Zanim przejdę do meritum dzisiejszej notki, czyli komentarza do finałowego odcinka, chciałbym na chwilę wrócić do zeszłotygodniowego epizodu, o którym nie miałem kiedy napisać.
SPOILERY
Obok dwóch, o których pisałem, był to trzeci najlepszy odcinek sezonu. Spustoszenia, jakie czynił smoczy dziki ogień (dzięki Kamil!) i sposób, w jaki zostały zaprezentowane, na prawdę robiły wrażenie. Poza świetnym tempem odcinka, dwoma równoległymi wątkami, które sprawnie się przeplatały, był oczywiście napierdalando time, na który czekał chyba każdy. Muszę przyznać, że walka wypadła całkiem fajnie, nie była to może bitwa o Helmowy Jar, ale chyba nikt się takowej nie spodziewał, nie powinniśmy zbyt wiele wymagać od pozycji serialowej. Zwłaszcza, że pewnie większość hajsu poszła na animację smoczego dzikiego ognia pustoszącego statki Stannisa. Musicie przyznać, że ten pierwszy wybuch był piękny!
Finał drugiego sezonu Gry o Tron zrobił mi całkiem dobrze. Już początek z twistem, który zaserwował nam Joffrey i Tudorowa Anne Boleyn w stosunku do Sansy mnie zaskoczył. Plus podobała mi się reakcja rzeczonej i porzuconej niedoszłej królowej - radość, a już za chwilę smutek, gdy dotarło do niej, że wcale nie będzie lepiej.
Miło było również zobaczyć miotającego się i przerażonego Theona, gdy Winterfell zostało otoczone. Rozdarty pomiędzy rozpaczliwym pragnieniem przeżycia a chęcią zachowania resztek ubabranego w błocie honoru, zdecydował się na bohaterskie wyjście. Szkoda, że nie doszło do skutku i Theon dostał po głowie mimo wielkich słów - a może właśnie za nie.
Żal mi było Karła, który zaczął bardzo szybko iść na dno, a w zasięgu wzroku nie miał nawet brzytwy, której zapewne rozpaczliwie by się chwycił, gdyby tylko takowa się pojawiła. Największy cwaniak został sam jak palec (i to palec mały!), misterne plany się posypały, ale przynajmniej stare porzekadło się sprawdziło - kto nie ma szczęścia w kartach, ten ma szczęście w miłości, co zdaje się potwierdzać obecność przy Tyrionie stereotypowej panny lekkich obyczajów o złotym sercu. Z tego co wyczytałem w internecie, krasnal winien stracić nos w poprzednim odcinku, jednak wiązałoby się to ze zbytnimi kosztami charakteryzacji w przyszłości, więc po bitwie została mu jego szpetna blizna.
Scena z Kalisi, błąkającą się po labiryncie z pochodnią w dłoni, niczym Indiana Jones, i przechodzącą przez kolejne etapy czegoś, co przypominało chory sen nastolatka była bardzo fajna. Sporo klimatu dodały sceny "zimowe" i samo zakończenie, łańcuchy, smoki, te sprawy, pokonanie złego. Pod koniec, w scenie ze skarbcem, Matka Smoków, która przez cały sezon lekko mnie irytowała i jakby nie mogła znaleźć swojego miejsca, wreszcie pokazuje, że zasługuje na miano Córki Burzy i całkowicie odzyskała moją sympatię, jaką darzyłem ją w pierwszym sezonie. Chyba w końcu zrozumiała, że może liczyć tylko na siebie i nie ma co szukać pomocy u kłamliwych czarnuchów. Wszak czarny nie wyszczupla, czarny kradnie.
Również pojawienie się na ekranie Kratosa, Conana, znaczy się Drogo wywołało na mojej twarzy uśmiech. Co zrobić, że lubię tego wielkoluda? :)
Sporo namieszał w świecie przedstawionym asasyn Aryi pokazując swoje niecodzienne umiejętności. Ciekawe co z tego będzie, bo zapowiada się fajnie, a Bravos wydaje się być bardzo interesującym miejscem - mam nadzieję, że fabuła się kiedyś tam przeniesie, choćby na chwilkę i poznamy więcej jego niezwykłych mieszkańców.
Wizualnie to jeden z najlepiej zrealizowanych odcinków w całej serii. Poza świetną pod względem choreograficznym (wreszcie właściwa dynamika podczas machania mieczem) sceną walki Snowa ze starym (-ą?) wroną (wybaczcie, ale postaci jest tak dużo, że nie jestem w stanie zapamiętać wszystkich imion) ogromne wrażenie wywarła na mnie sama końcówka odcinka. Nie chodzi nawet o konsekwencje fabularne, które z pewnością odbiją się bohaterom czkawką, którą usłyszymy w trzecim sezonie, a z której to czkawki bohaterowie sobie jeszcze nie zdają sprawy, ale o sam model i wykonanie postaci Białych Wędrowców (?). Może trochę nazbyt przypominały zombie lub wisielca z Hellboya, ale robiły wrażenie - zwłaszcza postać na koniu i sam "poszarpany" koń, z kawałkami skóry powiewającymi lekko na wietrze. Moc.
Podsumowując, finał - mimo, że nie tak spektakularny, jak koniec pierwszego sezonu - był jednym z najlepszych odcinków drugiej serii. Szkoda, że tych porządnych odcinków było tak mało, a reszta wiała nudą, mimo że niejednokrotnie mogła cieszyć oko stroną wizualną i niezłymi dialogami. W sumie drugi sezon wypadł bardzo blado w stosunku do pierwszej serii, w której większość odcinków była świetna i zdarzyło się tylko kilka wpadek. Niestety, bilans sezonu drugiego przedstawia się następująco - cztery dobre odcinki na dziesięć. Szkoda, że tak mało, choć i tak dobrze, że chociaż te odcinki, które były świetne (4,6,9,10), były takie praktycznie pod każdym względem.
Za rok przekonamy się, czy trzeci sezon da radę. Jedno jest pewne - będzie się działo.
chuja tam wiesz, po pierwszych dwóch odcinkach już było dobrze. a poza tym to Stannis przez dwa "n".
OdpowiedzUsuńTrolololo (RIP)
Kiedy spytałem kumpla od książek, kiedy Stannisław wreszcie zostanie królem odpowiedział mi: "w poniedziałek". Czekam więc na więcej poniedziałkowych odcinków, by przepowiednia mogła się spełnić. Strasznie szybko się te sezony kończą.
OdpowiedzUsuńTak w ogóle, to jestem kontent. Choć nie ukrywam, że pewne rzeczy zwyczajnie umykają mej słabej pamięci. Dlaczego Starkówna nie uciekła z Ogarem? Dlaczego Winterfell zostało spalone, choć Greyjoyowie je opuścili? Dlaczego mali Starkowie musieli uciekać, skoro miasto było oblegane przez ich lennika?
Mały House jak zawsze super. Theon pokazał, że chce dobrze. Targaryenówna pokazała, że nie jest ciastkiem (nareszcie!). I mocna końcówka z Innymi. Uroczo!
Zakładając, że obędzie się bez opóźnień, to na koniec cyklu przyjdzie nam poczekać jeszcze... 5 lat. Brace yourselves!
@Gombie - "Dlaczego Winterfell zostało spalone, choć Greyjoyowie je opuścili?"
OdpowiedzUsuńA to nie było tak, że właśnie Greyjoyowie opuszczając miasto je podpalili?
Co do reszty pytań nie wiem - może Starkówna bała się Ogara?
Pięć lat? Zakładając oczywiście, że kolejne tomy również będą kręcone w cyklu "jeden tom - jeden sezon", a patrząc na grubość niektórych może się to nie udać. Plus oczywiście nie wiadomo kiedy sam George R.R. raczy dopisać dwa (cztery?) ostatnie tomy. Patrząc na tempo, jakie ostatnio prezentuje, to strzelam, że przyjdzie nam poczekać jeszcze 10 lat. Przynajmniej.
@Grzybiarz:
OdpowiedzUsuńZ tym spaleniem to może być tak. Resztę odkryją pewnie książki.
Martin prewencyjnie zdradził twórcom serialu kierunek cyklu. Na wypadek własnego zgonu, bo młody ani zdrowy to nie jest. Umożliwiłoby to dokończenie serii w tv, nawet jeśli w książkach pojawiłaby się pustka. No, i pewnie umożliwiłoby uniknięcie opóźnień.
W Daenerys jestem zakochany i nie mogę się doczekać aż jej smoki urosną, czuje swąd palących się ciał! Małego szkoda bardzo, czekam tylko kiedy Joffrey zostanie ubity..
OdpowiedzUsuń"1. Sansa nie uciekła z Ogarem, bo po pierwsze boi się Lannisterów, a po drugie boi się samego Ogara. Wciąż ma w głowie rycerzy na białych rumakach i nie dociera do niej, że taki "potwór" jak Ogar może chcieć dla niej dobrze.
OdpowiedzUsuń2. W serialu tego nie wyjaśniono do końca, ale podejrzewam, że zrobiono to, jak w książce. A więc należy przyjąć, że to właśnie ten "lennik" spalił całe Winterfell, ale winą za to obarczy Żelaznych Ludzi. Do tego wszyscy myślą, że chłopcy nie żyją - lepiej dla nich, by na jakiś czas się ukryli. Postać osoby oblegającej Winterfell powinna się jeszcze pojawić w przyszłych sezonach - wtedy na pewno zrozumiesz ucieczkę Starków;)." za Hagath z forum Gildii.
I kolejne odopwiedzi na nurtujące nas pytania:
OdpowiedzUsuń"Nie wiadomo. W książce w tym czasie na Północy toczą się prywatne wojenki lordów o schedę po ostatnim członku jednego z pomniejszych rodów, a po zachodniej części grasują Żelaźni wyspiarze wysłani tam przez Theona, który dostał od ojca więcej niż jeden statek. Natomiast sam Ramsay Snow (czyli bękart lorda Boltona który w serialu miał przybyć z odsieczą Winterfell) cieszy się bardzo złą sławą i jest wyjęty spod prawa. Mimo to Bran rozważa schronienie się u jednego z lordów którego lojalności jest pewien, jednak do pójścia w kierunku Muru nakłaniają go dwie postacie nieobecne w serialu, każąc odszukać mu Trójoką Wronę. Żadnego z tych wątków nie ma w serialu, i o ile jestem w stanie zrozumieć brak czasu i budżetu, to wystarczyło, żeby zamiast tego umierający Luwin powiedział, że Bran nikomu nie może ufać, bo Winterfell spalił jeden z jego lenników i coś złego się święci.
Ogólnie im dalej w las, tym mniej serial trzyma się kupy, wycinając lub zmieniając całe fragmenty tekstu i motywy postaci." za Idaan z forum Gildii.
Co Ty na to Gombie?
Dla mnie spoko. Ale w takim razie w serialu powinni skasować trochę seksy i wrzucić trochę więcej sklejek wątkowych.
OdpowiedzUsuńWniosek: do książek!