Strony

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Recenzja: Chew vol. 4 - Flambirowanie & Saga vol. 4

Dziś na recenzencki warsztat biorę dwa czwarte tomy dwóch rewelacyjnych serii. Jak toczą się dalsze losy cybopaty Tony’ego Chu? Jakie znaczenie dla bohaterów mają tajemnicze znaki, które pojawiły się na niebie w finale trzeciego tomu serii? Czy Mark i Alana dają sobie radę z wychowywaniem malutkiej Hazel? Jakie przeszkody tym razem postawią na ich drodze autorzy?




Chew #4 – Flambirowanie

Blurb na tylnej stronie okładki czwartego tomu Chew głosi: „Nic nowego…”. Trudno się z tym stwierdzeniem nie zgodzić, aczkolwiek nie powinno się go odbierać pejoratywnie. John Layman i Rob Guillory kolejny raz zapraszają nas do szalonego świata kulinarnych przestępstw. Fabuła ponownie pęka od specyficznego humoru i niebanalnych pomysłów, wśród których znalazło się miejsce na odwiedziny Tony’ego Chu w legendarnej Strefie 51 i bitwę na jedzenie w szkolnej stołówce, która zakończy się tragedią na kosmiczną skalę (serio). Poszczególne historie składają się na większą intrygę, której wyjaśnienie poznamy wraz z końcem serii. Layman nieustannie podsyca ciekawość czytelnika, podrzuca nowe tropy i nieustannie rozwija przedstawiony świat o świeże, intrygujące elementy.

Kreska Guillorya jest równie dynamiczna, co w poprzednich tomach. Artysta świetnie wydobywa charakterystyczne cechy postaci i podnosi je do potęgi, dzięki czemu kolejne zastępy bohaterów tworzą galerię osobliwości. Pomysłowe kadrowanie (zwróćcie uwagę na sceny rozmów telefonicznych!) i umieszczanie na drugim planie mnóstwa zabawnych napisów i easter eggów to już charakterystyczne elementy serii. „Nic nowego”? Może i tak, ale ciągle bawi i ma się ochotę na więcej!

8/10


Saga #4

Kosmicznej telenoweli ciąg dalszy! W programie między innymi: rozstania i powroty, porwanie dziecka, początki uzależnienia od narkotyków i przymierze z największym wrogiem! BrianK. Vaughan i Fiona Staples korzystają z formuły, która sprawdziła się w poprzednich tomach – pozornie uspokajają akcję, usypiają czujność czytelnika obyczajowymi wątkami, by co jakiś czas przywalić z pełną mocą, zszokować i zaskoczyć brutalnością lub niespodziewanym cliffhanerem. Scenariusz ciągle jest precyzyjnie rozpisany, a poszczególne elementy historii wskakują na swoje miejsce z godną podziwu regularnością. Mimo to, czwarty tom Sagi czyta się bez emocji, które towarzyszyły lekturze poprzednich albumów serii Vaughana i Staples. Czytelnik powoli przyzwyczaja się do zagrywek scenarzysty i podświadomie wie, czego się spodziewać. Ponadto przedstawiony świat zbytnio nie rozwija się na przestrzeni tego tomu – bogactwo motywów science-fiction jest iluzoryczne, a diegeza zostaje ograniczona do miejsc, ras i postaci, które mieliśmy już okazje poznać. Pojawiają się oczywiście nowi gracze, ale nie wpływają znacząco na lekturę komiksu, zamknięci w archetypicznych wizerunkach kosmitów. Nie zrozumcie mnie źle – czwarty tom Sagi ma wszystko, za co pokochaliśmy poprzednie tomy. Mam po prostu nadzieję, że w tomie piątym dostaniemy kapkę czegoś nowego…

7/10

Dziękuję wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarzy komiksów do recenzji.

Ostatnio na blogu:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Na tym blogu tylko Grzybiarz może być Anonimowy...