Strony

piątek, 8 kwietnia 2022

Ascender, tom 2: Martwe morze - recenzja

W drugim tomie „Ascendera” scenarzysta Jeff Lemire i rysownik Dustin Nguyen ponownie udowadniają, że jeszcze sporo da się wycisnąć z przygód Mili, Telsy, And’ego i pozostałych członków ich dawnej kampanii. Twórcy wciąż poszerzają świat przedstawiony, któremu wraz z początkiem kontynuacji „Descendera” zrobili gatunkową przewrotkę ze space opery na dark fantasy.



Ponieważ ekipa szybko idzie w rozsypkę, narracja skacze między bohaterami, raz posuwając akcję do przodu, a czasem uzupełniając puste strony historii, jakie pojawiły się podczas dziesięcioletniego skoku między seriami. Znalazło się także miejsce na przedstawienie zupełnie nowych postaci, które w przyszłości na pewno nieźle namieszają (Kant Krwawy Złomiarz).

Narracja Lemirea wydaje się iść niespiesznie, jednak tom jest wyładowany treścią. Tułaczka bohaterów oraz ich przeszłe zaszłości ukazują świat „Ascendera” jako fascynujący i skrajnie różny od tego, który poznaliśmy w „Descenderze”. Jego osunięcie się w wieki ciemne podkreśla także kolorystyka. W „Descenderze” dominowała sterylna biel statków kosmicznych i czerń pustki opuszczonych układów słonecznych. W „Ascenderze” przeważa szarość. Ten kolor doskonale pasuje do świata po upadku technologii. Nic nie jest w nim jednoznaczne, a każdy jego mieszkaniec nosi swój bagaż, którego często nie zdołał jeszcze przepracować.

Po drugim tomie „Ascendera” porzuciłem wszelkie obawy. Historia zmagań bohaterów z wampiryczną Matką wydaje się bardzo dobrze rozplanowana, a twórcy doskonale wiedzą, kiedy wprowadzić nowy element do układanki lub wprowadzić dawno niewidzianą postać. Imponująca volta gatunkowa i kolejny hit Lemirea.

8/10

Seria „Ascender” ukazuje się nakładem wydawnictwa Mucha Comics.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Na tym blogu tylko Grzybiarz może być Anonimowy...