Rok przerwy w odwiedzaniu Komiksowej Warszawy/Warszawskich Targów Książki spowodowany w 2016 roku pisaniem magisterki skutkował narodzinami pewnej tęsknoty, o której nie zdawałem sobie sprawy, dopóki kolejny raz nie znalazłem się na Stadionie Narodowym w miniony weekend. Wśród tłumów odwiedzających, niezliczonych stoisk kuszących premierami i promocjami, dzieląc czas między rozmowy ze znajomymi, buszowanie po giełdzie, a odwiedzanie sali, w której odbywały się spotkania z zaproszonymi gośćmi. Boże, dzięki Ci za komiksowe festiwale!
Egmont ogłosił, że na MFKiG pojawi się Jim Lee. Skoro tę szokującą informację mamy już z głowy, przejdźmy spokojnie dalej. Gradimir Smudja opowiadał przede wszystkim o komiksie Z biegiem sztuki. Po zrobieniu kilku albumów o wielkich artystach (np. Vincent i van Gogh) postanowił jakoś podsumować tę część swojej twórczości. Rysunek na okładce prezentuje ideę całego komiksu - pokazanie nie tylko ewolucji sztuki, ale również to, że kolejni wielcy malarze czerpali inspiracje ze swych poprzedników, że bez malowideł w grocie w Lascaux nie byłoby Mona Lisy Leonarda da Vinci, a gdyby nie Goya nie znalibyśmy Picassa. Oczywiście w komiksie brakuje wielu ważnych artystów i dzieł, ale Smudja z córką (współscenarzystką albumu) musiał przyjąć jakiś klucz i postanowili, że reprezentantem danego stylu będzie tylko jeden artysta. Komiks jest kierowany również do młodego czytelnika, więc kolejnym problemem było przedstawienie postaci pokroju Caravaggia, który niewątpliwie wielkim artystą był, ale mordował, kradł i gwałcił.
Pojawiła się również ciekawa anegdota o wykorzystaniu w komiksie obrazów Picassa - jego spadkobiercy zażądali ogromnych kwot, więc niektóre plansze trzeba było zmienić. Co ciekawe Milan Kundera zapłacił podobno karę za wykorzystanie jednego z obrazów hiszpańskiego mistrza na okładce swojej książki (próbowałem znaleźć więcej informacji na ten temat, ale google mnie zawiódł - ktoś, coś?).
Z biegiem sztuki powstawało bez użycia komputera, Smudja musiał nauczyć się "podrabiać" wiele malarskich stylów, co było niekiedy trudne. Dziś jednak cieszy się z efektu swojej pracy, a oryginalne plansze są wystawiane w galeriach na całym świecie. W fabule mieszał zmyślone historie z autobiografiami malarzy i rzeźbiarzy. Co ciekawe, w polskim wydaniu komiksu miała pojawić się dodatkowa historia o Janie Matejce, której scenariusz napisał Wojciech Birek, tłumacz Z biegiem sztuki.
Prawdopodobnie kolejnym komiksem Gradimira Smudji, który dotrze do polskiego czytelnika będzie Burdel Muz. Cykl w oryginale liczy cztery tomy, od premiery trzeciego zmieniono tytuł na Kabaret Muz. "Burdel" w tytule nie podobał się dyrektorowi muzeum, w którym wiszą obrazy Henriego de Toulouse-Lautreca, a właśnie o nim opowiada ta historia (artyście, nie dyrektorze). Polski wydawca dołoży starań, by w naszym wydaniu zachowano oryginalny tytuł.
Mimo delikatnych, acz widocznych protestów Bartka Przybyszewskiego, który prowadził następne spotkanie z Rafałem Skarżyckim i Tomkiem Leśniakiem, rozmowa z serbskim miłośnikiem sztuki przedłużyła się aż 15 minut. Zachowanie prowadzącego, Wojciecha Birka, wydało mi się trochę nieeleganckie (kiwanie głową, "tak, tak, już kończymy" i rozpoczynanie nowego wątku), a argument, że poprzednie też się przedłużyło był bezsensowny. Suma summarum autorzy Jeża Jerzego mieli tylko 20 minut na opowiedzenie o swoich projektach i współpracy trwającej ponad dwie dekady. Różnorodność projektów (komiksy dla dorosłych, dla dzieci, książki, filmy animowane) i wzajemne zaufanie (odwaga na powiedzenie "zrób to lepiej, przecież potrafisz") sprawiają, że to wciąż działa.
Scenarzyści Ireny przepytywani przez Marcina Andrysa |
Autorzy komiksu Irena: Getto to scenarzyści Severine Trefouel, Jean David Morvan (autor wydawanej u nas od kilkunastu lat Armady oraz mangi Mój rok), rysownik David Evrard (nieobecny na panelu z powodu rozdawania autografów w strefie targowej) oraz kolorysta Walter Pezzali (ten ostatni przyleciał do Warszawy aż z Japonii). Tematem przewodnim spotkania był sposób ukazania w komiksie Holocaustu w sposób przystępny dla najmłodszych czytelników, do których album jest kierowany. Cartoonowa kreska, przywodząca na myśl prace Jean-Jacques'a Sempé (Mikołajek), może sprawiać wrażenie, że temat został potraktowany niepoważnie. Zdecydowanie się na tę estetykę (brak realistycznego rysunku) pozwoliło twórcom na ucieczkę od najbardziej drastycznych scen i pozostawienie horroru wojny poza kadrem (niektóre sceny rozgrywają się "z poziomu butów"). Podczas researchu autorzy korzystali z dużej ilości kolorowych zdjęć, a barwy odgrywają istotną rolę w ich komiksie. W getcie paleta barw jest przygaszona i płaska, świat poza gettem jest o wiele bardziej żywy. Tylko Irena Sendlerowa, główna bohaterka, nie zmienia koloru - na pierwszy rzut oka widać, że nie przynależy do przestrzeni getta, już samym wyglądem, strojem daje nadzieję dzieciom. Zapytany o inspiracje kolorysta wymienił Chrisa Ware'a, Dave'a Stewarta (Hellboy - wkrótce na blogu recenzja ostatniego tomu) oraz referencje z epoki - zaznaczył jednak, że czasem warto porzucić realizm (w XX wieku mieliśmy inne pigmenty niż obecnie) by lepiej ewokować emocje i oddać atmosferę pracy. Na koniec Morvan dodał, że planuje jeszcze 11 albumów z serii Armada.
Był też Dave McKean. Brytyjczyk o wyglądzie wiecznie wkurzonego nordyckiego bóstwa nieoczekiwanie podczas spotkania tryskał humorem i z lubością rzucał żartami (Klatki mają ponad 500 stron, by autor mógł na nich stanąć i dosięgnąć czegoś co jest wysoko). Wydane właśnie po polsku Klatki były jego pierwszym w pełni autorskim projektem, pierwszym scenariuszem, który napisał. Wcześniej posługiwał się rozbuchanym malarskim stylem, z którego musiał jednak zrezygnować, by przyspieszyć pracę. Dobrze wspomina dwa lata, gdy rysował dla DC, szczególnie współpracę z Grantem Morrisonem (Azyl Arkham) i Neilem Gaimanem (Sygnał do szumu). Klatki były dla niego pewnym punktem zwrotnym, resetem kariery. Najpierw przez rok pisał krótkie historie, bohaterowie byli podobni, a wkrótce okazało się, że mieszkają w tym samym mieście, w tym samym bloku - właśnie tak narodziły się Klatki. McKeanowi zależało, by bohaterowie byli jak najbardziej prawdziwi, by mówili prawdziwym, nieliterackim językiem, by można było w nich uwierzyć. Wszystkich bohaterów w komiksie łączy kreatywność. Jedna z kobiecych postaci była wzorowana na matce autora, pisarz to odbicie Sir Ahmeda Salmana Rushdiego (Szatańskie wersety), zaś muzyk to jego przyjaciel kochający jazz (zresztą McKean sam gra jazz i obraca się w środowisku muzyków, miał więc dużo materiału do wykorzystania).
Dave McKean między tłumaczką i prowadzącym |
Brytyjczyk chętniej niż o Klatkach mówił o nowszych projektach - śmiał się, że Klatki powstały prawie 30 lat temu, a pamięć już nie ta. Opowiadał więc o spektaklu na temat śmierci Jezusa Chrystusa (w głównej roli wystąpił Michael Sheen), który został wystawiony w Walii. Następnie dzielił się wrażeniami z prac na komiksem Black Dog, który powstał na zamówienie fundacji zajmującej się pamięcią o Wielkiej Wojnie. Każdy z rozdziałów został utrzymany w onirycznym klimacie, gdyż bohaterem jest malarz Paul Nash. Z traumą wojny radził sobie malując nierealistyczne obrazy, na których natura nabierała ludzkich cech. Jest to komiks o sile twórczości. Black Dog był prezentowany z muzyką na żywo i odczytywaniem ról na głosy. Być może właśnie to doświadczenie pchnęło McKeana do następnego przedsięwzięcia. Wolf's Child to spektakl teatralny z elementami filmu, performance, podczas którego widzowie wraz z aktorami przemierzają las na odcinku dwóch mil. Spacer aktorów z publicznością zaczyna się zazwyczaj o 19:30, zaś fabuła koncentruje się na relacjach matek i córek w szafażu dark fantasy.
Przed afterparty rozdano nagrody Polskiego Stowarzyszenia Komiksowego. Najlepszym komiksem zagranicznym okrzyknięto Codzienną walkę, najlepszą okładkę zrobił Łukasz Mazur (Domek w środku lasu żywych trupów), zaś Krzychu Owedyk rozbił bank zgarniając nagrody dla najlepszego rysownika, scenarzysty i najlepszego albumu polskiego (Będziesz smażyć się w piekle). Szczerze gratuluję (choć brakuje mi wśród zwycięzców autora Kościska).
Na koniec festiwalu odbył się panel wydawców, na który nie dotarłem spiesząc się na pociąg, ale wzbudza on spore kontrowersje i prowokuje do dyskusji - zachęcam więc, by zobaczyć na własne oczy, o co to całe zamieszanie.
Na 2019 rok zapowiedziano szeroko zakrojone obchody 100-lecia polskiego komiksu. Wtedy też odbędzie się 30 MFK, a polscy twórcy będą promowani w Europie, Stanach i Azji. Powstaje też historia polskiego komiksu, która tworzona jest m.in. przez Adama Ruska, Przemysława Zawrotnego i Wojciecha Szota, a w planach są wznowienia wielu polskich komiksów. Więcej prawdopodobnie dowiemy się już we wrześniu na Międzynarodowym Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi.
Tegoroczna edycja Komiksowej Warszawy to kilka ciekawych spotkań z twórcami (szkoda, że nie wszystkim udało się dotrzeć), mnóstwo premier (mimo że kilku zapowiedzi zabrakło) i znajomych twarzy, ale też jedna gównoburza (będąca wynikiem wspomnianego wyżej panelu wydawców). Tym razem nie zdobyłem ani jednego autografu, a do domu wróciłem z zaledwie dwoma premierowymi publikacjami (komiksem Głupatko, no co Ty? Piotra Nowackiego, zabawną rzeczą w ograniczonym nakładzie oraz książką Rafał Jackiewicz. Życie na ostrzu noża, której współautorem jest Łukasz Chmielewski, redaktor naczelny Alei Komiksu, gdzie publikuję teksty już od sześciu lat). Mam nadzieję, że bawiliście się super, a upał i alergia nie dawały Wam w kość!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz