Thompson nie wymyśla koła na nowo – wrzuca Jessikę w
zagmatwane śledztwo, stawiając ją naprzeciw tajemniczego mordercy kobiet z
supermocami. Czy wyszczekanej detektyw uda się rozwikłać zagadkę, zanim sama padnie
ofiarą niebezpiecznego psychopaty? Odpowiedź na to pytanie wcale nie będzie tak oczywista, jak
może się wydawać.
Historia prowadzona jest sprawnie, udanie łączy zagadkę
kryminalną z osadzeniem w świecie superbohaterów. Thompson dobrze czuje
charakter postaci – Jessica jest zadziorna, ironiczna, momentami zgorzkniała.
Pije mniej niż kiedyś, a myśli zaprząta jej też rodzina. Wszystko to ciekawie
rezonuje w fabule, a całości dopełniają realistyczne rysunki Iulisa, podkręcone
komputerowymi kolorami. „Martwy punkt” podobał mi się bardziej niż dwa
pożegnalne tomy Bendisa z tą postacią, które uznaję za wymuszone, więc album
okazał się miłym zaskoczeniem. Nawet jeśli ostatni zeszyt umieszczony w zbiorze,
w humorystyczny sposób opowiadający o urodzinach córki Jessiki i Luke’a Cage’a,
uważam za zupełnie nieśmieszny żart i zbędny dodatek.
Drugą niespodzianką, o której chciałem dziś napisać, jest trzeci
tom „Head Loppera” Andrew MacLeana (scenariusz, rysunki) i Jordie Bellaire
(kolory). Tym razem nie jest to zaskoczenie poziomem komiksu, jak to było w
przypadku „Jessiki Jones”, ale jego formą. Dwa pierwsze tomy opowieści o Dekapitatorze
były wariacją na temat fantasy, w której czuć było undergroundowe korzenie, a
kolejne strony wypełniały akcja i czarny humor. W trzecim albumie z cyklu,
zatytułowanym „Rycerze Venorii”, tytułowy brodacz niemal schodzi na drugi plan,
historia opowiadana jest na o wiele większą skalę (wojna z goblinami, stara przepowiednia, tajemniczy przeciwnik sterujący wszystkim z ukrycia, czyli więcej ratowania świata, a nie
tylko własnej skóry). Czytelnicy mają okazję poznać nowe miejsca i bohaterów oraz
dowiedzieć się co nieco z przeszłości tych już znanych.
Byłem zaskoczony takim
podejściem MacLeana do fabuły, jednocześnie odbieram to za dobrą monetę – autor
się rozwija, szuka nowych dróg, kombinuje - na tym korzysta sam komiks i świat
przedstawiony. Jasne, to mniej bezpretensjonalna rozrywka niż wcześniejszeprzygody Dekapitatora, ale wciąż zabawa na najwyższym poziomie. Czy MacLean
będzie kontynuował tę bardziej ambitną fabularnie ścieżkę, pójdzie w rozwój
świata, czy może wróci do wesołej rąbanki? Niezależnie od tego, co wybierze, ja
chętnie sięgnę po kolejne tomy, bo jak na razie udaje mu się utrzymać wysoki
poziom swojej serii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Na tym blogu tylko Grzybiarz może być Anonimowy...