Po bohaterskiej obronie Attyki, powstrzymaniu Zimowego żołnierza i przebujaniu się na pajęczynie, przyszedł czas na podróże w czasie u boku mutantów. Na ekranach kin
gości właśnie kolejny film z serii X-Men, o podtytule Przeszłość, która nadejdzie. Czy przygody Wolverine'a i spółki
utrzymują zaskakująco wysoki w tym roku poziom komiksowych adaptacji?
Rozmawiają Jan Sławiński i Mateusz Piesowicz.
J(an): Pierwsza
część X-Men z 2000 roku była jedną z
pierwszych poważnych adaptacji komiksowych jakie widziałem. Do dziś pamiętam,
jak wielkie wrażenie zrobiła na mnie początkowa scena z Wolverinem w klatce i
jak katowałem taśmę na domowym odtwarzaczu VHS oglądając film niemalże w kółko.
Potem przyszedł czas na X-Men 2,
który był filmem jeszcze lepszym, a video znów nie miało chwili wytchnienia. X-Men: Ostatni Bastion był pierwszą
częścią serii, którą zobaczyłem w kinie i... byłem zawiedziony. Podobało się,
ale nie tak, jak w dwóch poprzednich odsłonach, czegoś brakowało, czegoś było
za dużo. Dopiero później, przy powtórnym seansie w zaciszu domowego ogniska,
będąc już bardziej świadomym widzem, Ostatni
Bastion obnażył przede mną wszystkie swe wady. Dlatego cieszę się, że w
przypadku Przeszłości, która nadejdzie
na stanowisko reżysera powrócił Bryan Singer i odkręcił to, co Ratner zepsuł.
M(ateusz): Widzę,
że podzielamy "miłość" do Ostatniego bastionu... Również
pamiętam jak wielkim rozczarowaniem był dla mnie ten film, zwłaszcza, że po nim
powstała jeszcze gorsza X-Men Geneza:
Wolverine i cykl o mutantach wpadł w dołek, z którego wyciągać go musiał
Matthew Vaughn ze swoją świetną Pierwszą klasą. Po tym nowym otwarciu
wydawało się, że seria wróci na właściwe tory, tym bardziej, że ponownie zabrać
miał się za nią Singer. Niepokoiło mnie tylko trochę nazwisko scenarzysty -
Simona Kinberga, który był przecież współodpowiedzialny za skrypt do filmu
Ratnera, a tutaj dostał nie lada trudniejsze zadanie, czyli w jaki sposób
połączyć starą i nową ekipę, z zachowaniem chociaż podstaw logiki. Muszę
przyznać, że wyszło mu to całkiem zgrabnie, choć trochę zastrzeżeń mam...