Tytuł drugiego tomu przygód Avengers autorstwa Jasona Aarona bardzo dobrze oddaje to, co znajdziemy w jego wnętrzu. Po potyczce z Celestianami i Lokim Mściciele dają sobie na chwilę spokój z zagrożeniami na globalną skalę i postanawiają ogarnąć swoje sprawy na Ziemi – a mają co robić.
Punktem wyjścia dla Aarona jest decyzja, by to Czarna Pantera stanął na czele grupy. Powoduje to odcięcie się od drużyny rządu Stanów Zjednoczonych, z kolei inne kraje – na czele z Rosją – postanawiają wznowić swoje narodowe supergrupy. W dodatku Atlantydzi pod wodzą Namora zaczynają agresywnie wypierać ludzi z mórz i oceanów, co musi w końcu doprowadzić do konfrontacji.
Jeśli pierwszy tom miał zebrać siódemkę herosów (ok, ósemkę, ale Doctor Strange opuszcza ekipę na początku „Dookoła świata”), drugi daje im chwilę na umotywowanie swojego miejsca w niej. Mamy więc nastoletniego Ghost Ridera, wciąż niemogącego uwierzyć w swoje członkostwo, oraz starszych stażem herosów, gaszących pożary i wzniecających nowe. Uroczo wypadają niezręczne umizgi Thora do She-Hulk. Z kolei Captain Marvel i Tony Stark dostają parę stron, by zakopać topór wojenny z czasów Drugiej Wojny Domowej. Wypada to nieco pośpiesznie, ale powiedzmy sobie szczerze, o tym wydarzeniu chcielibyśmy jak najszybciej zapomnieć.
Aaron zręcznie skacze między wątkami i wieloma postaciami – poza Avengersami poznajemy ich pomocników, a także grupę Namora i nową Zimową Gwardię. Oczywiście show kradnie Major Ursa, wielki rosyjski niedźwiedź o sile Hulka, który pije wódkę szklankami. Pod koniec scenarzysta rozstawia pionki tak, że trudno nie czekać na kolejny tom. W końcu już w „Thorze” udowodnił, że długie superbohaterskie narracje, w których wszystko jest możliwe, a każdy coś knuje, wychodzą mu bardzo dobrze.
7/10
Autor recenzji: Jakub Izdebski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Na tym blogu tylko Grzybiarz może być Anonimowy...