Dziś na recenzencki
warsztat biorę dwa czwarte tomy dwóch rewelacyjnych serii. Jak toczą się dalsze
losy cybopaty Tony’ego Chu? Jakie znaczenie dla bohaterów mają tajemnicze
znaki, które pojawiły się na niebie w finale trzeciego tomu serii? Czy Mark i
Alana dają sobie radę z wychowywaniem malutkiej Hazel? Jakie przeszkody tym
razem postawią na ich drodze autorzy?
Chew #4 – Flambirowanie
Blurb na tylnej stronie
okładki czwartego tomu Chew głosi:
„Nic nowego…”. Trudno się z tym stwierdzeniem nie zgodzić, aczkolwiek nie
powinno się go odbierać pejoratywnie. John Layman i Rob Guillory kolejny raz
zapraszają nas do szalonego świata kulinarnych przestępstw. Fabuła ponownie
pęka od specyficznego humoru i niebanalnych pomysłów, wśród których znalazło
się miejsce na odwiedziny Tony’ego Chu w legendarnej Strefie 51 i bitwę na
jedzenie w szkolnej stołówce, która zakończy się tragedią na kosmiczną skalę
(serio). Poszczególne historie składają się na większą intrygę, której
wyjaśnienie poznamy wraz z końcem serii. Layman nieustannie podsyca ciekawość
czytelnika, podrzuca nowe tropy i nieustannie rozwija przedstawiony świat o świeże,
intrygujące elementy.
Kreska Guillorya jest
równie dynamiczna, co w poprzednich tomach. Artysta świetnie wydobywa
charakterystyczne cechy postaci i podnosi je do potęgi, dzięki czemu kolejne
zastępy bohaterów tworzą galerię osobliwości. Pomysłowe kadrowanie (zwróćcie
uwagę na sceny rozmów telefonicznych!) i umieszczanie na drugim planie mnóstwa
zabawnych napisów i easter eggów to
już charakterystyczne elementy serii. „Nic nowego”? Może i tak, ale ciągle bawi
i ma się ochotę na więcej!
8/10
Kosmicznej telenoweli
ciąg dalszy! W programie między innymi: rozstania i powroty, porwanie dziecka,
początki uzależnienia od narkotyków i przymierze z największym wrogiem! BrianK. Vaughan i Fiona Staples korzystają z formuły, która sprawdziła się w
poprzednich tomach – pozornie uspokajają akcję, usypiają czujność czytelnika
obyczajowymi wątkami, by co jakiś czas przywalić z pełną mocą, zszokować i
zaskoczyć brutalnością lub niespodziewanym cliffhanerem.
Scenariusz ciągle jest precyzyjnie rozpisany, a poszczególne elementy historii
wskakują na swoje miejsce z godną podziwu regularnością. Mimo to, czwarty tom Sagi czyta się bez emocji, które
towarzyszyły lekturze poprzednich albumów serii Vaughana i Staples. Czytelnik
powoli przyzwyczaja się do zagrywek scenarzysty i podświadomie wie, czego się
spodziewać. Ponadto przedstawiony świat zbytnio nie rozwija się na przestrzeni
tego tomu – bogactwo motywów science-fiction jest iluzoryczne, a diegeza
zostaje ograniczona do miejsc, ras i postaci, które mieliśmy już okazje poznać.
Pojawiają się oczywiście nowi gracze, ale nie wpływają znacząco na lekturę
komiksu, zamknięci w archetypicznych wizerunkach kosmitów. Nie zrozumcie mnie
źle – czwarty tom Sagi ma wszystko,
za co pokochaliśmy poprzednie tomy. Mam po prostu nadzieję, że w tomie piątym
dostaniemy kapkę czegoś nowego…
7/10
Dziękuję
wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarzy komiksów do recenzji.
Ostatnio na blogu:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Na tym blogu tylko Grzybiarz może być Anonimowy...