> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

niedziela, 14 maja 2017

Alien - retrospektywny przegląd serii

Ostatnio mniej się tutaj dzieje, bo inne obowiązki odciągają od pisania (a przynajmniej pisania dla przyjemności). Pomiędzy obowiązkowymi seansami slow cinema na studia a lekturą Krwawego południka McCarthy'ego udało mi się wygospodarować trochę czasu na powtórkę filmów o Obcym przed środowym seansem Przymierza. To miał być krótki przegląd na fanpage, który niespodziewanie rozrósł się do kilku akapitów, więc publikuję go tutaj. Wybaczcie nieco luźniejszą formę.



Pierwsze dwa filmy nie zestarzały się ani o jotę. Obcy wciąż potrafi przerazić, spotkanie z Nieznanym w kosmosie na równi fascynuje, co wywołuje dreszcz niepokoju. Klaustrofobiczny klimat Ósmego pasażera Nostromo osacza widza, Scott wzorowo buduje napięcie i gra niedopowiedzeniem. Z kolei Cameron w Decydującym starciu dostarcza kilku nowych informacji o Xenomorphach (obdzierając je tym samym z tajemniczości, wyjawiając chociażby istnienie Królowej) i stawia na akcję. Ogląda się to rewelacyjnie, zwłaszcza rozszerzone/zrekonstruowane wersje na Blu.

Trójka wyreżyserowana przez Davida Finchera ma chyba najfajniejsze miejsce akcji. Podszyta wątkami religijnymi opowieść, w której Obcy jawi się jako apokaliptyczna Bestia, rozgrywa się w kosmicznym zakładzie karnym. Ripley trafia więc między najgorszych z najgorszych, morderców, gwałcicieli i szaleńców. O ile w pierwszej części pomagali jej przyjaciele, a w drugiej oddział marines, tak tu może liczyć tylko na siebie (chyba, że zdecyduje się na pomoc nawiedzonego kapelana i tępego strażnika). Z perspektywy czasu Alien 3 zestarzał się najgorzej - Scott i Cameron stawiali na praktyczne efekty, Fincher poszedł w tandetne CGI, które może w momencie premiery robiło wrażenie, ale dziś po prostu kłuje w oczy.


Lśnienie vs. Aliens - dziecko na trójkołowym rowerku jako zapowiedź nieuchronnego

O Przebudzeniu, do którego scenariusz napisał Joss Whedon, nawet nie mam ochoty pisać. Groteskowe, pełne durnot i absurdalnych pomysłów (poczynając od klonowania Ripley, a kończąc na finałowym starciu z hybrydą obcego i człowieka), nieangażujące pseudowidowisko, które co najwyżej irytuje wymuszonym humorem. Mimo wszystko szanuję odważną próbę pójścia w pocieszną B-klasę. Scena w laboratorium z klonami jest mocna. Jeśli chcecie bronić filmu w reżyserii Jean-Pierre Jeuneta to proszę bardzo - chętnie wysłucham argumentów, może się nawet pokłócę, ale teraz wolę zapomnieć i przejść dalej.

Bo dalej jest jeszcze gorzej, więc chciałbym mieć to już za sobą. Dwie części Alien vs. Predator to istny gwałt na mitologii Obcego. O ile sam pomysł jest całkiem niezły (sprawdzał się wszakże w innych mediach, jak komiksy czy gry), tak wykonanie wpędza człowieka w czarną rozpacz. Jedynka ma jeszcze trochę campowego uroku, a osadzenie akcji w starożytnej piramidzie pełnej pułapek działa na korzyć widowiska. Niestety, największym grzechem obu filmów o starciu dwóch kosmicznych legend jest desublimacja - obdarcie obu z tajemniczości, wzniosłości, sprowadzenie ich do pozbawionych charakteru, śmiertelnie niebezpiecznych, acz śmiesznych figur. Jest efektownie, ale sensu to nie ma.

Dwójka o podtytule Requiem jest jeszcze gorsza - dość powiedzieć, że w rolach głównych obsadzono grupę nastolatków, którym w głowie amory, a akcję przeniesiono do małego miasteczka, wyjętego jakby z Halloween Carpentera. Carpenter potrafił uczynić z tego atut - gdy jednak widzimy jak Xenomorph wchodzi przez drzwi do kuchni by zaatakować kelnerkę to trudno nie parsknąć śmiechem (wiecie, otwiera sobie drzwi łbem, jakby nie mógł wejść po suficie czy przez wentylację, jak na szanującego się Obcego przystało). Podejrzewam, że skojarzenie z Parkiem Jurajskim niezamierzone. Filmy Scotta, Camerona i Finchera miały pewne aspiracje do powiedzenia czegoś więcej, stawiały ciekawe pytania i pod gatunkowym szafażem skrywały głębię, której próżno tu szukać. Została tylko bezmyślna sieka i puste efekciarstwo.



Na pożegnanie wypada jeszcze wspomnieć o Prometeuszu, o którym ciepło myślałem po wyjściu z kina w 2012 roku. Jakie więc było moje zdziwienie, gdy okazało się, że to film z gatunku ciężkostrawnych. Wizualnie wciąż jest przepiękny, a sama historia ma spory potencjał, niestety fabularna zamuła i głupota bohaterów odbierają przyjemność z seansu. Ci naukowcy są tak głupi, że chyba znaleźli swoje doktoraty w chipsach. Głowa wciąż mi puchnie od facepalmów.

W środę wybieram się na Przymierze. Boże dopomóż.
Do przeczytania. 

Oceny:
Obcy - Ósmy pasażer Nostromo - 10/10
Obcy - decydujące starcie - 9/10
Obcy 3 - 8/10
Obcy: Przebudzenie - 5/10
Obcy kontra Predator - 2/10
Obcy kontra Predator 2: Requiem - 2/10
Prometeusz - 5/10

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

gdzie w aliens byl chlopiec na rowerku? dawno to ogladalem wiec pewnie dlatego nie pamietam tej sceny. niemniej nie moge jej spiac z fabula.

Jan Sławiński pisze...

Scena jest w wersji rozszerzonej, gdy poznajemy rodzinę Newt.

Anonimowy pisze...

teraz wszystko jasne. dzieki. a film (badz inne dzielo) to sie ocenia w wersji podstawowej a nie po jakis przerobkach ;)