Strony

poniedziałek, 27 stycznia 2020

Fear Agent, tom 1 / Oblivion Song, tom 2

"Fear Agent" Ricka Remendera (scenariusz), Tony'ego Moore'a (szkic) i Jerome'a Openy (rysunki) to kawał pulpowego science-fiction, które nastawione jest przede wszystkim na akcję. Najlepiej o charakterze serii świadczy jej główny bohater - zapijaczony, wyszczekany i bezczelny agent do zadań specjalnych, który nie boi się pobrudzić sobie rąk i roztacza wokół siebie łajdacki urok.




Heath Huston, były Agent Strachu, to człowiek, który żyje z dnia na dzień, od zlecenia do zlecenia - świat, jaki znał już nie istnieje, zginął wraz z wszystkimi jego przyjaciółmi. Alkoholem zagłusza wyrzuty sumienia, a samobójcze akcje dają mu namiastkę prawdziwych emocji i wyrywa z otępienia. Od jednej misji, do następnej, aż w końcu trafi na ogromny spisek i ponownie poczuje powołanie, by uratować wszechświat.

Kolejne kadry historii wypełnione są szaloną akcją (gdy myślisz, że scenarzysta przegina, to po paru kolejnych stronach okazuje się, że dopiero brał rozpęd), głupkowatymi one-linerami (przy jednych parskniesz śmiechem, przy innych obijesz sobie czoło od plaśnięcia w nie otwartą dłonią) i postaciami, które już gdzieś widziałeś. Remender nie stara się być oryginalny, bierze archetypicznych bohaterów i ograne schematy, które nieźle sprawdziły się w sci-fi w przeszłości i podkręca je do potęgi. Takie bezpretensjonalne podejście ma swoje zalety (można się naprawdę nieźle bawić), ma też swoje wady (wrażenie, że ta cała galopada akcji z wykorzystaniem podróży w czasie, klonowania, innych wymiarów zmierza donikąd).

Całość nie jest może wybitna, ale dzięki pulpowemu charakterowi i cudownie cartoonowej warstwie graficznej (dynamicznej, z pazurem i równie przegiętej, co fabuła) daje masę radochy i potrafi zapaść w pamięć. Kosmos przedstawiony w "Fear Agencie" żyje (cudownie różnorodne projekty kosmitów wszelkiej maści, kozackie projekty statków kosmicznych) i choć jest na skraju zagłady, to ma się dobrze. Fajna lektura do zabicia czasu, zwłaszcza dla tych, którzy cenią sobie kosmiczną rozwałkę.

7/10


Pierwszy tom kolejnej serii Roberta Kirkmana mnie nie zachwycił. Niestety, drugi nie zdołał mnie do niej przekonać. I to nie tylko dlatego, że nie mam ochoty wikłać się w kolejną telenowelę od twórcy „Żywych trupów”. 

„Oblivion Song” opowiada o losach grupy osób uwikłanych w tajemnicze zniknięcie kawałka Filadelfii oraz ponad 300 tysięcy jego mieszkańców. Fragment miasta został przeniesiony do innego wymiaru, a wyjaśnienie tego stanu rzeczy oraz próby odnalezienia zaginionych stanowiły jej punkt wyjściowy. 

Kirkman jak zawsze skupił się na relacjach między bohaterami, którzy są – na własne życzenie lub nie – powiązani z wydarzeniem z Filadelfii. W dialogach czuć jednak rutynę, a stający na pierwszym planie bracia Cole nie potrafią do siebie przekonać. Całość wydaje się napisana trochę mechanicznie - jakby Kirkman opracował kolejny rozdział "The Walking Dead" lub "Outcasta", tylko pozmieniał imiona bohaterów i nadprzyrodzone zagrożenie..

Po dwóch tomach ja pasuję. 

5/10 

Serie "Fear Agent" i "Oblivion Song'" ukazują się nakładem wydawnictwa Non Stop Comics.

1 komentarz:

  1. "Fear Agent" kompletnie o niczym, fabuła jak z pijackiej delirki. Marna podróba pulp, tylko dla snobów.
    Problemem "Oblivion song" jest moim zdaniem rysownik, który wszystkich rysuje tak samo. Komiks ratuje wyłącznie cliffhanger, zapowiadający Bóg-wi-co w następnym tomie.

    OdpowiedzUsuń

Na tym blogu tylko Grzybiarz może być Anonimowy...