„The Goon” w jednym zdaniu? To przygody wielkiego, brzydkiego gościa, który okłada pięściami zombiaki. W drugim tomie zbiorczego wydania przygód Zbira Eric Powell nie patyczkuje się ze swoim bohaterem – przyjdzie mu stanąć na czele grupy rugbistów, zwiedzi inny wymiar, gdzie kury mają zęby, z ramienia związków zawodowych upomni się o opiekę dentystyczną dla pracujących duchów, weźmie udział w reinterpretacji „Opowieści wigilijnej” Dickensa, a nawet trafi do więzienia za niewinność. A to wszystko tylko w połowie opasłego tomu (400 stron), bo potem Powell serwuje nam „Chinatown”.
Tak
jak w tomie pierwszym – mamy tu kupę szalonych pomysłów z
różnych rejestrów. Nie brakuje żartów na granicy dobrego smaku i
akcji, która pędzi na złamanie karku. Po kilku pierwszych
zeszytach pomyślałem, że to powtórka z rozrywki, która nie może
mnie już zaskoczyć. Lektura „The Goona” wciąż dawała mi masę
frajdy, jednak zaczynało wkradać się w nią znużenie. Po kilkuset
stronach nawet najbardziej odjechane pomysły spowszedniały (nawet
mimo tego, że mamy tu m.in. opowiadanie z Frankym w roli głównej i
kilka shortów komiksowych od innych artystów). Na szczęście potem
pojawia się „Chinatown”.
„Chinatown
i tajemnica pana Wickera” to długa, ponad stu stronicowa opowieść,
która rozgrywa się w dwóch planach czasowych. Współczesne
wydarzenia są odbiciem bolesnej przeszłości Zbira. Po prawie 300
stronach szaleństw, bicia się na pięści z zombiakami i innym
nieumarłym tałatajstwem, Eric Powell serwuje nam coś o wiele
spokojniejszego. Brakuje tu też humoru charakterystycznego dla
cyklu. „Chinatown” to melancholijna, pełna romantyzmu opowieść
bez happy endu, w której wątki gangsterskie mieszają się z
historią o nieodwzajemnionej miłości i złamanym sercu. Sam Powell
przyznaje, że było to najpoważniejsze wyzwanie podczas pracy nad
serią o Zbirze i bał się reakcji czytelników. Te jednak okazały
się nad wyraz pozytywne – miniseria została nagrodzona aż
siedmioma statuetkami Eisnera. „Chinatown” jest przepięknie
zilustrowane (retrospekcje zostały utrzymane w malarskiej manierze) i potrafi
chwycić za serce. Kolejny raz okazuje się, że „The Goon” jest
najlepszy wtedy, gdy możemy zajrzeć pod grubą skórę głównego
bohatera, zobaczyć jego wrażliwą naturę i skaleczone serce.
Drugi
tom „The Goon. Kolekcja” zbiera trzy oryginalne trejdy wydania
amerykańskiego. Na ponad 400 stronach znajdziemy sporo szaleństwa,
które w finale tomu przeradza się w coś pięknego i o wiele
bardziej poważnego. W trakcie lektury czeka nas niejedno
zaskoczenie, a na deser możemy przejrzeć masę szkiców z prac nad
komiksem, które zostały opatrzone komentarzem autora. „The Goon”
to jedna z moich ulubionych serii na rynku i cieszę się, że
wydawnictwo Non Stop Comics dostarcza czytelnikom komiks tak
niejednoznaczny.
9/10
„The
Goon. Kolekcja” ukazuje się nakładem Non Stop Comics. Tom trzeci
już w listopadzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Na tym blogu tylko Grzybiarz może być Anonimowy...