Strony

środa, 23 lutego 2011

187 - Chopin i hieny

Tutaj wszystko ładnie streszczone - kto, jak, gdzie i za czyje pieniądze.

Co jakiś czas możemy się przekonać, jak fantastycznie działają polscy dziennikarze. Słowa "Smoleńsk" i "katastrofa" będą obecne w codziennych wydaniach wiadomości jeszcze przez co najmniej najbliższy rok, gdy tylko Kubica stanie na nogi, zaraz znajdzie się ktoś inny, najlepiej ofiara wypadku, aby można było posnuć parę teorii spisku. To ulubiona część pracy dziennikarskiej: szukanie SPRAWCY. Wiadomo, że nic nie dzieje się przypadkiem, więc tajemniczy SPRAWCA zawsze macza w całym źle tego świata paluchy. Kubica rozbija się nie dlatego, że to normalna sytuacja w sporcie, który uprawia - ktoś musiał zawinić. Sprawę Smoleńska pominę, nie chcąc wywoływać pyskówki w temacie i tak rozjątrzonej (i codziennie dźganej w porze dziennika zardzewiałym prętem) rany, jaką była ta katastrofa, ale mam nadzieję, że jasny jest już mój punkt widzenia.
Identyczny mechanizm - szukania SPRAWCY - rozpętał się wokół komiksu o Chopinie, który przeklina. PAN DZIENNIKARZ wychwytuje łatwy temat - wychodzi komiks promujący Polskę ZA GRANICĄ. Dopiero co śmialiśmy się z unijnych bączków, a tu grubsza sprawa - wszak Chopin, i to bez wierzby, za to z bluzgami, o wyglądzie Wiśniewskiego i w więzieniu! Zgrozo! PAN DZIENNIKARZ, oburzony tak plugawym zbezczeszczeniem naszego wybitnego kompozytora wychwytuje, że za komiks ktoś zapłacił. I to niemało. Gdy przychodzi do wyjaśnień - wszyscy rozkładają ręce. Nikt nic nie wie, czeski film. Wiadomo tylko, że Ostrowski pewnie siłą lub groźbami zmusił nieszczęsnych urzędników, by wydrukowano jego komiks - ale oni, zastraszeni przez degenerata, solidarnie milczą na ten temat. PAN DZIENNIKARZ, mając temat w garści, dodaje trochę panikarstwa (to coś wszak już prawie, prawie dotykało rąk niewinnych niemieckich dzieci!), szczyptę standardowego narzekania na politykę ogólnie i oto mamy wysmażony tłusty, ociekający histerią SKANDAL. PAN DZIENNIKARZ zaciera ręce - wie, że to chwyci. I chwyta. Dziennikarskie hieny rzucają się na publikację, rozrywając ją na strzępy - nagle z "jednego komiksu" skala zgromadzenia ohydy przenosi się na "cały album" pełen przekleństw i patologii. Lektor o sympatycznym głosie w telewizyjnej jedynce odczytuje dialogi, z kultowym "-Co? Ch**ów sto!" na czele, siejąc zgorszenie w narodzie.
Tego wszystkiego można było uniknąć. I to z pomocą elementarnego (chociaż tak wciąż enigmatycznego w działaniu) środka, jakim jest ROZUM. Czy ludzie, którzy wyłożyli na tę publikację 30 tysięcy euro, potrafią odczytywać tylko napisy na pieczątkach? Wiem, że komiks w ich oczach to jakieś ogłupiające obrazki dla słabiej rozwiniętych dzieci w wieku szkolnym, z których się wyrasta. Wiem, że te 30 tysięcy to koszty, jakie co tydzień państwo z MSZ wydaje na paliwo i waciki. Ale czy naprawdę nie można się przemóc i zobaczyć, za co się komuś zapłaciło? Wieszanie psów na autorze, który wykonał swoją robotę (jest o Chopinie? Jest. Jest niekonwencjonalnie? Jest. W kolorze? Jest.) jest przejawem najgorszego dziennikarskiego zaślepienia, bez cienia chęci na ujawnienie prawdy i wbicia się na ekran po linii najmniejszego oporu. Przecież ten komiks można było wstrzymać w każdej chwili! Ostrowski nikogo nie zmuszał, by go wydawał (chyba, że tak brzmiała umowa "MSZ wyda absolutnie wszystko, co narysuję", wtedy odwołam ten argument), a wszyscy tak się zachowują. Winnego "skandalu" PANA DZIENNIKARZA nie ma, 30 tysięcy znikło jak sen złoty (a potrzeba jeszcze trochę, na "utylizację" tego dziadostwa), a ktoś się obłowił i siedzi szczęśliwy na bezpiecznie obwarowanym stołeczku, z trudem składając literki we własnym podpisie.

Tu nie chodzi o to, czy komiks jest kontrowersyjny czy nie. Nie o to, czy jest dla dzieci czy nie. Nie o to, czy politycy kradną, czy nie. Tylko o zwykłą, elementarną logikę rozumowania. Przede wszystkim PANA DZIENNIKARZA i jego podobnych.
To pisałem ja, Grim.

5 komentarzy:

  1. "wbicia się na ekran po minimalnej linii oporu"
    poprawnie powinno być "po linii najmniejszego oporu" :)

    Fajny artykuł:)
    pozdrawiam

    S.

    OdpowiedzUsuń
  2. No, nic dodać, nic ująć. Jakkolwiek nie mogę powiedzieć, żebym był zadowolony z treści komiksu, tak jednak trzeba przyznać, że otoczka, która wokół niego narosła, jest tak samo kontrowersyjna, jak on sam. A to również mi się nie podoba.

    Biedne, biedne MSZ, wbrew swej woli musiało się ugiąć pod wolą TYRANA i opłacić wydanie tego POTWORA na świat. Biedni, zastraszeni urzędnicy.

    Jak wspominałem prywatnie, fajnie to-to wszystko napsiane.

    A to napisałem ja, Czarna Czarownica Paktu Północnoatlantyckiego. Heh.

    OdpowiedzUsuń
  3. @S. - dzięki za wychwycenie, pisałem wczoraj w nocy nieco impulsywnie, mocno sfrustrowany i mi umknęło.

    OdpowiedzUsuń
  4. nie zgadzam się.
    Jeśli rzecz miała iść do szkół, dziennikarz dobrze zrobił wyciągając sprawę na światło dzienne.

    Piszesz , że ktoś się obłowił - to jasne kto: Kultura Gniewu + jakiś urzędnik z MSZ. Kasa jest całkiem niezła.

    OdpowiedzUsuń
  5. Komiks nie miał iść do szkół. Rozważano to i zarzucono pomysł. Całą historyjkę wymyślił Pan Owsiany (na podstawie analogii komiks = dzieci), który rozpętał potem panikę, podsycaną przez TVN.

    Kultura Gniewu i autorzy wzięli wreszcie (choć raz!) rzetelne pieniądze za wykonaną pracę, zgodną ze zleceniem. Jeśli poszły jakieś machloje z resztą kwoty, to raczej na wyższych półkach.

    OdpowiedzUsuń

Na tym blogu tylko Grzybiarz może być Anonimowy...