W
drugim tomie serii Outcast Kyle Barnes i wielebny Anderson
kontynuują swoją walkę z siłami ciemności. Podobnie jak
większość serii ukazujących się na polskim rynku dzięki
wydawnictwu Mucha Comics, dzieło Roberta Kirkmana i Paula Azacety
trzyma stały poziom, powtarzając wady i zalety początkowych
zeszytów. Osoby, którym pierwsza odsłona ich horroru
psychologicznego przypadła do gustu, mogą być usatysfakcjonowane.
Ci, których lektura nie zachwyciła, powinni zastanowić się
nad zakupem drugiego tomu.
Warstwa graficzna autorstwa Azacety to zdecydowanie plus. Prosty
styl artysty i umiejętne operowanie przez niego cieniowaniem
połączone z monotonną kolorystyką idealnie oddaje pozorną
senność miasteczka, w którym bohaterom przyszło mierzyć
się z niewyjaśnionymi zjawiskami. Idealnie komponuje się on z
niespieszną narracją prowadzoną przez scenarzystę. I tu
zaczynają się schody.
Kirkman
powoli wprowadza na scenę nowe postaci i odkrywa kolejne karty. Taka
narracja może niektórych odrzucić. Mi upłynęła
ona szybko i przyjemnie, zgrzytały jednak dwie rzeczy. Pierwszą są
nagłe wybuchy ekspozycyjnych dialogów, jakie od czasu do
czasu zachodzą między bohaterami. Drugi, poważniejszy zarzut,
tyczy się średnio ciekawych protagonistów. Ani mający
kryzys wiary wielebny Anderson, ani szukający sensu w dotykających
jego najbliższych opętaniach Kyle nie zapadają w pamięć tak jak
na przykład bohaterowie Sagi (o barwnej obsadzie Chew
nie wspominając).
Czy
wyczekuję trzeciego tomu horroru Kirkmana i Azacety? Niespecjalnie.
Gdy się ukaże, pewnie przeczytam, zakładam nawet, że z podobną
przyjemnością, co poprzednie dwa zbiory zeszytów. Jeśli nie
dojdzie w nim jednak do jakiegoś trzęsienia ziemi, a akcja nie
przyspieszy, to czwarty już sobie odpuszczę.
6/10
Autor recenzji: Jakub Izdebski
Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarza komiksu do recenzji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz