MUZYCZNE ROZMOWY NA DWIE GŁOWY,
Czyli
DYSPUTY NA DWIE NUTY
W serii gościnnych rozmów z Malvagio, czyli Adamem Czernatowiczem, tajemniczym scenarzystą i współtwórcą komiksu „Człowiek Bez Szyi” (premiera podczas Festiwalu Komiksowa Warszawa) postaramy się przybliżyć kilka najbardziej wartościowych i interesujących musicalowych odcinków seriali animowanych, jakie dane nam było oglądać w polskiej telewizji. Ponieważ muzyka i animacja łączą się nierozerwalnie od czasu Dinner Time i Parowca Willy, wyłoniliśmy z kreskówek o odcinkach śpiewanych w całości bądź wypełnionych piosenkami wyłącznie produkcje z ostatniego dziesięciolecia. Na pierwszy ogień – legendarny odcinek Atomówek – See me, feel me, Gnomey (Pol. Róży kwiat zmienia świat)
GRIM: Jeśli mówimy o tym odcinku, ważne są dwie informacje. Pierwsza: musical miał być zakończeniem całej serii, jej podsumowaniem i epilogiem zarazem. Druga: odcinek został zakazany przez swą (rzekomo) komunistyczną wymowę i nie został wyemitowany.
MALVAGIO: W taki to oto prosty sposób odcinek ten stał się chyba najbardziej znany ze wszystkich. Świetny marketing, zawsze to powtarzam. Przechodząc już jednak do bardziej "technicznych" szczegółów - odcinek jest długi, bo zajmuje prawie 22 minuty. Poza tym - jest śpiewany. W CAŁOŚCI (nie licząc drobniutkiej części w końcówce, ale mniejsza). Całkiem niezłe osiągnięcie, jak na mój gust.
GRIM: Słowo o fabule - podczas gigantycznej bitwy z niemal wszystkimi łotrami ze swojej obszernej galerii zła Atomówki przegrywają bitwę o miasto Townsville ze współpracującymi złoczyńcami. Pokonane, leżąc na gruzach zrujnowanego miasta, zawierają pakt z tytułowym gnomem - ukrytym w kwiecie róży małym, wrednie wyglądającym czarownikiem w spiczastej, czerwonej czapeczce i takimż płaszczu (ciekawostka - OFICJALNYM powodem zakazania emisji był właśnie płaszczyk, mieniący się czerwono-srebrnymi rozbłyskami, co miało stanowić zagrożenie wystąpienia oczopląsu u małoletnich widzów), który w zamian za - drobnostka - ich moce sprawi, że Townsville stanie się utopią, nieznającą zła. Dziewczynki zgadzają się, wierząc, że to uwolni je od brzemienia wiecznej walki i pozwoli cieszyć się życiem. Gnom pozbywa się więc zła (co polega na dosłownym USUNIĘCIU przestępców) i magią odbudowuje miasto, które obrasta gigantycznymi różami. W największej gnom urządza swą kwaterę i odbiera hołd od wdzięcznych mieszkańców, którzy stają się jego radosnymi i wiernymi niewolnikami i wyznawcami. Co więcej, Atomówki też są zadowolone z takiego obrotu sprawy, dopóki na ich drodze nie stanie profesor Atomus w...rzeźnickim uniformie, z tasakami w dłoniach. Uświadamia on córkom (w dość obrazowy sposób), że umowa między nimi a gnomem jest nieważna - nie może istnieć pokój bez wolności, odebranej zaślepionym ludziom przez różanego tyrana. Dziewczynki lecą więc do jego kwatery, by obalić samozwańczego bożka, uświadamiając sobie, jak ważne jest istnienie zła obok dobra dla równowagi świata. Całość zamyka powrót złoczyńców, którzy ramię w ramię z pozytywnymi bohaterami i szarymi obywatelami śpiewają o cudzie różnorodności świata, który ma najróżniejsze odcienie, nie tylko czerń i biel.
MALVAGIO: Tu warto się zatrzymać, bowiem mamy do czynienia z pierwszą naprawdę ciekawą piosenką, która towarzyszy pojawieniu się gnoma (swoja drogą, STRASZNIE przywodzi mi na myśl niesławnego Rumpelstiltskina, który też operuje na transakcjach wiązanych) i złożeniu przezeń propozycji. Piosenka o tyle ciekawa, że gnom pokazuje w niej swoje dwa oblicza - najpierw jawi się jako miły/przyjazny do bólu różany karzełek z bródką jak choinka zapachowa - wyraża to ciepły i spokojny głos, gwarantujący naprawę sytuacji w mieście. A chwileczkę później z jednym z najbardziej złośliwych uśmiechów podkreśla, ŻE NIE MA NIC ZA DARMO. A potem... zgrzyt maksymalny, bo piosenka robi się OSTRA. Zarówno pod kątem słów gnoma, który nie prosi, a wręcz żąda, jak i wykonywanych przez niego gestów. Tu mała dygresja - ja się pytam, GDZIE TE ATOMÓWKI MAJĄ ROZUM?! Ostry głos, stawianie żądań, wyginanie rąk w szpony.... Kto zaufałby komuś takiemu?! No cóż... odpowiedź już znamy, więc przejdźmy dalej. Zaznaczę jeszcze tylko, że gnom ma najlepszy głos w całym odcinku.
MALVAGIO: Trzeba profe... a może rzeźnikowi/masarnikowi Atomusowi przyznać, że na czym, jak na czym, ale na sugestywnych obrazach to się zna. I to bardzo dobrze. Jego piosenka nosi wymowny tytuł "Freedom beef" (co w polskiej wersji zostało przetłumaczone na "Kotlet raz!", NIE WYCIĄGAJCIE JEDNAK SIEKIER. Ani pochopnych wniosków. Zaczekajcie grzecznie do akapitu z omówieniem polonizacji odcinka). Tytułową wołowinką są mieszkańcy Townsville, a może nawet ogólnie ludzie, którzy są "jak tłum prowadzeni na RZEŹ!". A dlaczego? Ponieważ poświęcili, wszystko co posiadali, dla bezpieczeństwa. A kiedy człowiek jest najbardziej bezpieczny? GDY JEST ZNIEWOLONY I INNI MYŚLĄ ZA NIEGO, co Atomus ładnie wyraża podczas ciachania tasakami i rytmicznego nawalania w półtuszę, zapewne wołową. Tak czy inaczej, Atomówki uświadamiają sobie, że gnom nie wypełnił warunków umowy, została ona zatem zerwana (Rumpelstiltiskin, Rumpelstilstkin... oj, przepraszam). I tutaj najdziwniejsza rzecz... skoro umowa byłą cały czas nieważna, TO JAKIM CUDEM ONE NIE WIEDZIAŁY, ŻE DALEJ MAJĄ SWOJĄ MOC?! To nie ma najmniejszego sensu, to nie jest logiczne, a jeśli ktoś będzie chciał to wyjaśnić mówiąc, że to magia, to strzelę go półtuszą przez łeb. Tako rzekłem ja.
GRIM: Poza wymienionymi, na szczególną uwagę zasługuje też piosenka przywołania nieokreślonych STARSZYCH, przodków gnoma, którzy mają go wesprzeć swą mocą - fenomenalnie zaśpiewana inkantacja i fantastyczny instrumental na końcu z naprawdę solidnymi riffami gitarowymi. Kawał dobrej roboty. Następująca bezpośrednio po niej i zupełnie odmienna w stylistyce modlitwa do słońca, które na nowo zalśniło na niebie czerpie z estetyki hipisowskiej i jest kolejną fantastyczną melodią, pełną ciepła i optymizmu. Pozostałe są niezłe, ale nie zostają w pamięci. Najbardziej zawodzi starcie z gnomem (świetne w warstwie tekstowej, ale kulejące melodycznie) i finał (zupełnie nijaki i błyskawicznie uciekający z pamięci).
MALVAGIO: Co do finału - piosenka owszem, nie za ciekawa, klimatem przywodząca Disneya, ale tego najgorszego sortu, bleh. Poza tym mieszkańcy miasta, z których większość wygląda, jak gdyby była owocem "ZŁEGO ZWIĄZKU". Ale ad rem - warto wspomnieć o śmierci gnoma, której towarzyszy eksplozja... W CAŁKOWITEJ CISZY. I czerni i bieli. Niesamowita sprawa.
GRIM: To prawda. Poprzedzona (zaprawioną psychodelicznym klimatem) melorecytacją, przechodzącą z zdławiony szept (wspomniany jedyny mówiony fragment), sprawia naprawdę niesamowite wrażenie. Co prawda, za moment efekt zostaje zburzony najbardziej idiotyczną z napisanych na potrzeby odcinka piosenek. Szkoda.
MALVAGIO: Całą esencją swojej istoty się zgadzam. A teraz polonizacja - z mojej strony szybko, bo... bo boli. Moje nacjonalistyczne serce krwawi, przyznać bowiem muszę, że nasza wersja językowa nie umywa się do oryginalnej. Pod prawie KAŻDYM względem... Ech, lepiej Ty im to przybliż...
GRIM: Największym plusem naszej wersji językowej jest fakt, że piskliwe głosy Atomówek nie brzmią aż tak irytująco, jak oryginalne. Piosenki przetłumaczone są zawodowo, oddają przesłanie i wychwytują symboliczne znaczenia. Niestety, ich wykonanie zawodzi. Na plus można zaliczyć tylko "Kotlet raz" z naprawdę przejmującym tekstem i świetnym wokalem. Reszta piosenek...nie jest zła, ale nie jest też dobra. Aktorzy czasem nie śpiewają w rytmie, burzą melodię i wpadają w dysonanse. Pierwszej piosenki (wspólny numer złoczyńców) mniej więcej od połowy nie można zrozumieć. Niestety, nasz fantastyczny zazwyczaj dubbing w tym wypadku zawiódł. Nie martw się, nie wspomnę o burmistrzu.
MALVAGIO: ... Wspomniałeś. Dla świętego spokoju powiem tylko, że CIA mogłoby go wykorzystywać w swoich przesłuchaniach. Sukcesy murowane.
GRIM: Podsumowując, ten odcinek jest bardzo dziwny. Od pewnego momentu przemienia się ze standardowej opowiastki w atomówkowych klimatach w sugestywną parabolę dotyczącą nie tylko konieczności współistnienia dobra i zła, ale także problemu wolności i indywidualności. Owszem, przez szafowanie amerykańską flagą i symbolami demokracji ten aspekt zostaje spłycony, ale jednak wciąż pozostaje niezwykle mocno przemawiający nie tylko do młodego widza. Przetkane symboliką piosenki (spora ich część dotyka spraw uniwersalnych) przemycają treści, jakich zazwyczaj nie widuje się w animacjach. A zwłaszcza w Atomówkach, które rzadko kiedy pretendowały do ukazania tak wzniosłych idei i to na poważnie.
MALVAGIO: Podsumuję to tak - bardzo ciekawy zabieg, bardzo ciekawy odcinek, zarówno jeśli idzie o formę, jak i treść. Atomówki z refleksjami zamiast WALENIEM PIĄCHĄ? No wreszcie... A do WALENIA PIĄCHĄ jeszcze wrócimy.
GRIM: Oj tak, bo w następnym odcinku odwiedzimy mroczne Gotham City i jednego z najdziwniejszych i najbardziej rozśpiewanych superzłoczyńców, jakich zrodziła popkultura. Do usłyszenia!
jedno słowo:
OdpowiedzUsuńAWESOME.
Mmmm no nie do końca chodziło o pelerynkę gnoma, raczej o migające na biało-czerwone tło podczas jego śpiewu do przodków, Naprawdę was to tam nie raziło? Ktoś kto ma epilepsję ma atak na miejscu...
OdpowiedzUsuńWybacz Integro, ale autorów powyższego posta już nie ma na tym blogu, więc nie mogą Ci odpowiedzieć, ale łączę się z Tobą w bólu ;)
OdpowiedzUsuńMyślę, że atomówki, zgodziły się gdyż oślepiła je wizja tego, że mogą zwalić na kogoś obowiązki. Właściwie pewnie nie obchodziło je na kogo, bo przecież nawet jak mu nie wyjdzie to już będzie jego wina. A co do tej mocy, to:
OdpowiedzUsuńa)Czemu miały by "czuć", że mają moce? Mogły by co najwyżej to sprawdzić, ale myślę, że były zbyt podekscytowane by się tym interesować.
b) Nawet gdyby, mógłby na nie zadziałać efekt uncebo. Wmówiono im, że nie mają mocy i są o tym święcie przekonane.
Mam też teorię, że może profesor nie dał się oślepić ponieważ Atomówki to jego córki i są dla niego ważniejsze niż bezpieczeństwo. Ale reszta ludzi chce być oślepiona i zaczyna się nawet "podlizywać" do tego co aktualnie jest jakby najsilniejszy. Gdy wszystkich złych pokonał i zabrał atomówkom moce gnom to podstawiali się do niego, gdy Atomówki go zabiły, to do nich. Co za "lojalność"! O ile chodzi o władzę i podstawianie się jako grupa może nie jest to aż tak zauważalne, ale jest tak w prawdziwym świecie! Ale znam też takich co postępują tak też przy przyjaciołach! Moja niby przyjaciółka przez wiele lat była miła tylko gdy w pobliżu nie było "groźniejszych" dziewczyn, wtedy była z nimi i wobec mnie zachowywała się podle. W końcu jednak przestałam z siebie robić popychadło i jest OK, ale ona mi się przypomina przy tej ostatniej piosence ludu. Co do tej piosenki, w której tłumaczyły, że nie ma dobra bez zła, jest OK, tylko mało melodyczna, ale ma świetny przekaz. To chyba tyle.