Strony

czwartek, 9 września 2021

Księgi Magii [Neil Gaiman] - recenzja

Na drugie wydanie „Ksiąg Magii” Neila Gaimana czekałem prawie 15 lat, bo przegapiłem pierwszą polską edycję z 2006 roku. Gdy wreszcie w moje ręce trafiło wznowienie, to pochłonąłem album z wypiekami na twarzy i wiem jedno. Dobrze, że przeczytałem go te kilkanaście lat później, bo gdybym zabrał się za jego lekturę jako nastolatek, to pewnie szybko by mnie zmęczył. „Księgi Magii” to fascynująca, ale wymagająca lektura. Ale po kolei...



12-latek w okularach, na deskorolce, z sową na ramieniu. Okładka komiksu Gaimana może przywodzić na myśl Harry'ego Pottera w wydaniu bardziej „cool” – wiadomo wszakże, że „cool dzieciaki” jeździły w latach 90. na deskorolkach. I choć widać tu pewne podobieństwa – Timothy Hunter również może stać się największym magiem stąpającym po Ziemi – to klimat i struktura opowieści jest tu całkiem inna. Nie ma tu walki z ucieleśnieniem zła, nie ma szkoły dla młodych czarodziejów, zajęć z poczciwym Hagridem i grona oddanych przyjaciół.

Tim wchodzi do świata magii sam – na zaproszenie czterech tajemniczych osobowości. John Constantine, Phantom Stranger, Doctor Occult, Mister E będą jego przewodnikami po niebezpiecznym świecie pełnym niezwykłości. Każdy z nich pokaże mu jego inny fragment, Tim sam będzie musiał zdecydować, czy chce zostać magiem.

Mimo że głównym bohaterem jest nastolatek – z którym teoretycznie młodszy czytelnik mógłby się utożsamiać – to lektura „Ksiąg Magii” może stanowić wyzwanie. Akcja jest nielinearna oraz niekoherentna. Bohaterowie podróżują przez czas i przestrzeń, przenoszą się z miejsca na miejsce, skaczą do przyszłości i odwiedzają inne wymiary. Spotykają multum postaci (część z nich to doskonale znani czytelnikom DC i Vertigo bohaterowie – Sen, Śmierć, Zatanna, Doktor Fate i inni), uciekają przed zagrożeniem, ale przede wszystkim rozmawiają. Kolejni mistrzowie sztuk magicznych tłumaczą młodemu chłopakowi meandry Sztuki. Związane z nimi korzyści, ale przede wszystkim niebezpieczeństwa.

Wszystko to czyta się z nieustającym zainteresowaniem, a komiks zgrabnie zmienia klimat i tonację. Duża w tym zasługa rysowników - Scotta Hamptona, Charlesa Vessa, Johna Boltona, Paula Johnsona – z których każdy został „przyporządkowany” do jednego z przewodników Tima. Dzięki temu każdy rozdział ma inną szatę graficzną – to w założeniu prosty, ale działający na wyobraźnię patent, który dodatkowo uwypukla różne aspekty i wymiary samej magii.

„Księgi Magii” to komiks, który nieco przypomina „Prometheę” Alana Moora. Nie jest tak rozległy i nie wchodzi tak głęboko w rozważania nad naturą rzeczywistości (tej lub jakiejkolwiek innej), ale klimat i ogólne założenia są bardzo podobne. Neil Gaiman stworzył fascynującą opowieść z niesamowitą atmosferą. Jestem pewny, że nie wszystko udało mi się wyłapać podczas pierwszej lektury i jeszcze do tego komiksu wrócę. I zrobię to z przyjemnością.

8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Na tym blogu tylko Grzybiarz może być Anonimowy...