Strony

piątek, 6 grudnia 2019

Frankenstein żyje, żyje! - recenzja


„Frankenstein żyje, żyje!” Steve'a Nilesa (scenariusz) i Berniego Wrightsona (rysunki) to teoretycznie komiks, który w praktyce przypomina artbook. Kontynuacja legendarnej powieści Mary Shelley została wydana w dużym formacie, twardej oprawie i składa się w większości z całostronicowych kadrów lub wręcz wypełnionych szczegółami i stworzonych z wielkim rozmachem rozkładówek. Strony, na których odnajdziemy bardziej klasyczne kadrowanie, są tu rzadkością – zresztą nie uświadczymy w tym komiksie więcej niż trzech kadrów na pojedynczej stronie. Mimo to nie można mówić o redukcji słowa pisanego – większość plansz wypełniona jest narracją prowadzoną przez tytułowe monstrum w pierwszej osobie, a i nie brakuje również dymków dialogowych.




„Frankenstein żyje, żyje” jest ujmująco staroświecki. Pełne szczegółów realistyczne rysunki odwołują do tradycji ilustracji książkowej, a zarówno narracja, jak i dialogi, zostały wystylizowane na XIX-wieczną manierę cechującą literaturę grozy tamtego okresu. Wszystko to tworzy niesamowity, wiktoriański klimat – jeśli tylko zdarzy się tak, że nie będziecie wiedzieli, po jaką lekturę sięgnąć w czasie burzliwej nocy, to album z wydawnictwa KBOOM będzie idealnym wyborem. To zaledwie cztery zeszyty (z których ostatni narysował Kelley Jones po śmierci Wrightsona), ale dzięki fenomenalnej oprawie graficznej można nad tym albumem spędzić dwie godziny, podziwiając kunszt zmarłego przed dwoma laty artysty. Sam jestem pewien, że jeszcze do tego komiksu wrócę – choćby w wolnej chwili, by tylko jeszcze raz przejrzeć te fenomenalne ilustracje i przeczytać fragmenty filozoficznego wywodu potwora, które uszlachetniają całość.

8/10

Album „Frankenstein żyje, żyje!” ukazał się nakładem wydawnictwa KBOOM Horror.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Na tym blogu tylko Grzybiarz może być Anonimowy...