Strony

sobota, 5 listopada 2022

Sandman, tom 7: Ulotne życia - recenzja

Siódmy tom twardookładkowej reedycji “Sandmana” przybiera formę opowieści drogi. Fabularnym punktem wyjścia jest potrzeba Maligny, jednej z Nieskończonych, by odnaleźć brata nieobecnego od 300 lat. Właśnie w jej towarzystwie w podróż wyrusza sam Sen, zrozpaczony po bolesnym rozstaniu z ukochaną.



Uczynienie w tym tomie Maligny towarzyszką Morfeusza wprowadza do komiksu nową dynamikę. To bardzo ciekawa postać - zachowuje się nieracjonalnie, mówi bełkotliwie, krótko mówiąc: w pełni uosabia szaleństwo. Zestawienie tak ekscentrycznej bohaterski ze stoickim Morfeuszem daje intrygujący, niekiedy komiczny efekt. Jak przystało na dobrą opowieść drogi, dwójka bohaterów w trakcie swojej podróży zmieni się, dorośnie, dowie czegoś o sobie nawzajem i powróci jako trochę kto inny.

Znając scenariusze Neila Gaimana, trzeba przyznać, że “Ulotne życia” są opowiedziane zaskakująco prosto - nie licząc kilku retrospekcji czy wizji, historia biegnie od punktu A do B. Nie sprawia to jednak, że jest mniej angażująca niż poprzednie tomy. To miła odmiana, która pozwala łatwiej poznać nowe postaci i miejsca z wciąż rozszerzającego się uniwersum “Sandmana”, a także kontynuuje i kończy niektóre wątki z poprzednich części cyklu. Do końca jeszcze daleko - i bardzo dobrze, bo czytanie “Sandmana” Neila Gaimana to wciąż niesamowita przyjemność.

7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Na tym blogu tylko Grzybiarz może być Anonimowy...