W „Rio” Louise Garcii i Corentina Rouge’a oglądamy Brazylię rodem z „Miasta Boga” Fernando Meirellesa i „Elitarnych” José Padilhy. Piłka nożna pojawia się tylko raz, na ekranach małego telewizorka oglądanego przez dwudziestolatków z przewieszonymi kałachami, którzy nie znają innego życia poza gangsterką i przemocą. Z kolei sławny karnawał pod kolorowymi kostiumami i sztucznymi uśmiechami skrywa potoki łez. „Rio” nie szczędzi swoim bohaterom bólu. Zamyka ich w kotle piekła i gotuje na wolnym ogniu, by wycisnąć z nich wszystkie soki rozpaczy i cierpienia.
Zaczyna się od bestialskiego mordu na ciężarnej kobiecie. Zabójcą jest jej kochanek Jonas, funkcjonariusz policji. Świadkiem zbrodni okazuje się natomiast starszy z dwójki dzieci zabitej, nastoletni Rebeus. Tym samym na chłopca spada obowiązek opieki nad młodszą siostrą Niną. Dzieciaki będą plątać się najgorszych dzielnicach Rio de Janeiro, by ukryć się przed depczącym im po piętach Jonasem. Gdy akcja przeniesie się dziesięć lat w przyszłość, brutalny policjant okaże się najmniejszym z problemów rodzeństwa.
„Rio” jest jednym z tych komiksów, które wspaniale się ogląda, ale średnio czyta. Rysunki Corentina Rouge’a są po prostu niesamowite. Szczegółowe, dynamiczne, łączące lekkie przerysowanie z brutalnością świata przedstawionego. Ogromne wrażenie robią zarówno plansze przedstawiające karnawał i uliczne strzelaniny, jak i panoramy różnych części miasta. Postaci jest multum, ale Rouge nadaje każdej charakterystyczny wygląd, dzięki czemu nie da się ich pomylić – nawet gdy przeskakujemy dziesięć lat. Niestety, rysunki czasem nachodzą na dymki, rozdzielając niektóre kwestie i nieco utrudniając czytanie.
Sam tekst nie powala. Dialogi są często deklaratywne lub przerywane niepotrzebnymi wtrętami po portugalsku. Najgorzej jest jednak z narracją. Niestety, epicka historia Rebeusa się rozpada. Garcia i Rouge często stosują skróty narracyjne, przez co nie wiemy do końca, co się stało. W jednej scenie bohaterowie słyszą, że mają nie iść za paczką bezdomnych dzieciaków, w następnej im towarzyszą – bez żadnego uzasadnienia. Bohaterów jest za dużo, nie wszyscy mają coś do roboty, a kilka spokojnie mogłoby wypaść. Skróciłoby to nieznacznie historię, a przede wszystkim uczynniło ją płynniejszą. Najgorzej, że w pewnym momencie na dalszy plan schodzi skorumpowany Jonas, kreowany na początku na głównego antagonistę. Jego miejsce zajmuje ktoś innych, a motywacje tej postaci są, mówiąc delikatnie, średnio wiarygodne, wyrwane jakby z innej opowieści.
Autorom udaje się natomiast stworzyć ciężki klimat kontrolowanych przez gangi faweli. Miejscami kreskówkowe rysunki Rouge’a nie szczędzą nam brutalnych detali. Trup pada gęsto, a śmierć rzadko należy do szybkich i bezbolesnych. Tytułowe miasto ukazane zostaje głównie ze swojej najgorszej strony, która odrzuca i fascynuje jednocześnie. Często przestawałem śledzić historię Rebeusa i zatracałem się wśród ciasnych uliczek ubogich dzielnic Rio. Garcia i Rouge stworzyli żywy i wciągający świat. Szkoda, że nie potrafili okrasić go równie niezapomnianą historią.
6/10
Album ukazał się nakładem Non Stop Comics.
Autor recenzji: Jakub Izdebski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Na tym blogu tylko Grzybiarz może być Anonimowy...