> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

czwartek, 31 maja 2012

265 - Mag beznadziejny

Niezależny mag - justycjariusz, Fllosia Naren. Tytułowa bohaterka powieści Kiry Izmajłowy. Treść kolejnych rozdziałów powieści stanowią śledztwa, jakie rzeczony mag wykonuje na polecenie jaśnie panującego króla lub prywatnych zleceniodawców. Rzecz jasna, w sprawy kryminalne zamieszani są najczęściej inni magowie lub istoty nadprzyrodzone. Kryminał w połączeniu z klasyczną tolkienowską fantasy? To mogło się udać!


Szkoda, że jednak nie wyszło i "Mag niezależny" Kiry Izmajłowy wydany przez Fabrykę Słów w tamtym roku nie jest godny polecenia. Sprawdź dlaczego.

piątek, 25 maja 2012

264 - Adventure time!


Jadę na tydzień na Mazury. Pod żagle. Wracam w przyszłą sobotę, mam nadzieję, cały i zdrowy.

Jeśli tylko będę miał dostęp do neta, to pewnie coś napiszę. Kilka recenzji czeka w kolejce do publikacji, zobaczymy co z tego wyjdzie, bo jak na razie maj jest całkowicie bez-recenzyjny ;)

Tymczasem polecam "Avengersów", na prawdę fajny film. Spodziewałem się co prawda czegoś więcej, ale to co otrzymałem całkowicie mnie satysfakcjonuje. Banan na twarzy przez dwie i pół godziny - czego chcieć więcej? Może nie jest to Pulp Fiction, Sherlock Holmes Ritchiego czy Ostatnia Krucjata, ale na prawdę świetnie się bawiłem. Iron Man i Hulk kradną szoł. Cieszę się, bo obawiałem się wymiany Nortona na Rufallo, a wszyło bardzo dobrze, nawet nie wiem, czy nie lepiej. Tam, gdzie film powinien śmieszyć - śmieszy, tam gdzie miał być epicki - jest. Wielu ludzi narzeka na prostą fabułę, ale kaman - czego Wy się spodziewaliście? Gdyby były seanse w 2D to z chęcią wybrałbym się jeszcze raz. Bo - co tu dużo mówić - 3D wciąż mnie nie przekonuje.

Warto zwrócić uwagę również na dwa nowe tracki Kaliego - Tu gdzie żyjemy i Wybij się z jego nowej płyty "Gdy zgaśnie słońce" - oraz nowy tom  New Avengers od Muchy, który może nie jest tak dobry jak Breakout, ale trzyma porządny poziom. Reszty nowości, które kupiłem na KW jeszcze nie czytałem, więc się nie wypowiadam. Choć nie, zaraz, czytałem czwartego Bicepsa - jest jak trzy razy wcześniej - bardzo fajna publicystyka i średnie komiksy (choć "Polewacz polany" w wydaniu ogrowym bardzo przypadł mi do gustu i szczerze mnie rozbawił, pewnie dzięki temu, że wiele razy widziałem oryginał z 1895 roku i dostrzegam zabwaną analogię między tymi dwoma dziełami - studiowanie filmoznawstwa zobowiązuje). Wkrótce powinna ukazać się recenzja "Maga Niezależnego" i "Bieguna", więc o nich nie będę teraz pisał.

Z pewną fascynacją zagłębiłem się w świat Avengers: Earth's Mightiest Heroes. Po rekomendacji Kuby Oleksaka, z ciekawością sięgnąłem po kreskówkę Marvela. Nie obeszło się bez pewnej rezerwy, która jest zrozumiała po oglądnięciu Ultimate Spider-Mana, ale szybko okazało się, że nowi Avengersi to bardzo porządnie zrealizowana seria. Po oglądnięciu jedenastu odcinków, muszę przyznać, że serial jest na prawdę ciekawy i mocno zakorzeniony w historii Avengers. Polecam.

To tyle, bo trzeba się jeszcze spakować, a ja wciąż nie wiem, co do czytania wziąć na łódkę. Komiksów nie biorę, mimo że kilka ciekawych czeka na półce, boję się, że się zniszczą nadto. Chyba skończy się tak, że wezmę wszystkie książki, które biorę pod uwagę - najwyżej przeczytam tylko kilka.

niedziela, 13 maja 2012

263 - Komiksowa Wawa 2012

Po piątkowych urodzinach, w sobotę o 7:40 wsiadłem na lekkim kacu do pociągu PKP InterCity Kraków-Warszawa. Tuż przed jedenastą znalazłem się w Stolicy. Po spotkaniu z Olą szybko udałem się do Pałacu Kultury i Nauki. Zakupiwszy bilet udałem się w odpowiednie miejsce.


Było jakoś niemrawo. Przynajmniej, kiedy ja tam byłem, przez te - powiedzmy - w sumie dwie godziny. Uścisnąłem kilka dłoni, kupiłem sporo komiksów (w sumie wróciłem do domu z dwunastoma nowymi tytułami), pobłąkałem się chwilę i zmyłem by coś wrzucić na ząb tudzież żołądek. (Pewnie właśnie wtedy się rozkręciło, bo większość wypowiada się o festiwalu bardzo pozytywnie - jak zawsze muszę przegapić co najlepsze!)

Po oszamaniu czegoś na ciepło (padło na MacSyfa) wróciłem pod Pałac by spotkać się z Ljc'em. Przyniósł mi komiksy z Alei i poszliśmy na piwo. Uraczyłem się potężnym kuflem mocnego, aromatycznego i czarnego browaru, o ciekawym smaku, z którym wcześniej me kubki smakowe nie miały przyjemności. Mam nadzieję, że ten Koźlak (nie Koziel, jak myślałem - na szczęście Łukasz czuwa) jest też do dostania w Grodzie Kraka. Trzeba będzie poszukać. Posiedzieliśmy, pogadaliśmy i było miło. Przynajmniej z mojego punktu widzenia, mam nadzieję, że i Łukasz był zadowolony. Dzięki za piwo!

Największą atrakcją dnia był przejazd metrem. Ogólnie to taki podziemny tramwaj, tyle że z droższymi biletami i - co samo przez się rozumie - bardziej monotonnym widokiem za oknem. Szału nie ma.

Trochę czasu zajęło mi szukanie hostelu, w którym miałem spędzić noc. W końcu się jednak udało i, zostawiwszy w rzeczonym miejscu niepotrzebne klamoty, udałem się na afterparty. "Salonu gier", gdzie impreza się odbywała, też szukałem przez dłuższą chwilę. Wszedłem, kiedy były rozdawane nagrody Polskiego Stowarzyszenia Komiksowego - szczególnych niespodzianek nie było. Można powiedzieć, że laury zgarnęła Kultura Gniewu. Najlepszym polskim albumem okrzyknięto "Czasem" (gratki Kolcu!), najlepszym zagranicznym - "Pinokia", wśród komiksiarzy najlepiej pisze Grzegorz Janusz, a rysuje Wojciech Stefaniec. Serca czytelników komiksu internetowego podbił magister Łazowski i głosy z jego głowy.

Później przyszedł czas na bitwy komiksowe. W odróżnieniu od poprzednich tego typu zabaw, rysownicy zmierzyli się korzystając z nowoczesnych tabletów. Dodało to sporo frajdy, zarówno widzom jak i samym rysownikom, którzy mogli zmieniać rysunek do woli - mazać, dorysowywać, kolorować, nakładać efekty itp., czyli robić rzeczy, które nie byłyby możliwe przy korzystaniu ze zwykłych sztalug i pisaków. Bitwa była zacięta, a zwycięzcą został Daniel Chmielewski, w dogrywce rysując Trolla Karolla, i wygrywając tym samym kozacki tablet Wacoma.

Jednak bitwy komiksowe to nie jedyne starcia, jakie odbyły się w "Salonie gier" tego pamiętnego sobotniego wieczora. Kilku raperów postanowiło zmierzyć się i pokazać, jak nawijają na wolno. Mimo że wydawało się to być fajną i ciekawą inicjatywą, wyszło niezbyt dobrze. Miejscami nawet żałośnie. Co ciekawsze dissy wzbudzały oczywiście salwy śmiechu wśród publiczności, jednak poziom niektórych tekstów był żenująco słaby (sorry chłopaki!). Panowie raperzy mieli problemy z  odpowiednim wejściem w bit, wymyślaniem na poczekaniu błyskotliwych ripost (które najczęściej obfitowały w niepotrzebne raczej bluzgi) i z grubsza uchwyceniem tematu.

Spore zgromadzenie luda spowodowało zanieczyszczenie powietrza w klubie i znaczny wzrost jego temperatury, więc trzeba było się ewakuować na zewnątrz. Komiksiarze wylegli tłumnie i chętnie przed budynek, by tam kontynuować zabawę wśród zimnych, acz orzeźwiających podmuchów nocnego wiatru. Niestety wkrótce pojawili się panowie ubrani na niebiesko i trzeba było wrócić do dusznego wnętrza.

Gdzieś w międzyczasie przyszedł Michał Jankowski ze swą damą i wziął mnie za Kajetana. Sprawa wyjaśniła się dopiero po dłuższej chwili, kiedy to okazało się, że wcale Kajetanem nie jestem. Choć ponoć wyglądam jak on. A on wygląda jak Śledziu. Więc jestem jakby klonem klona Śledzia. Spoko. Istotnym tropem w śledztwie wyjaśniającym sytuację okazał się żart o Avitexie, który zrozumiałem, a który jest niezrozumiały dla ludzi spoza Krk. Takich jak Kajetan. Śmiech mnie zdradził. Całą sprawę wspominam ze sporym uśmiechem na twarzy, bo Michał za każdym razem bierze mnie za kogoś innego. W Warszawie byłem Kajetanem, a na jednym spotkaniu MSK gościem z kamerą, mimo że kamery w życiu nie miałem. Ciekawe kim będę następnym razem?

Przespałem się chwilę, zjadłem tosty z miodem i dżemorem, umyłem i byłem gotowy na ciąg dalszy. Pożegnałem CD Jacka i wraz z resztą ferajny, z którą miałem szczęście dzielić pokój, pojechaliśmy koło 10 z powrotem na festiwal. Zahaczyłem o spotkanie z Raczkiewiczem,  gdzieś przypadkiem podsłuchałem nowych planów Egmontu (całkiem obiecujących swoją drogą), pożegnałem kilkoro znajomych i ruszyłem w stronę dworca. Przygoda dobiegła końca.

W pociągu wybuchła grubsza, trwająca jakieś pół godziny afera o miejsca. Ktoś zajął czyjeś, więc ten pierwszy zajął kolejne, oczywiście zarezerwowane przez kogoś innego. Nie rozumiałem zbytnio o co tyle krzyku, więc uderzyłem w kimono. Budząc się prawie znokautowałem sąsiada łokciem. Musiało mi się śnić coś dziwnego, bo obudziłem się gwałtownie i machnąłem ręką zupełnie bez powodu (przynajmniej świadomego). Przeprosiłem szybko i równie zdziwiony, co zmieszany (dobrze, że jednak facet nie dostał w twarz, niewiele zabrakło) znów rzuciłem się w przyjemne objęcia Morfeusza. W Krakowie okazało się, że jak mnie nie ma, to wszyscy robią co chcą. Kilka ulic rozkopanych, tramwaje nie jeżdżą, autobusy zastępcze mają wytyczone jakieś podejrzane trasy. Dobrze, że już wróciłem, bo nie wiadomo, co mogłoby się jeszcze stać!

Podsumowując: wypad na tegoroczny Festiwal Komiksowa Warszawa uważam za średnio udany. Spodziewałem się czegoś więcej, a mając w pamięci ostatnie MFK, moje oczekiwania były wygórowane i niestety spotkał mnie zawód. Może zabrakło kilku bliższych znajomych, bo większość ludzi co prawda kojarzyłem, ale jakoś nie mogłem się przemóc by ot tak podbić i bez skrępowania pogadać. Również miejsce, które zostało wydzielone dla komiksowej części Targów Książki było wg. mnie dość klaustrofobiczne. After jakoś nie porwał, a i program oficjalnej części imprezy nie do końca trafił w me gusta. Cóż, trudno. Dobrze, że chociaż dopisała ekipa, z którą dzieliłem pokój (pozdro dla waszej piątki!). Liczę, że następne spotkania będą tylko lepsze, a może ja będę miał po prostu więcej pozytywnego nastawienia! Bo tego, najwyraźniej tym razem zabrakło i dlatego nie podobało mi się tak, jak podobać powinno.

poniedziałek, 7 maja 2012

262 - GoT 02x06

Kolejny świetny odcinek. Od początku do końca. SPOILERY.

Najpierw mocny i zaskakujący wstęp ze zdobyciem Winterfell. Nie spodziewałem się, że Theon okaże się być tak podatnym na wpływy żołnierzy bucem. No cholera, człowieku, trochę asertywności! Scena z odcinaniem głowy była okropna, ja rozumiem, że to nie tak hop siup odrąbać głowę, ale Theon chyba powinien mieć więcej pary w łapie, coby raz ciachnąć a porządnie. Wszakże od małolata macha mieczem, to powinien się wyrobić. Chyba że tam zadziałały względy psychiczno-moralne (huhuhu) i to przez to tak na kilka razy ciął. To ma sens.

Bunt przeciw Joffrey'owi - choć można było przewidzieć, że w końcu nastąpi taki rozwój wypadków, całość została interesująco pokazana. Szkoda, że nie rzucali jakimiś kamulcami, przynajmniej król dostałby za swoje, a tak, to pozostanie mu zmyć łajno z twarzy i będzie git.

Sceny z Aryą i starym Lannisterem pokazują jakby bardziej ludzką twarz tego drugiego. Fajnie, bo wbrew temu co czuję do reszty rodziny (wyłączając z tego zestawienia karła), jestem w stanie darzyć go pewną sympatią. Dobra akcja z porwaniem listu i kolejnym zleceniem morderstwa. Ciekawe, czy gdyby Arya zażyczyła sobie śmierci Joffrey'a, to jej osobisty asasyn wywiązałby się i z tego zadania równie dobrze, co z pozostałych.

Ciekawi nowa postać - mianowicie Ygritte, którą Jon Snow poznaje po drugiej stronie muru. I tu znowu zaskoczenie, myślałem, że zostanie zabita. Ogólnie cały pościg oglądało się trochę dziwnie, ale czekam co z tego wszystkiego wyniknie. Pewnie będzie wielka miłość (jak w filmie Pani Basi) czy coś w tym stylu.

Podobała mi się przemowa Daenerys - lubię takie teksty o zrodzeniu z burzy, odbieraniu ogniem i mieczem tego, co się należy itp.

Fajna była też rozmowa w obozie Starka. Parafrazując, bo nie pamiętam dokładnie:
- Myślałam, że dobrze kłamię.
- Dobrze, że ucinanie nóg idzie ci lepiej.
(Robb, mistrzu!)

Oczywiście zakończenie z przytupem trzeba docenić. Równie zaskakujące, choć mniej emocjonujące, co początek odcinka. Osobiście smoczy kidnaper skojarzył mi się - nie wiedzieć czemu - z "Pustynną Włócznią" Petera V. Bretta. Pewnie przez strój.

Chyba tyle. Ciekawe, czy w przyszłym tygodniu twórcom serialu uda się przyciągnąć mnie do ekranu równie sprawnie co dzisiaj.

Przyglądnąłem się ostatnio z bliska komiksowemu wydaniu Gry o Tron. Cóż mogę powiedzieć - ładnie wydany komiks.

261 - Tapety z trzeciego Blera

 Bez owijania w bawełnę lub cokolwiek innego - dwie nowiutkie tapety od Rafała z nadchodzącego, zwieńczającego serię, tomu:





Całkiem fajnie prezentują się na pulpicie, co może sprawnie zilustrować poniższy screen:





Miłego tapetowania! Prawdopodobnie, zgodnie z tradycją, trzeci Bler o podtytule "Ostatni wyczyn" premierę będzie miał w październiku na MFK. Do tego czasu na blogu pojawi się pewnie jeszcze kilka ciekawostek związanych z tym wydawnictwem. Bądźcie czujni!