Strony

środa, 4 listopada 2020

Recenzje: Hitman. Tom 2 / Wujek Sknerus i Kaczor Donald. Ostatni z klanu McKwaczów. Tom 4

Pokutuje stwierdzenie, że jeśli czytało się jeden komiks Gartha Ennisa to czytało się wszystkie. Autor kultowego „Kaznodziei” lubi powtarzać sztuczki, które udały mu się wcześniej. Nie inaczej jest z „Hitmanem” - bohater o charakterze dupka jest jakby dziwnie znajomy, podobnie jak jego podejście do otaczającego go świata. Z tą różnicą, że tym razem jest to dobrze znany nam świat superbohaterów z uniwersum DC Comics. Tak więc tytułowy cyngiel nie tylko będzie miał okazję zwyzywać od lamusów Zieloną Latarnię, ale też obślini się na widok Catwoman w obcisłym stroju, a następnie uratuje miasto (i własne cztery litery) w towarzystwie rymującego demona Etrigana. 



To oczywiście nie wszystko, bo Ennis na spółkę z rysownikiem Johnem McCreą pakują Tommy'ego Monaghana w najróżniejsze tarapaty – od tych sercowych (świetny jest zeszyt, w którym nasz zabójca na zlecenie postanawia wziąć wolny wieczór i po prostu idzie na randkę) po dziwaczne zlecenia. Z jednej strony amerykański rząd chce mieć swojego człowieka, który da radę stawić czoła superbohaterom (pomysł rozwinięty później przez Ennisa w serii „Chłopaki”, jeszcze do tego wrócę), z drugiej na mieście jakiś gość w przebraniu świętego Mikołaja robi burdel i trzeba go szybko powstrzymać. W takich właśnie sytuacjach do akcji wkracza Tommy, z fajkiem w ustach i irlandzkim browarem w łapie. 

Wspomniałem o „Chłopakach”, czyli nowszej o kilkanaście lat serii Ennisa, która bawi się podobnymi tropami. „Hitman” jest moim zdaniem o wiele lepszy – mamy tu wartką akcję, bohatera, którego łatwo polubić mimo że ma naprawdę dużo wad, widać w tym wszystkim też błyskotliwą momentami satyrę na komiksy superhero. Wydaje mi się, że „Hitman” powstawał w czasach, gdy Ennisowi się jeszcze chciało i gdy rzeczywiście miał coś do powiedzenia za pomocą komiksowego medium, a także tliły się w nim jeszcze resztki sympatii dla komiksów o bohaterach w kolorowych strojach. Dziś ma dla nich tylko pogardę, czego efektem są przeszarżowani pod każdym względem „Chłopaki”. W „Hitmanie” można dostrzec coś więcej niż tylko usilne przekraczanie kolejnych granic dobrego smaku. I właśnie to sprawia, że mogę polecić zbiorcze wydanie przygód Tommy'ego Monaghana od Egmontu z czystym sumieniem. A od komiksowych "Chłopaków" lepiej zobaczyć serialową adaptację na Amazon Prime.

7/10 




Nagrodzona Eisnerem w 1995 roku seria Dona Rosy „Życie i czasy Sknerusa McKwacza” nie zestarzała się ani o jotę. Po raz pierwszy poznałem ją w 2000 roku, tak jak i pewnie większość polskich czytelników, dzięki specjalnemu wydaniu Kaczora Donalda. Przez lata komiks dorobił się statusu kultowego, a umiejętności Rosy w opowiadaniu o mieszkańcach Kaczogrodu obrosły legendą. Nowe wydanie komiksu w ramach kompletnej kolekcji Rosy to wciąż doskonały komiks - nie tylko przez nuty nostalgii towarzyszące lekturze. W czwartym tomie kolekcji czytelnik ma okazję obcować z sześć pierwszymi rozdziałami chronologicznie opowiadanej historii Sknerusa (w tomie piątym otrzymamy kolejne sześć rozdziałów). 

Rosa na każdym kroku pokazuje, że najbogatszy kaczor świata zdobyła wszystko własnymi płetwami. Wujaszek Donalda nigdy nie bał się ciężkiej pracy: był kowbojem, kierował parostatkiem, szukał złota w Klondike i na afrykańskich bezdrożach dzielnie stawiając czoła przeciwnościom losu. „Życie i czasy...” ukazują właśnie takie oblicze Sknerusa – młodzieńca pełnego pasji, gotowego do poświęceń, który na pierwszym miejscu stawia rodzinę – a nie zgorzkniałego starca-dusigrosza. Opowieści pełne niesamowitych przygód w najdalszych zakątkach świata przesiąknięte są jednak sporą dawką goryczy – w trakcie lektury uświadamiamy sobie bowiem jak wiele Sknerus musiał poświęcić, by zdobyć swój majątek; otrzymamy również znaną od zawsze i niezmiennie uniwersalną lekcję, że pieniądze szczęścia nie dają. 

Jako bonus otrzymujemy też historię „Pierwsza Dziesięciocentówka” (uznawaną niekiedy za rozdział zerowy opus magnum Rosy) – warto kupić nowe wydanie chociażby dla niej, ponieważ w zbiorczym wydaniu „Życia i czasów Sknerusa McKwacza” z 2017 roku była ona niedostępna. To właśnie z tej historii możemy się dowiedzieć jak mały Sknerusek wszedł w posiadanie monety, która przynosiła mu szczęście. Wisienką na torcie są oczywiście obszerne dodatki, z których możemy dowiedzieć się wielu ciekawostek zza kulis tworzenia najsłynniejszych komiksów w dorobku Dona Rosy. 

8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Na tym blogu tylko Grzybiarz może być Anonimowy...