Drugi tom “Venoma” to w dużej mierze zbiór tie-inów, które zapowiadają nadchodzące wydarzenia z udziałem Carnage’a. Tego typu albumy często są “rozwodnione”, jednak tym razem udało się zachować spójność i utrzymać zainteresowanie podczas lektury. Większość zeszytów nie sprawia wrażenia zapychaczy, wręcz przeciwnie - dodatkowe opowieści rozwijają prezentowaną historię i budują oczekiwania względem następnych wydarzeń.
Najlepszym elementem drugiego tomu “Venoma” jest opowieść, w której akcja cofa się do czasów wojny wietnamskiej. Nick Fury i Wolverine udają się za linię wroga, aby przeprowadzić misję zwiadowczą, uratować niedobitki żołnierzy i odzyskać niebezpieczną broń, która ma związek z eksperymentami nad symbiontami. Całość ma świetny klimat, kojarzący się z pierwszym filmowym “Predatorem”, kilka niezłych dialogów (Donny Cates w formie) i dynamiczne rysunki. Rzecz sprawdza się dobrze nawet w oderwaniu od reszty tomu i mogłaby funkcjonować jako osobna fabuła.
Natomiast w zeszytach regularnej serii możemy sprawdzić jak Eddie Brock odzyskał swój kosmiczny strój oraz jak poradził sobie w potyczce ze wzmocnionym elfią magią Jackiem O'Lanternem. Na brak akcji z pewnością nie można narzekać. Na deser zostaje zaskakująca opowieść o poszukiwaniu… zupy. Więcej nie zdradzę, by nie psuć niespodzianki. Choć Cates odpowiada tylko za scenariusz części zeszytów zebranych w tomie, to czuć tu wyznaczony przez niego kierunek.
Cały tom przeczytałem z przyjemnością. Zeszyty regularnej serii dają wciąż sporo frajdy, tie-iny nie zamulają i spełniają swoją rolę (czekam na dalszy rozwój wydarzeń z Carnage’em w roli głównej), a na deser zostaje świetny zeszyt “wietnamski”. Drugi tom "Venoma" to porządna rzecz na tle mainstreamowej superbohaterszczyzny i pozostaje czekać na kontynuację.
7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Na tym blogu tylko Grzybiarz może być Anonimowy...