W
latach 70. zafascynowany Hollywood Stan Lee sprzedawał prawa do filmowych
adaptacji komiksów Marvela na prawo i lewo. Efektem tych działań były powstałe
w latach 70. i 80. filmy i seriale telewizyjne o Spider-Manie, Hulku czy
Doktorze Strange’u. W kolejnych dekadach widzowie mogli odczuć skutki
nieprzemyślanych działań Lee: w latach 1998-2008 za adaptacje komiksów Marvela
odpowiadało aż sześć wytwórni.
New
Line Cinema wprowadziło do kin Blade’a, 20th Century Fox odpowiadało za X-Menów, Fantastyczną Czwórkę i Dardevila.
Columbia Pictures miało prawa do Spider-Mana, a Universal do Hulka. Drugiego Punishera wyprodukował Artisan
Entertaiment, a trzeciego Lionsgate (odpowiedzialny również za telewizyjnego Man-Thinga). Z tego właśnie powodu
wszystkie adaptacje były autonomiczne – Spider-Man nie mógł spotkać na ekranie
Daredevila, a Fantastyczna Czwórka nie mogła interweniować, gdy rozrabiał Hulk,
ponieważ wytwórnie nie mogły (nie chciały?) dojść do porozumienia w sprawie
praw autorskich i ewentualnego podziału zysków.
Dziś
sprawy mają się nieco inaczej. Marvel Studios, mające prawa do większości
najpopularniejszych bohaterów wydawnictwa, tworzy jeden wspólny filmowy świat –
Marvel Cinematic Universe. Columbia Pictures – trzymające dotychczas pieczę nad
Spider-Manem – dogadało się z Marvelem i niedługo Pająk pojawi się na ekranie
obok Kapitana Ameryki i Iron Mana. Krążą plotki o crossoverze między dwiema
markami, do których prawa ma Fox, mowa o serii X-Men i reebocie Fantastycznej
Czwórki, który gości na ekranach kin. Porozumienie między Columbią a
Marvelem w sprawie Spider-Mana rodzi pytanie, czy niedługo mutanci i Pierwsza
Rodzina Marvela nie spotkają na ekranie Avengers. Jest to o tyle ciekawe, że
przez konflikt na linii filmowych adaptacji Fox/Marvel Studios obecnie z
komiksów Marvela zniknęły i drużyna mutantów (reperkusje eventu Secret Wars) i Fantastyczna Czwórka (w
kwietniu ukazał się ostatni, 645 numer serii pod tytułem The End is Fourever). Rodzi się pytanie, co jest dziś ważniejsze:
komiksy czy ich filmowe adaptacje? To jednak temat na osobny artykuł.
Warto
jednak pamiętać, że już w 1992 roku Marvel niemal odzyskał prawa do Pierwszej
Rodziny, które odkupił w 1986 roku producent Bernd Eichinger. Zaledwie kilka dni
przed ostatecznym terminem wygaśnięcia kontraktu na planie The Fantastic Four padł pierwszy klaps. Zdjęcia ukończono w
niespełna miesiąc z budżetem w wysokości dwóch milionów dolarów (przynajmniej
taka jest oficjalna wersja, ponoć ludzie maczający palce w tej produkcji
przyznają, że budżet opiewał na około 750 tysięcy). Dla porównania,
zrealizowana dekadę później Fantastyczna
Czwórka Tima Story’ego miała 100 milionów dolarów budżetu. Na stołku
reżyserskim zasiadł Oley Sassone – twórca mający głównie doświadczenie w
kręceniu teledysków, zaś produkcyjną stroną widowiska zajął się Roger Corman –
król B-klasowych horrorów. Szybko zebrano
obsadę składającą się z zupełnie anonimowych aktorów i można było wchodzić na
plan. Czy z tak dobraną ekipą coś mogło pójść nie tak…?
Dziś
The Fantastic Four z 1994 roku owiany
jest legendą. Niektórzy uważają, że to najgorsza adaptacja komiksu w dziejach
kina, inni wręcz przeciwnie: w tym co złe upatrują sukcesu. Większość materiału
filmowano na planach innych produkcji Cormana. Choć mnóstwo rozwiązań
realizacyjnych wywołuje dziś uśmiech lub zażenowanie (np. scena walki Thinga z
oponentami to szybko kręcący się ekran z podłożonym dźwiękiem zadawanych ciosów
czy Doktor Doom, którego nie da się zrozumieć przez zakrywającą mu usta maskę)
to należy docenić ambicje scenarzystów, by wiernie przenieść wizję Stana Lee i
Jacka Kirby’ego z lat 60. na ekran.
Film
to klasyczny – zwłaszcza dla późniejszego okresu komiksowych adaptacji –
przykład „origin story”. Poznajemy bohaterów i jesteśmy świadkami, jak
otrzymują swoje moce. Widzimy, jak reagują na nową sytuację oraz jak ścierają
się z pierwszym zagrożeniem pod postacią Victora von Dooma, który ma niecne
plany względem świata.
Ciężko
dopatrywać się w tym filmie plusów, nawet odczytanie campowe niewiele w tym
wypadku pomaga. Zresztą tuż po zakończeniu produkcji zapadła oficjalna decyzja
o zakazie dystrybucji kinowej i zniszczeniu wszystkich kopii. Półtoragodzinne
widowisko powstało w jednym celu: by prawa do kolejnych filmów o Fantastycznej
Czwórce nie wróciły do Marvela. Pod tym względem trzeba przyznać, że produkcja The Fantastic Four okazała się sukcesem.
Całe zamieszanie wokół zbudowało legendę tej wstydliwej adaptacji, o której
wielu by chciało zapomnieć. Wątpię, by taki scenariusz się spełnił: trwają
obecnie prace nad filmem dokumentalnym Doomed:
The Untold Story of Roger Corman's "The Fantastic Four", który ma
ostatecznie odpowiedzieć na nurtujące fanów pytania i rozwiać wszelkie wątpliwości
okalające produkcję Cormana niczym całun. To jeden z tych przypadków, gdzie sama
produkcja filmu okazuje się bardziej emocjonująca niż finalny produkt.
Ostatnio na blogu:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz