Kończąc recenzję drugiego tomu Outcast Roberta Kirkmana i Paula Azacety zaznaczyłem, że jeśli twórcy nie zawiążą akcji, a fabuła nie zacznie szybciej posuwać się do przodu, najprawdopodobniej na trzeciej księdze zakończę swoją przygodę z Kylem Barnesem i wielebnym Andersonem. Po lekturze wiem już, że tak się nie stanie. Trzeci tom okazał się bardzo szybką i przyjemną lekturą, a po jego kontynuację sięgnę z miłą chęcią.
Niezmienny pozostał senny klimat opowieści oraz przygaszona kolorystyka. Także rysunki Azacety trzymają stały, wysoki poziom. Kilka kadrów stanowi przerażające perełki za sprawą zabaw rysownika z cieniowaniem. Większość z nich przedstawia postać Sidneya, tajemniczego nieznajomego, który w trzecim tomie w końcu wchodzi w interakcje z bohaterami.
Włączając tego antagonistę do gry Kirkman wprowadza nową dynamikę między bohaterami, tak potrzebną już w drugim tomie. Przy okazji nareszcie kończy przeciągniętą ekspozycję dotyczącą historii protagonisty oraz jego zdolności oddziaływania na demony. Fabuła niestety wciąż sprowadza się do „opętania tygodnia”, ale na szczęście dwa przedstawione w trzecim tomie starcia biją na głowę te z poprzedniej odsłony. Szczególnie pierwsze, w którym Kyle musi wypędzić złego ducha ze swojej siostry Megan. Gdyby druga potyczka miała miejsce chwilę później, moja ocena mogłaby być niższa. Na szczęście między opętaniami ma miejsce spotkanie bohaterów ze wspomnianym wcześniej Sidneyem.
Antagonista ten jest postacią raczej stereotypową – szeroki i złowróżbny uśmiech, nienaganne maniery skrywające nikczemne zamiary, przebranie kaznodziei. Ważne jest jednak, jak dobrze wypada on w konfrontacji z Barnesem i Andersonem. Jego pierwsze spotkanie z Kylem stanowi najlepszy moment tomu – a bardzo możliwe, że także wszystkich dotychczas wydanych.
Fakt, jak dobrze Kirkman wykorzystał postać składającą się z samych oczywistości budzi nadzieję, że równie ciekawie wykorzysta także inne klisze pojawiające się w jego opowieści – w tym obowiązkową grupę złoczyńców, zbierającą się przy okrągłym stole. Chętnie zobaczę więc, jak scenarzysta rozegra karty, które ma w ręku i te, które dociągnie w następnych tomach.
7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Na tym blogu tylko Grzybiarz może być Anonimowy...