Strony

piątek, 4 lutego 2022

Znajdujemy ich, gdy są już martwi, księga I: Poszukiwacz - recenzja

Twórczość Ala Ewinga poznałem za sprawą „Nieśmiertelnego Hulka”, wydanego niedawno na naszym rynku. Scenarzysta zaimponował mi odejściem od tradycyjnego superhero na rzecz thrillera psychologicznego. Zadowolony z jego wizji przygód jadeitowego olbrzyma chętnie sięgnąłem po „Znajdujemy ich, gdy są martwi”, jego autorską serię. Ewing wchodzi tym razem na teren ambitnego science-fiction.



Fabuła skupia się na załodze statku Vihaan II. Czteroosobowa grupa zajmuje się znajdowaniem i pozyskiwaniem surowców z ciał ogromnych kosmicznych istot, nazywanych przez ludzi „bogami”. Kapitan Vihaan II, Georges Malik, postanawia uczynić coś, czego nie dokonano nigdy wcześniej – odnaleźć jednego z kosmitów przed jego śmiercią. Trapiony wspomnieniami o tragedii z przeszłości, mężczyzna jest zdeterminowany, by dopiąć swego – nawet za cenę życia swojego i załogi.

Jeśli ktoś liczy na wesołe przygody zgranej kompanii, to srodze się zawiedzie. Scenariusz Ewinga nie ma charakteru beztroskiej przygody i podróży w nieznane. Także same postacie – poza Georgesem i ścigającą go Richter – nie dostają za dużo historii, a ich relacje ograniczone są do minimum. Na pierwszy plan wychodzą rozterki kapitana: próba odkrycia nieznanego oraz chęć uporania się z traumą. To drugie wychodzi o wiele słabiej. Historia tragedii, która stoi za antagonizmem Richter wobec Georgesa, wydaje się nie pasować do całości – jakby została dodana, by antagonistka miała motywację do ścigania ekipy Vihaan II. Wypada to powierzchownie, a finał starcia trudno nazwać ekscytującym.

„Znajdujemy ich…” nadrabia jednak tajemniczą otoczką wokół bogów oraz podróży, która jedynie mnoży pytania, zamiast udzielić odpowiedzi. Mnożenie znaków zapytania nie wpływa jednak negatywnie na odbiór komiksu – w końcu to zaledwie pierwszy tom. Jednocześnie ma się wrażenie, że poznaliśmy zaledwie kawałek wykreowanego przez Ewinga świata – i bardzo chętnie przekonam się o jego pozostałych obliczach.

Komiks urzeka warstwą artystyczną. Odpowiedzialny za rysunki Simone Di Meo proponuje komiksowy styl, który nabiera rumieńców dzięki kolorystyce. Czerń kosmicznej pustki rozjaśniają różowe i żółte neony przemierzających gwiezdną przestrzeń statków. Bardzo dobre wrażenie robią także jedno lub dwustronicowe plansze, ukazujące ogrom bogów i małość naszych bohaterów.

„Znajdujemy ich, gdy są już martwi” ma swoje wady, ale początek historii spełnia swoje zadanie. Intryguje, przez co na pewno sięgnę po kolejny tom.

7/10

Seria „Znajdujemy ich, gdy są już martwi” ukazuje się nakładem wydawnictwa Non Stop Comics.
Recenzja: Jakub Izdebski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Na tym blogu tylko Grzybiarz może być Anonimowy...