„Miotacz śmierci”, najnowszy komiks Daniela Clowesa dostępny na polskim rynku, mimo niespecjalnie imponującej liczby stron, z pewnością budzi uznanie bogactwem treści. Na pierwszy rzut oka to kolejna zgrywa z komiksów superhero, których popularność nie słabnie od kilku dekad. Wystarczy spojrzeć na okładkę i tytuł, by móc przypuszczać, że wiadomo, czego się spodziewać. Jest w tym domyśle tyle samo prawdy, co błędu. Ale po kolei.
W „Miotaczu śmierci” śledzimy losy Andy'ego. Ten człowiek w średnim wieku bez większych sukcesów życiowych wspomina dawne czasy – moment, gdy zyskał supermoce i wszedł w posiadanie tytułowej broni. W szkole Andy był przeźroczysty, jego dziewczyna mieszkała w innym mieście i nie odpisywała na jego listy, jego rodzice zmarli na raka i mieszkał z chorym dziadkiem. Jego jedynym przyjacielem był Louie. To właśnie on poczęstował chłopaka papierosem. A potem wszystko uległo zmianie.
Sam pomysł, by nielegalnie wypalona fajka w wieku nastoletnim dała bohaterowi nadnaturalne moce, jest w swej prostocie dość bezczelny. Żadnych promieni z kosmosu, wypadków w laboratorium, dziecięcej traumy, która pcha do działania. Ot, zwykły papieros, który może odmienić życie. Jak pokazuje Daniel Clowes – może, ale wcale nie musi, bowiem superbohaterskie przygody Andy'ego nie są ani specjalnie super, ani szczególnie heroiczne. Jak na złość Ameryka lat 70. to miejsce, gdzie nawet chuligani nie dają się sprowokować, po leżący na ziemi portfel schyli się tylko najbardziej potrzebujący (więc trudno go winić), a gdy w końcu bohater komuś przyłoży w dobrej sprawie, to więcej będzie z tego kłopotu niż pożytku.
Clowes bawi się motywami, które są obecne w superbohaterskich komiksach spod znaku „origin story”, a więc tych, które ukazują przemianę postaci i dojrzewanie do nowej roli. Jednak w „Miotaczu śmierci” Andy niespecjalnie bierze sobie do serca maksymę „z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność”. Pobudki, które nim kierują są bardziej egoistyczne, niż szlachetne, a sposób wykorzystywania przez niego broni mogącej dezintegrować cząstki żywej istoty jest moralnie dyskusyjny. Finalnie, gdy bohater wspomina dawne dzieje, to na pierwszy plan wysuwa się gorycz i rozczarowanie tym, jak mało udało mu się w życiu osiągnąć. I jak bardzo zwyczajnym facetem pozostał – nawet mimo tego, jak bardzo wyróżniał się na tle rówieśników.
Komiks wygląda cudownie. Duża w tym zasługa samego wydania (duży format, matowa okładka z miejscowym lakierem, gruby papier, udane zaadaptowanie liternictwa z oryginału), ale i też warstwy graficznej. Ta jest utrzymana w klimacie retro (specyficznie dobrana płaska paleta kolorystyczna, która świetnie współgra z charakterystyczną kreską Clowesa). Nawet bardziej dynamiczne sekwencje pozostają niepokojąco zwyczajne – komiks wygląda jak odzwierciedlenie reklam z lat 50. o idealnej amerykańskiej rodzinie. Zaprezentowana forma każe doszukiwać się nawiązań zarówno do początków takich postaci jak Spider-Man (Clowes jest podobno fanem twórczości Steve'a Ditko), jak i komiksów odcinkowych publikowanych w gazetach. „Miotacz...” jest podzielony na mniejsze epizody (niekiedy kilka plansz, innym razem jedna lub zaledwie pół strony). Wpływa to na sposób narracji, jak i układ kadrów na planszy, które dynamicznie się zmieniają. Clowes bawi się materią samego medium – część istotnych dla fabuły rzeczy dzieje się poza kadrem, w części sytuacji narrator miesza linie czasowe i porządki narracyjne (czy to jeszcze retrospekcja, czy przenieśliśmy się w przeszłość i słuchamy relacji na bieżąco?). Mimo to całość jest przemyślana i pozostaje spójna.
„Miotacz śmierci” Daniela Clowesa to prześmiewcze podejście do tematyki superbohaterskiej – bawić mogą nieudolne próby Andy'ego w podjęciu superbohaterskiej rękawicy (odlanej z żelaza), a tytuły poszczególnych odcinków są często nad wyraz ironiczne. Jednocześnie neurotyczne postaci żyjące w amerykańskim społeczeństwie wciąż są bardzo „clowesowskie” - zmagają się z rzeczywistością i wydają się być na przegranej pozycji. Jest w tym jakiś smutek i melancholia, słodko-gorzki posmak, którego nie sposób znaleźć w innych pozycjach o ludziach ze skarpetą na głowie.
8/10
Album „Miotacz śmierci” ukazał się nakładem wydawnictwa Kultura Gniewu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Na tym blogu tylko Grzybiarz może być Anonimowy...