Strony

czwartek, 23 listopada 2017

Recenzja: Na szybko spisane. 2000 - 2010

Trzeci tom Na szybko spisane na szybko przeczytany – to dziwne uczucie trzymać w rękach komiks, na który czekało się prawie dziesięć lat. Gdy ukazała się pierwsza część trylogii Śledzia byłem nastolatkiem, najbliżej mi było do bohatera środkowego segmentu Na szybko spisane, zmagającego się z trudami dojrzewania. Dziś chodzę do pracy i kończę studia, trudno mi się więc całkowicie utożsamiać z wąsaczem, którego poznajemy w domknięciu trylogii, jednak tak jak w dwóch poprzednich częściach, tak i tu Śledziu opowiada w pewien sposób uniwersalną historię. Bohater ma dziecko i jest programistą, ale wcale nie znaczy to, że nie znajdziemy w nim cech, które definiują nas samych. 



Śledziński zgrabnie nawiązuje w fabule do poprzednich części i nie brak mu konsekwencji – mimo że bohater ewoluuje, dorasta, zmienia się, to ani przez chwilę nie ulega wątpliwości, że jest to ten sam człowiek, którego znamy z poprzednich tomów. Wspomnienia o niesfornym bracie, wątek ojca-alkoholika, jak i nieskrępowana wyobraźnia „pewnego introwertycznego człowieczka” (będąca jednym z charakterystycznych elementów poprzednich odcinków) pogłębiają wrażenie, że oto, po dziesięciu latach, spotykamy dawnego znajomego. Jasne, zmienił się, zapuścił wąsa, ma dziecko i stałą pracę, ale gdzieś w głębi to ten sam chłopak, któremu towarzyszyliśmy przed laty, gdy oglądał Mad Maxa z pirackiego VHSa i gdy kot Ewy, który nie lubił obcych, nasikał mu do nowych butów.

Na szybko spisane nigdy nie było serią stricte humorystyczną. Tak jak w tomach 1980-1990 i 1990-2000, tak i tu podstawowym źródłem humoru jest kontrapunktowe zestawienie tekstowej narracji, którą prowadzi w głowie główny bohater, z obrazem. Historie o zgubionym kapeluszu czy emigracji brata, powodują uśmiech przy porównaniu rysunku i tekstu. Mimo to Na szybko spisane. 2000-2010 to, w gruncie rzeczy, melancholijna opowieść o dorosłym, ustatkowanym życiu, które może nie jest idealne, ale przecież nikt nie obiecywał, że takie będzie.

Na ostatnich stronach do głosu dochodzi syn bohatera, którego losy śledziliśmy przez 30 lat, od 1980 do 2010 roku. Kadry nie tylko wizualnie nawiązują do tych otwierających pierwszą część trylogii, ale również w symboliczny sposób domykają opowieść. Bezimienny wąsacz może nie kładzie się jeszcze do grobu, ale swoje już przeżył, teraz czas, by z życiem pełnym niespodzianek, smutków i radości zmagał się jego syn. Przekazanie pałeczki młodszemu pokoleniu, to idealne domknięcie tej semi-autobiograficznej historii. Nie mógłbym sobie wymarzyć lepszego. Opłacało się czekać.

8/10

Komiks ukazał się nakładem wydawnictwa Kultura Gniewu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Na tym blogu tylko Grzybiarz może być Anonimowy...