Strony

niedziela, 6 listopada 2022

Kowboj z Szaolin, tom 2: Szwedzki bufet - recenzja

Graj muzyko! Kowboj z Szaolin ponownie rusza w taniec śmierci! Tym razem na jego drodze stanie armia zombie, a on z właściwą sobie gracją i bezwzględnością przedrze się przez kolejne zastępy nieumarłych z pomocą dwóch pił łańcuchowych. Zawstydzony Leatherface może najwyżej zapytać, czy mistrzowi naoliwić łańcuch.



"Kowboj z Szaolin. Szwedzki bufet" to drugi album Geofa Darrowa o niepozornym mistrzu sztuk walki. Kto spodziewał się bezpośredniej kontynuacji poprzedniej części, ten musi obejść się smakiem. Jednak ewentualne rozczarowanie wynikłe z przeskoku czasowego szybko wynagrodzi rozmach i forma albumu. Już o pierwszym tomie można było powiedzieć, że to bardziej artbook niż komiks - fabuła była szczątkowa, dialogów niewiele, a cała twórcza para szła w kreatywność warstwy graficznej. Tutaj fabuły i dialogów jest jeszcze mniej, a wizualia zostały jeszcze bardziej dopieszczone.

To album, który można przeczytać w 15 minut lub spędzić nad nim długie godziny. Rozmach z jakim Darrow opowiada nie ma sobie równych. Choreografia walk, montaż kadrów, ujęcia z nietypowej perspektywy, dynamika, szczegółowość na pierwszym i dalszym planie - wizualnie "Szwedzki bufet" to absolutna petarda i ponadprzeciętnie intensywne doświadczenie.

To komiks bardzo brutalny, gdzie kończyny, mózgi i flaki fruwają w powietrzu, a imponująco zaplanowane plansze służą przede wszystkim niezwykle pomysłowo zainscenizowanej masakrze. Nie brakuje w nim jednak humoru - trudno się nie uśmiechnąć przy przewrotnym zakończeniu, scenie "skakania po głowach" czy rozciągniętej do granic przesady sekwencji "wycinania" zombiaków w pień, która została ukazana przy pomocy dwóch identycznie zakomponowanych kadrów, powtarzających się przez ponad 40 stron.

Tak jak i w przypadku tomu pierwszego - "Kowboj z Szaolin. Szwedzki bufet" to rzecz specyficzna i nie dla wszystkich. Jednych odrzuci zbyt dosłownym ukazaniem przemocy, innych nie przekona fabularne założenie ("kroimy zombie na kawałki i nie oglądamy się za siebie!"). Kto jednak docenia sztukę komiksową przede wszystkim na poziomie formy i warstwy graficznej, a tona flaków mu nie straszna, ten z pewnością pokocha drugi tom przygód Kowboja. Na mnie na pewno zrobił ogromne wrażenie - szanuję Darrowa za perfekcyjnie opanowany warsztat i odwagę do eksperymentowania. W tym szaleństwie jest metoda.

8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Na tym blogu tylko Grzybiarz może być Anonimowy...