Kino Pod Baranami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Na tym blogu tylko Grzybiarz może być Anonimowy...