Chip Zdarsky robi z Batmanem to, co Donny Cates z Thanosem. Kreśli taką historię, którą sam chętnie przeczytałby jako czytelnik. W pierwszym tomie, w którym Nietoperz mierzył się z Failsafe'em, mechanizmem neutralizacji superbohatera w razie przekroczenia przez niego granicy, uraczył nas prostą historyjką z jasną stawką, która garściami czerpała z mitologii Batmana i całego uniwersum DC. Była to szybka i miła lektura, zakończona cliffhangerem, po którym zaraz chciałem sięgnąć po kontynuację.
W drugim tomie Bruce Wayne trafia do alternatywnego Gotham, w którym nigdy nie było Batmana. Porządku pilnują naszpikowani "jadem" sędziowie, a za najmniejsze przewinienie lub psychiczne odstępstwo od normy ląduje się w zakładzie Arkham. Bohater musi odkryć, co stało się w nowym świecie, kto tym wszystkim kieruje oraz jak wrócić do domu.
Dla Zdarskiego nowe (prawdę mówiąc średnio angażujące) Gotham i próba odnalezienia się w nim Wayne'a jest pretekstem do wskazania i skomentowania aspektów, które czynią milionera prawdziwym superbohaterem. Wiele osób wciąż uważa, że Batman powinien być samotnikiem. Tymczasem Zdarsky rozumie, jak wielką rolę, szczególnie w ostatnich latach, odegrała dla niego bat-rodzina oraz miejsce w społeczności superbohaterów. Dopełnia to nieco sztampowy wątek Tima Drake'a, szukającego sposobu na powrót Wayne'a do swojego świata. Dobrze kontynuuje on to także wątek relacji między superbohaterami z Gotham, zaznaczony w pierwszym tomie.
Alternatywna rzeczywistość daje możliwość konfrontacji bohatera z postaciami, które odeszły, lub ich odpowiednikami, które nigdy nie miały z Nietoperzem trudnej relacji. Wayne ma dzięki temu możliwość odniesienia się do nich, a także kilku wzruszeń lub nieporozumień — chyba nikt nie wątpił, że konfrontacja z Kobietą Kot z innego świata nie będzie trudna. Podobnie jak ze wciąż żyjącym w alternatywnym świecie Alfredem.
Śledztwo prowadzi Batmana w zaskakujące rewiry i kończy się postmodernistyczną jazdą — na tyle krótką, by nie zaczęła ona irytować ciągłymi "mrugnięciami okiem", a zarazem tak treściwą, że trudno nie uśmiechnąć się, szczególnie gdy śledzi się przygody bohatera od lat. Chciałbym wypisać tutaj kilka momentów, które mnie szczerze rozbawiły, ale nie chcę nikomu psuć zabawy.
Moja przygoda z wychodzącymi obecnie komiksami o Nietoperzu zakończyła się w środku runu Toma Kinga. Chip Zdarsky sprawił, że wróciłem do Gotham. I czekam na perypetie jego obrońcy. Finał sugeruje, że te dopiero się zaczęły.
7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Na tym blogu tylko Grzybiarz może być Anonimowy...