Strony

środa, 10 czerwca 2020

Jessica Jones. Martwy Punkt / Head Lopper i rycerze Venorii - recenzja

Dziś krótko o dwóch komiksowych niespodziankach. Pierwsza z nich, czyli „Jessica Jones. Martwy punkt” autorstwa Kelly Thompson (scenariusz) i Mattii De Iulisa (rysunki), to kolejne przygody tytułowej pani detektyw z supermocami, która debiutowała w serii „Alias” Briana Michaela Bendisa i Michaela Gaydosa. Źródłowa seria słusznie obrosła kultem, będąc przełomową zarówno dla scenarzysty, jak i samego Marvela, a z czasem jej bohaterka zaczęła się częściej pojawiać w innych tytułach wydawnictwa. Przewijała się w tle „New Avengers”, dostała serialową adaptację na Netfliksie, „Alias” doczekało się też dwóch kontynuacji w formie serii „Puls” i „Jessica Jones”, za które również odpowiadał Bendis.


Thompson nie wymyśla koła na nowo – wrzuca Jessikę w zagmatwane śledztwo, stawiając ją naprzeciw tajemniczego mordercy kobiet z supermocami. Czy wyszczekanej detektyw uda się rozwikłać zagadkę, zanim sama padnie ofiarą niebezpiecznego psychopaty? Odpowiedź na to pytanie wcale nie będzie tak oczywista, jak może się wydawać.

Historia prowadzona jest sprawnie, udanie łączy zagadkę kryminalną z osadzeniem w świecie superbohaterów. Thompson dobrze czuje charakter postaci – Jessica jest zadziorna, ironiczna, momentami zgorzkniała. Pije mniej niż kiedyś, a myśli zaprząta jej też rodzina. Wszystko to ciekawie rezonuje w fabule, a całości dopełniają realistyczne rysunki Iulisa, podkręcone komputerowymi kolorami. „Martwy punkt” podobał mi się bardziej niż dwa pożegnalne tomy Bendisa z tą postacią, które uznaję za wymuszone, więc album okazał się miłym zaskoczeniem. Nawet jeśli ostatni zeszyt umieszczony w zbiorze, w humorystyczny sposób opowiadający o urodzinach córki Jessiki i Luke’a Cage’a, uważam za zupełnie nieśmieszny żart i zbędny dodatek.


Drugą niespodzianką, o której chciałem dziś napisać, jest trzeci tom „Head Loppera” Andrew MacLeana (scenariusz, rysunki) i Jordie Bellaire (kolory). Tym razem nie jest to zaskoczenie poziomem komiksu, jak to było w przypadku „Jessiki Jones”, ale jego formą. Dwa pierwsze tomy opowieści o Dekapitatorze były wariacją na temat fantasy, w której czuć było undergroundowe korzenie, a kolejne strony wypełniały akcja i czarny humor. W trzecim albumie z cyklu, zatytułowanym „Rycerze Venorii”, tytułowy brodacz niemal schodzi na drugi plan, historia opowiadana jest na o wiele większą skalę (wojna z goblinami, stara przepowiednia, tajemniczy przeciwnik sterujący wszystkim z ukrycia, czyli więcej ratowania świata, a nie tylko własnej skóry). Czytelnicy mają okazję poznać nowe miejsca i bohaterów oraz dowiedzieć się co nieco z przeszłości tych już znanych.

Byłem zaskoczony takim podejściem MacLeana do fabuły, jednocześnie odbieram to za dobrą monetę – autor się rozwija, szuka nowych dróg, kombinuje - na tym korzysta sam komiks i świat przedstawiony. Jasne, to mniej bezpretensjonalna rozrywka niż wcześniejszeprzygody Dekapitatora, ale wciąż zabawa na najwyższym poziomie. Czy MacLean będzie kontynuował tę bardziej ambitną fabularnie ścieżkę, pójdzie w rozwój świata, czy może wróci do wesołej rąbanki? Niezależnie od tego, co wybierze, ja chętnie sięgnę po kolejne tomy, bo jak na razie udaje mu się utrzymać wysoki poziom swojej serii.

Jessica Jones. Martwy punkt – 7/10 (wyd. Mucha Comics).
Head Lopper i rycerze Venorii – 8/10 (wyd. Non Stop Comics).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Na tym blogu tylko Grzybiarz może być Anonimowy...