Strony

wtorek, 2 listopada 2021

X-Men. Era Apocalypse’a, tom 3: Wojna - recenzja

Przyjęło się, że po upłynięciu około trzech czwartych fabuły bohaterowie muszą znajdować się w najgorszym możliwym położeniu, co zwykle podbija stawkę przed długo wyczekiwanym finałem. Tak jest też w wypadku przedostatniego tomu „Ery Apocalypse’a”. Niemal w każdej z ośmiu miniserii wchodzących w skład wydarzenia sprawy się komplikują, a ich bohaterowie wpadają z deszczu pod rynnę.



W odróżnieniu do dwóch poprzednich części, kolejne tytuły wchodzące w skład trzeciego tomu wydają się ze sobą najmniej powiązane. Łączy je świat, kilka przewijających się przez nie postaci – Apocalypse, Magneto, Angel – natomiast każda niejako idzie swoją drogą. Nie jest to oczywiście wadą, niemniej działa na niekorzyść słabszych serii, które swoje słabości maskowały powiązaniem z większą całością. Szczególnie niekorzystnie wypada „X-Man” Jepha Loeba, który jako jedyny ma tutaj dwa zeszyty. Uwydatniają się w nich nieznośne fascynacje scenarzysty do wrzucania jak największej liczby postaci do fabuły przy jednoczesnym nagromadzeniu nielogicznego zachowania (ja wiem, że Brute jest głupiutki, ale jedna z podjętych przez niego decyzji nie ma żadnego sensu) i dziwnych zbiegów okoliczności.

Z drugiej strony mamy „X-Calibre”, wciąż dzierżące tytuł najlepszej z ośmiu serii. Zeszyt jest nieco grubszy od pozostałych, a Warren Ellis wykorzystał każdą jego stronę. Na pierwszym planie mamy ciekawe rozwinięcie skomplikowanej relacji Nightcrawlera i Mystique, w tle natomiast pomysłowe alternatywne wersje znanych postaci, z defetystycznym Deadpoolem i miłującym pokój nad życie Juggernautem na czele. Równie dobrze prezentują się „Factor X” i „Weapon X”. W pierwszym konflikt braci Summersów zaognia się, a do obsady dołącza Jean Gray. W drugim tytule Logan mierzy się Reavers w drodze do Gateway’a – i jest to prosta, pozbawiona refleksji, ale czasem jakże potrzebna rozwałka.

Na przestrzeni pozostałych serii pojawiają się inne ciekawe wątki – oddanie Magneto i Quicksilvera sprawie, przeszłość Blink i Sabretootha, rozterki Angela, któremu coraz trudniej jest utrzymać pozorną neutralność, Colossus dający znać, że dla swojej siostry jest gotowy ponieść każdą cenę. Niestety, lekturę często psują rysunki – za dużo lat dziewięćdziesiątych i reaktor czasem nie wytrzymuje. Joe Madureira w tamtych czasach był gwiazdą, ale jego inspirowany anime styl sprawdza się głównie w przypadku takich postaci jak Morph – natomiast średnio pasuje do posępnego świata Apokalipsy. Nie pomaga także fakt, że artysta często zapomina o narysowaniu tła. W pracach Andy’ego Kuberta boli typowa dla tamtych czasów maniera do pompowania mięśni wszystkich bohaterów. Natomiast Chris Bachalo tak oddaje się kreowaniu wszelkich obrzydliwości, na które trafiają młodzi mutanci z „Generation Next”, że cierpi na tym czytelność akcji.

Nawet mimo gorszych momentów i pewnego zmęczenia materiału lektura trzeciego tomu „Ery Apocalypse’a” mija szybko i przyjemnie. Wciąż czuć, że wydarzenie zostało pieczołowicie zaplanowane, a autorzy wszystkich serii powoli kierują się do wielkiego finału. Dla posiadaczy poprzednich tomów i fanów mutantów pozycja obowiązkowa.

7/10

Seria „Era Apocalypse’a” ukazuje się nakładem wydawnictwa Mucha Comics.
Autor recenzji: Jakub Izdebski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Na tym blogu tylko Grzybiarz może być Anonimowy...