Kreacja postaci
Sherlocka Holmesa w filmach Guya Ritchiego – twórcza zdrada czy
przykładne odwzorowanie?
Stereotypowy
wizerunek Sherlocka Holmesa – prawdopodobnie najpopularniejszego
detektywa wszech czasów, a z pewnością najchętniej pokazywanego
na ekranie – kojarzy nam się z czapką z dwoma daszkami, kraciastą
peleryną i zakrzywioną fajką. Za ową wizję, która na stałe
zagościła w świadomości społeczeństwa, odpowiada nie twórca
postaci, sir Arthur Conan Doyle, a ilustrator jego opowiadań. To
Sidney Paget obdarzył detektywa rekwizytami, które ani raz nie
pojawiają się w oryginalnych opowiadaniach. Do stereotypowego
wizerunku detektywa swoje trzy grosze dołożył również pierwszy
naprawdę znany aktor, który się weń wcielił – to Williamowi
Gillette’owi zawdzięczamy charakterystycznie zakrzywioną fajkę
typu calabash. Wizerunek Holmesa, kreowany w filmach Ritchiego jest
daleki od schematycznego, jednak dużo bliższy oryginalnemu
wyobrażeniu ukazanemu w czterech powieściach i pięćdziesięciu
sześciu opowiadaniach, gdzie fajka Holmesa była prosta (gliniana
bądź wiśniowa), płaszcz jednolity, a czapkę zastępował zwykły
kapelusz.
Poza wyglądem
zewnętrznym, wielkie kontrowersje u „fanów prawdziwego Holmesa”
wzbudziła jego sprawność fizyczna, wyeksponowana w obu filmach
bardzo wyraźnie. Kolejny raz Richie walczy ze stereotypami,
wydobywając z opowiadań Conan Doyle’a wątki jedynie zarysowane i
czyniąc z nich – często poprzez stosowne wyolbrzymienie -
prawdziwy atut swoich filmów. Mając w pamięci portret Holmesa,
jako flegmatycznego dżentelmena, który z fajką w ustach rozwiązuje
zagadki kryminalne praktycznie nie ruszając się z ulubionego fotela, może
dziwić widziana na ekranie postać odgrywana przez Roberta Downeya
Juniora. Należy jednak pamiętać, że Arthur Conan Doyle
kilkukrotnie wspomina w opowiadaniach, że Holmes nie tylko uprawiał
boks (opowiadanie Samotna cyklistka), ale również popularną
pod koniec XIX wieku sztukę bartitsu (Pusty dom). Ritchie
wyolbrzymia te cechy, czyniąc ze swojego bohatera prawdziwego
mistrza sztuk walki, jednocześnie bardzo dynamizując postać i
dopasowując ją do współczesnych wyobrażeń o (super) bohaterach.
Sceny walk w
dziełach Ritchiego nie tylko zapewniają sporą dawkę emocji, ale
też w genialny sposób ukazują najważniejszą cechę Holmesa –
zdolność dedukcji. Pod pretekstem szybkiego pokonania przeciwnika
detektyw przewiduje jego kolejne ruchy i analizuje własne zamiary.
Niesamowity efekt wzmagają zastosowane środki filmowego wyrazu –
zwolnione tempo czy głos z offu. Tak przedstawiony zabieg dedukcji
pozwala wejść czytelnikowi w umysł bohatera, co prowadzi do
kolejnego ważnego faktu, który czyni wizerunek filmowego Holmesa
bardzo odległym (na pierwszy rzut oka) od jego literackiego
pierwowzoru.
Conan Doyle
narratorem swoich historii uczynił doktora Johna Watsona. To właśnie
jego oczami patrzymy na Holmesa i otrzymujemy bardzo subiektywny
obraz. Watson jest zafascynowany i oczarowany, wie o Holmesie to, co
zobaczy i czego się od niego dowie. Tylko sporadycznie i w sposób
bardzo delikatny zwraca uwagę na słabości przyjaciela, a jego
wiedza na temat detektywa nie jest pełna. W filmach jest zupełnie
inaczej, wizerunek bohatera jest bardziej kompletny i obiektywny,
dzięki wspomnianemu wyżej wniknięciu w umysł bohatera, ale i
zastosowaniu w filmach punktu widzenia i punktu słyszenia samego
Holmesa. Widz otrzymuje gotowy obraz. Reżyser – w przeciwieństwie
do Doyle’a – zostawia niewiele miejsca dla wyobraźni, zgodnie
zresztą z filmową tradycją.
Ritchie wydobywa
również inne charakterystyczne cechy dziewiętnastowiecznego
detektywa. Holmes jest w filmie kreowany na postrzelonego geniusza.
Gra na skrzypcach została sprowadzona do smutnego brzdąkania, a
uzależnienie od morfiny i kokainy zastąpione piciem płynu do
operacji oka. Tak, jak w oryginale, praca jest dla Sherlocka
uzależniająca. Brak możliwości rozwiązywania nowych zagadek
kryminalnych wprawia Holmesa w stan odrętwienia i zmusza do
ekscentrycznych zachowań (szalone eksperymenty, wystrzeliwanie w
ścianie inicjałów królowej Anglii, kilkumiesięczna izolacja w
zamkniętym pokoju). Pamiętano o zamiłowaniu Sherlocka do
przebieranek i aktorstwa. Film w ciekawy sposób wzbogaca również
historię Irene Adler – szantażystki, której udało się oszukać
detektywa. Prawdopodobnie jedynej kobiety, którą Holmes darzył
głębszym uczuciem. Motyw romansowy ukazuje perwersyjną fascynację
detektywa światem przestępczym. W tym miejscu warto byłoby również wspomnieć o homoerotycznym wątku pojawiającym się w obu filmach, jednak to temat na osobną analizę.
Wybór Roberta
Downeya Juniora do roli Sherlocka Holmesa z pewnością był
kontrowersyjny i miał spory wpływ na odbiór całego filmu. Jednak
poza niepasującym wyglądem zewnętrznym, trzeba przyznać, że
Sherlock Ritchiego jest niekiedy nawet bardziej wierny literackiemu
oryginałowi niż wizerunki detektywa z klasycznych już adaptacji.
Zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę nie stereotypowe
wyobrażenie postaci, utarte w zbiorowej popkulturowej świadomości
przez ilustracje, okładki oraz poprzednie adaptacje filmowe, a
kanoniczny portret zarysowany przez Conan Doyle’a w oryginalnych
opowiadaniach. Każdy miłośnik geniusza z Baker Street powinien
docenić wyobrażenie proponowane przez Guya Ritchiego. Nawet
jeśli sam film wydaje się zbyt nowoczesny, przygody zbyt
dynamiczne, a sceny akcji zbyt częste, to kreacji postaci – może
poza czysto kampową, nieco łobuzerską aparycją – nie można wiele zarzucić.
Filmografia:
Sherlock Holmes,
reż. Guy Ritchie, USA 2009.
Sherlock Holmes:
Gra Cieni (Sherlock Holmes: A Game of Shadows), reż. Guy
Ritchie, USA 2011.
Bibliografia:
Doyle
Conan Arthur, Księga wszystkich dokonań
Sherlocka Holmesa, [red.] J. Celer,
Warszawa 2011, Wydawnictwo Rea.
Helman Alicja, Twórcza zdrada - filmowe adaptacje literatury, Poznań 1998, Wydawnictwo ARS NOVA.
Słuszne spostrzeżenia. Holmes książkowy to jedna z najgenialniejszych postaci w historii literatury, a obydwa najnawsze filmy są bardzo dobre, zwłaszcza znakomita jedynka.
OdpowiedzUsuńDzięki za komentarz. Również uważam jedynkę za znakomitą, z dwójką gorzej, ale wiadomo jak bywa z sequelami. Ma całkiem inny klimat, akcja gna na łeb na szyję, mnie tu śledztwa a więcej pościgów i choć podróż po Europie była bardzo fajna, tak brakowało mi jednak XIX w. Londynu :)
OdpowiedzUsuń