Strony

piątek, 2 listopada 2018

Corto Maltese: Złoty dom w Samarkandzie / Moon Knight: W noc / Transmetropolitan 3

Pierwsze dwa tomy komiksowej serii Transmetropolitan przyzwyczaiły czytelników do tego, że scenarzysta Warren Ellis lubi jechać po bandzie. Trzecia odsłona przygód Pająka Jeruzalema nie jest wyjątkiem – wręcz przeciwnie, Ellis momentami przechodzi sam siebie (a Pająk, co oczywiste, podąża za nim krok w krok). Wydarzenia nabierają rozpędu, a nasz niepokorny bohater reaguje na nie z właściwą sobie subtelnością – w myśl zasady „desperackie czasy wymagają desperackich metod”.




Jak zwykle u Ellisa pod warstwą niegrzecznego humoru i morza przekleństw kryje się całkiem błyskotliwy komentarz społeczno-polityczny. Tym razem brytyjski scenarzysta bierze na warsztat nie tylko zakulisowe machinacje branży porno, temat cenzury i nadużywania władzy przez służby porządkowe, ale również zagląda pod sutannę kościoła (co w czasach ogromnej popularności Kleru Wojciecha Smarzowskiego może trafić na podatny grunt). Pająk prze do przodu z szaleństwem w oczach i krzykiem na ustach, a jego czyny będą miały poważne konsekwencje. Jednocześnie znajdziemy tu spokojniejsze momenty – dziennikarza wspominającego wybitne osobistości Miasta czy epizodu skupionego wokół asystentek Jeruzalema.

W dwóch poprzednich tomach Transmetropolitana Pająk Jeruzalem nadepnął na odcisk wielu ważnym ludziom i w tomie trzecim odbija mu się to czkawką. Akcja skręca na nowe tory, status quo niepokornego dziennikarza zostaje wywrócony do góry nogami. To chyba najbardziej emocjonujący tom cyklu, bo wydarzenia rozgrywają się na niespotykaną dotychczas skalę, a zakończenie komiksu zmusza czytelnika do nerwowego oczekiwania na kontynuację. Kolejny tom serii zapowiedziano na 2019 rok.



Corto Maltese: Złoty dom w Samarkandzie

Ósmy tom przygód marynarza Corto Maltese ma wszystko, do czego seria Hugo Pratta zdążyła nas już przyzwyczaić: charakterne postacie, romantyczną przygodę i szczyptę humoru, a jednocześnie podąża w nowym kierunku. Fabuła Złotego domu w Samarkandzie ma miejsce na terenie Turcji, gdy Imperium Osmańskie chyli się ku upadkowi. Corto będzie szukał starożytnego perskiego skarbu, pomoże przyjacielowi w ucieczce z więzienia (powraca szalony Rasputin, znany chociażby z Ballady o słonym morzu) i stanie w oko w oko ze złym doppelgangerem.

Choć opis fabuły może brzmieć sensacyjnie, to wartka akcja ustępuje miejsca sporej dozie wizyjności, a część wydarzeń rozgrywa się na pograniczu jawy i snu. Oniryczny charakter komiksu wyróżnia Złoty dom w Samarkandzie na tle poprzednich albumów serii (a przynajmniej tych, które miałem okazję czytać). Pewne elementy pozostają jednak bez zmian: nasz marynarz znów wpadnie w nieliche tarapaty, a tłem całej opowieści będą znaczące wydarzenia historyczne. O tych ostatnich najwięcej dowiemy się z dialogów, które w niektórych momentach lektury potrafią przytłoczyć. Trudno też oprzeć się wrażeniu, że Pratt nie mógł się zdecydować o czym tak naprawdę chce opowiedzieć – dlatego mamy tu trzy różne wątki, które mieszają się w dziwnych proporcjach i jeszcze dziwniejszych momentach.

Kto kiedykolwiek czytał pozostałe komiksy z serii ten raczej wie czego się spodziewać. Jeśli jednak Złoty dom w Samarkandzie”ma być Waszym pierwszym spotkaniem z Corto, to polecałbym jednak sięgnąć po któryś z wcześniejszych tomów. Po pierwsze dlatego, że Pratt często odwołuje się do poprzednich wydarzeń i nie traci czasu na przedstawienie niektórych bohaterów (zakładając, że są oni czytelnikowi już znani). Po drugie – przy lekturze pozostałych albumów bawiłem się po prostu trochę lepiej.

6/10



Moon Knight, tom 3: W noc

Trzeci tom przygód Marca Spector oraz jego pozostałych osobowości to zarazem trzeci duet scenariuszowo-rysunkowy. Po Warrenie Ellisie i Brianie Woodzie odpowiedzialność za fabułę przejął Cullen Bunn. W prowadzeniu historii bliżej mu do pierwszego ze swoich poprzedników. Zamiast większej opowieści prezentuje on pięć nowelek z perypetiami księżycowego herosa. Niestety, brak im zabawy gatunkowej, jaka cechowała zeszyty Ellisa. Zapomnijcie więc o przebijaniu się przez budynek przestępców stylizowany na „The Raid. Wściekłe psy, potwór z szafy, fanatyczni akolici – ze wszystkimi Moon Knight rozprawia się w podobny sposób.

Zamiast eksperymentować z superbohaterzeniem, Bunn skupia się na relacji Spectora z bogiem Khonshu. Co jeśli Moon Knight nie jest jedynym, który otrzymał od niego moce? Co jeśli pozostali pobłogosławieni przez egipskiego boga używają jego darów do niecnych celów? Scenarzysta zadaje także pytanie, czy Moon Knight poradzi sobie z zagrożeniem bez pomocy Khonshu (odpowiedź – jeśli brak boskiej łaski, weź dużo karabinów), później konfrontuje go z ludźmi w pełni oddanymi bóstwu (na co Spector nigdy nie chciał się zgodzić).

Punkt wyjścia jest obiecujący. Niestety, Bunn nigdy nie wybija się ponad swoich poprzedników. Trzeba przyznać, że ci ustawili poprzeczkę naprawdę wysoko. Niemniej zamiast lektury wbijającej w fotel mamy porządne (anty)superbohaterskie czytadło, sprawiające masę frajdy, ale równie szybko ulatujące z głowy. Mam nadzieję, że po Tajnych wojnach Spector wróci na polski rynek. Następujące po wielkim evencie Marvela 14 zeszytów jego przygód napisał bowiem Jeff Lemire.

7/10

Autorem recenzji komiksu Moon Knight: W noc jest Jakub Izdebski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Na tym blogu tylko Grzybiarz może być Anonimowy...