Strony

środa, 9 czerwca 2021

Historie prawdopodobne [Neil Gaiman, Egmont Polska] - recenzja

„Historie prawdopodobne” Neila Gaimana to zbiór komiksowych shortów, które bazują na opowiadaniach pisarza. Polska edycja zbiera do kupy kilka mniejszych wydań, a czytelnik dostaje w swoje ręce oprócz tytułowych „Historii prawdopodobnych” również „Studium w szmaragdzie” (wariację na temat świata Sherlocka Holmesa z dodatkiem mitologii Cthulhu), opowieść o wilkołaku zatytułowaną „Tylko koniec świata, nic więcej” oraz „Problem Zuzanny i inne opowiadania”.



Poziom fabuł jest różny. Niektóre historyjki potrafią zaczarować klimatem i zachwycić pomysłem wyjściowym, inne to udana zabawa na metapoziomie, nie braknie też zaskakujących puent. Główny problem leży jednak w przeniesieniu tekstu literackiego na grunt medium komiksowego. Większość twórców sobie z tym nie razi. Kadry wypełniają gadające głowy, a narracja niepotrzebnie powtarza to, co widać na grafice. Najbardziej dotkliwe jest to u znanego z „Baśni” Marka Buckinghama. Ma się wrażenie, że to bardziej bogato ilustrowane opowiadania, a nie komiks, bo całość jest nadmiernie statyczna.

Na szczęście nie jest to przypadłość wszystkich historii. Na tle reszty najlepiej wypadają „Studium w szmaragdzie” i „Dzień, w którym przybyły spodki”. W pierwszej za rysunki odpowiada Rafael Albuquerque, a jego malarski styl świetnie sprawdza się w tej wariacji na klasyczne historie detektywistyczne Artura Conan Doyle'a. Nie ma tu nadmiaru tekstu, warstwa graficzna jest klimatyczna, zaś Gaiman w oryginalnym opowiadaniu zadbał o kilka smaczków, mrugnięć okiem i zaskoczeń dla miłośników Sherlocka Holmesa i Cthulhu. Z kolei scenariusz do „Dnia, w którym przybyły spodki” przygotował sam Gaiman – świadomie postawił na coś, co bliższe jest ilustrowanym opowiadaniom niż klasycznemu komiksowi. Opowieść składa się bowiem z całostronicowych rysunków, które uzupełnia narracja. Nie ma dymków ani sekwencyjności, bo brakuje tu kadrów.

„Historie prawdopodobne” to nierówny zbiór, który jednak w najlepszych momentach potrafi oddać magię prozy Neila Gaimana. Rzecz raczej dla tych, którzy chcą nadrobić jego opowiadania, niż dla kogoś, kto już je zna, bo w tym wypadku warstwa graficzna raczej powtarza to, co napisane, zamiast dodawać od siebie coś nowego. Jednocześnie może lepiej po prostu sięgnąć po opowiadania, bo album wydaje się często dość nieudolnie zrealizowany pod kątem komiksowym.

6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Na tym blogu tylko Grzybiarz może być Anonimowy...