„Frankenstein żyje, żyje!”
Steve'a Nilesa (scenariusz) i Berniego Wrightsona (rysunki) to
teoretycznie komiks, który w praktyce przypomina artbook.
Kontynuacja legendarnej powieści Mary Shelley została wydana w
dużym formacie, twardej oprawie i składa się w większości z
całostronicowych kadrów lub wręcz wypełnionych szczegółami i
stworzonych z wielkim rozmachem rozkładówek. Strony, na których
odnajdziemy bardziej klasyczne kadrowanie, są tu rzadkością –
zresztą nie uświadczymy w tym komiksie więcej niż trzech kadrów
na pojedynczej stronie. Mimo to nie można mówić o redukcji słowa
pisanego – większość plansz wypełniona jest narracją
prowadzoną przez tytułowe monstrum w pierwszej osobie, a i nie
brakuje również dymków dialogowych.
„Frankenstein żyje, żyje” jest
ujmująco staroświecki. Pełne szczegółów realistyczne rysunki
odwołują do tradycji ilustracji książkowej, a zarówno narracja,
jak i dialogi, zostały wystylizowane na XIX-wieczną manierę
cechującą literaturę grozy tamtego okresu. Wszystko to tworzy
niesamowity, wiktoriański klimat – jeśli tylko zdarzy się tak,
że nie będziecie wiedzieli, po jaką lekturę sięgnąć w czasie
burzliwej nocy, to album z wydawnictwa KBOOM będzie idealnym
wyborem. To zaledwie cztery zeszyty (z których ostatni narysował
Kelley Jones po śmierci Wrightsona), ale dzięki fenomenalnej
oprawie graficznej można nad tym albumem spędzić dwie godziny,
podziwiając kunszt zmarłego przed dwoma laty artysty. Sam jestem
pewien, że jeszcze do tego komiksu wrócę – choćby w wolnej
chwili, by tylko jeszcze raz przejrzeć te fenomenalne ilustracje i
przeczytać fragmenty filozoficznego wywodu potwora, które uszlachetniają całość.
8/10
Album „Frankenstein żyje, żyje!”
ukazał się nakładem wydawnictwa KBOOM Horror.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Na tym blogu tylko Grzybiarz może być Anonimowy...