“Noir Burlesque” Mariniego to łakomy kąsek dla wszystkich, którzy w komiksie cenią przede wszystkim spektakularną warstwę graficzną. Francuski rysownik i scenarzysta składa hołd opowieściom noir - w jego komiksie nie zabraknie więc twardych facetów, ponętnych kobiet, uczciwych gliniarzy i bezlitosnych gangsterów.
Fabuła nie jest odkrywcza, stanowi wręcz przegląd archetypów, klisz i schematów charakterystycznych dla tego typu historii. Osobiście ten aspekt “Noir Burlesque” nieco mnie zawiódł. Nie mam nic przeciwko czytaniu kolejny raz takiej samej opowieści, ale u Mariniego (podobnie jak w jego “Batmanie”) wszystko sprawia wrażenie kopii czegoś lepszego. Nie wiem, czy dialogi specjalnie zostały napisane tak topornie (niby pasujące do twardych, męskich bohaterów, niby bardzo “cool”, a jednocześnie mają w sobie fałsz, brak im wyczucia), czy to specjalny zabieg, który ma jeszcze bardziej zbliżyć komiks do powieści groszowych z początków XX wieku.
O wszystkich mankamentach scenariusza łatwo jednak zapomnieć, podziwiając warstwę graficzną albumu. Marini doskonale operuje ołówkiem, tworząc zapadające w pamięć obrazy. Je też już gdzieś widzieliśmy - facetów w prochowcach i kapeluszach, wielkie spluwy, klasycznie eleganckie samochody, piękne kobiety o ponętnych kształtach. Mimo to trudno nie zachwycić się tym, w jaki sposób francuski artysta korzysta z ikonografii i stylistyki kina noir.
Jako miłośnik kina czarnego z lat 40. i 50. XX wieku doceniam wyczucie konwencji, choć - mając w pamięci kodeks Haysa, który w ówczesnym Hollywood stał na straży moralności - momentami “Noir Burlesque” jest dla mnie ciut zbyt wulgarne.
7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Na tym blogu tylko Grzybiarz może być Anonimowy...