Strony

poniedziałek, 30 czerwca 2025

DCeased. Wojna Nieumarłych Bogów - recenzja

Seria "DCeased" była swego rodzaju odpowiedzią DC na "Marvel Zombies" swojego największego konkurenta. Nie tak znowu ironiczna alternatywna historia przedstawiała świat Ligi Sprawiedliwości, w którym superbohaterowie padli ofiarą wirusa antyżycia, przez który znaczna część populacji zmieniła się w żądne krwi, bezmyślne zombie. A w nadzwyczajnych czasach mają miejsce zaskakujące sojusze, dramatyczne pożegnania i wielkie bitwy. Takimi momentami stały poprzednie odsłony serii.



Wydana w latach 2022-2023 "Wojna Nieumarłych Bogów" zamyka historię tego świata. Początek zwiastuje sielankę. Superbohaterowie znaleźli lekarstwo na wirusa, które pozwala przywrócić zainfekowanych do stanu normalności. Gdy po latach uleczony zostaje Superman, niebezpieczeństwo wydaje się zażegnanie. Niestety, okazuje się, że infekcja nie ogranicza się do Ziemi. Wkrótce bohaterowie będą musieli się zmierzyć z nosicielami wirusa antyżycia z kosmosu, w tym z samym Darkseidem.

Scenariusz napisał Tom Taylor, który świetnie czuje licznych bohaterów, przewijających się przez kolejne karty komiksu. W centrum znajdują się najlepsi przyjaciele Jon Kent i Damian Wayne, noszący żałobę po bat-rodzinie Alfred, a także spora ekipa z kosmosu, od Lobo po Pana Mxyzptlka. Każdy ma tutaj swoje pięć minut i swój charakter. Uwielbiam, że na zaledwie kilku stornach Guy Gardner wciąż jest największym bucem na osiedlu. I jeszcze bardziej czekam na jego interpretację przez Nathana Filliona w "Supermanie" Jamesa Gunna.

Co zaskakujące, emocjonalnym sercem historii okazuje się bolejący nas stratą swych "synów" Alfred. Nie zdradzę, jak potoczą się jego losy, ale zaznaczę, że jest to przejmująca droga. Potwierdzę także, że Taylor umiejętnie żongluje wątkami z uniwersum DC. I czasem zaskakuje swoimi pomysłami, a jednocześnie nigdy nie nagina logiki świata do własnego widzimisię.

"Wojnę Nieumarłych Bogów" czyta się jednym tchem, szybko i ze stale rosnącym zaangażowaniem. Przyznam, że chociaż podobały mi się poprzednie tomy, miałem pewne obawy. Na szczęście zupełnie się one nie potwierdziły. Zamiast tego dostałem sporo dobrej rozrywki — i za sprawą akcji, i mrugnięć okiem dla fanów (wspomniany przez Gardnera "jeden cios"). Gorąco polecam.

8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Na tym blogu tylko Grzybiarz może być Anonimowy...