> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

czwartek, 3 września 2015

Przeklęty: Życie i śmierci Roberta Dursta (The Jinx, HBO, 2015)

Polowanie na kłamcę



Scenarzysta trudzi się, by opowiedzieć widzom jak najciekawszą historię. Poruszyć, zaskoczyć, przykuć uwagę. Potem jednak do akcji wkracza inny czynnik i cały wysiłek spełza na niczym, nie pozostawiając mi innego wyboru, niż po raz kolejny posłużyć się dobrze znanym banałem: najlepsze scenariusze pisze samo życie.

To samo hasło przyświeca zapewne dokumentaliście i reżyserowi Andrew Jareckiemu, który w czasie swojej piętnastoletniej kariery podpisał się pod czterema dokumentami i jedną fabułą inspirowaną prawdziwymi zdarzeniami. Największy jak do tej pory sukces, czyli nominowaną do Oscara w 2004 roku Sprawę Friedmanów, ma jednak szansę przebić ostatni projekt Amerykanina. Związał się on bowiem z telewizją, robiąc miniserial dokumentalny dla HBO. Nie byłoby w tym nic szczególnie ekscytującego, gdyby nie fakt, że dotyczy on Roberta Dursta - członka słynnej nowojorskiej rodziny i prawdopodobnego mordercy trojga ludzi. Postaci fascynującej amerykańską opinię publiczną i skutecznie unikającej tamtejszego wymiaru sprawiedliwości od ponad trzydziestu lat.


Od Nowego Jorku po Kalifornię

Przeklęty: Życie i śmierci Roberta Dursta (The Jinx: The Life and Deaths of Robert Durst) powstawał przez siedem lat i jest ostatnim elementem niezwykłej układanki, splatającej ze sobą prawdziwe życie i ekranową rzeczywistość. Żeby dobrze zrozumieć, jakim wydarzeniem była jego premiera, należy pojąć, kim dla Amerykanów jest Robert Durst. Człowiek, którego niesława nigdy nie rozniosła się poza Stany Zjednoczone, tam jednak zapewniając mu status czarnej legendy. Wszystko zaczęło się od niewyjaśnionego do dziś zniknięcia pierwszej żony Dursta, Kathie, zaginionej w tajemniczych okolicznościach w 1982 roku. Wokół sprawy szybko zrobiło się głośno, ponieważ dotyczyła dziedzica fortuny Durstów, jednej z najbogatszych nowojorskich rodzin. Stopniowo odkrywane nieprzyjemne fakty z życia małżonków zaczęły rzucać na zagadkę nowe światło, a z Roberta uczyniły postać medialną. Choć niczego mu nie udowodniono, w pamięci opinii publicznej zapisał się jego obraz jako dziwaka i odludka, a przede wszystkim diabelnie sprytnego mordercy młodej, sympatycznej i pięknej Kathie.



Sprawa ucichła na dłuższy czas, by rozgorzeć na nowo dwadzieścia lat później wraz z wiadomością o zabójstwie przyjaciółki Roberta, Susan Berman, do którego doszło w Los Angeles. Szybko dodano dwa do dwóch i stwierdzono, że obydwa zdarzenia może coś łączyć. Tym bardziej, że nie minął nawet rok, a Ameryką wstrząsnęła makabryczna zbrodnia, na pierwszy rzut oka nie mająca jednak nic wspólnego z poprzednimi. Ofiarą był starszy mężczyzna, Morris Black, którego rozczłonkowane i upchane do worków ciało znaleziono w Galveston w stanie Teksas. Śledczym nie zajęło wiele czasu namierzenie głównego podejrzanego, którym okazał się być, ukrywający się pod fałszywą tożsamością, Robert Durst. Takie okoliczności podziałały na media, jak lep na muchy. Niedługo później cała Ameryka śledziła więc z zapartym tchem proces, który miał zakończyć jedną z bardziej spektakularnych ucieczek przed sprawiedliwością w historii USA.

Dokładnie w tym momencie rozpoczyna się serial Jareckiego. Reżyser nie bawi się we wprowadzenie i wrzuca nas od razu na głęboką wodę, w pierwszej sekwencji podając szczegółowe informacje o zabójstwie w Galveston. Gdy kilka chwil później w czołówce rozbrzmiał utwór Fresh Blood zespołu Eels (skojarzenia z Detektywem nasuwają się same), stało się jasne, że będziemy mieć do czynienia z produkcją, jakiej jeszcze w telewizji nie było.

Dokument kryminalny

Czym w ogóle jest Przeklęty? Jak już wspomniałem, jest to miniserial dokumentalny, w którym, oprócz typowo dokumentalnych fragmentów, znalazły się także elementy uatrakcyjniające przekaz. To ważne szczególnie dla widzów, którzy z tą akurat formą filmowego rzemiosła nie są przesadnie obeznani. Produkcja HBO, choć dokumentem niewątpliwie jest, została napisana, nakręcona i zmontowana w taki sposób, by w jak największym stopniu upodobnić się do rasowego kryminału. Mamy więc klasyczne wypowiedzi świadków i uczestników wydarzeń sprzed lat oraz dużą, lecz nie przytłaczającą liczbę ciekawych materiałów archiwalnych. Jednak obok tego pojawiają się także filmowe rekonstrukcje wydarzeń opisywanych na ekranie, fragmenty ukazujące Jareckiego i ekipę przy pracy, a także gwóźdź programu - rozmowa z samym Robertem Durstem.



Pamiętacie jeszcze, że Andrew Jarecki prócz dokumentów ma też na koncie jedną fabułę? Wszystko, co dobre z 2010 roku to przeniesiona na ekran historia zaginięcia Kathie Durst, tutaj nazwanej Katie Marks (Kirsten Dunst), z Ryanem Goslingiem w roli jej męża, Davida. Imiona zmieniono z konieczności i tak wszyscy wiedzieli o kim mowa. Film, swoją drogą niezbyt udany, przyniósł jednak zupełnie niespodziewany efekt w postaci kontaktu do twórców ze strony Roberta Dursta. Stwierdził on, że obraz go autentycznie wzruszył w niektórych momentach”, a gdy dowiedział się o pracy nad serialem, zaproponował udzielenie wywiadu, w którym będzie mógł przedstawić swoją wersję wydarzeń. Taka okazja była dla twórców jak manna z nieba, trzeba było się tylko do niej odpowiednio przygotować, co Jarecki i spółka wykonali wzorowo.

Jak osaczyć mordercę?

Doszliśmy wreszcie do tego, czym tak naprawdę jest Przeklęty. To, co oglądamy jako dokument, z biegiem czasu staje się w pełni autentycznym polowaniem na mordercę. Stopniowe osaczanie podejrzanego, który z każdym kolejnym odcinkiem czuje coraz ciaśniej zaciskającą się na szyi pętlę. Oczywiście już to widzieliśmy. W kinie i telewizji twórcy kryminałów prześcigają się w coraz bardziej zagmatwanych pomysłach, by przyciągnąć widownię. Jednak jeszcze nigdy sprawa nie dotyczyła prawdziwego człowieka. Rzeczywistej osoby, którą oglądamy, jak spokojnie siedzi w fotelu i odpowiada na pytania, podczas gdy my układamy sobie w głowie obrazy i fakty przedstawione przez twórców chwilę wcześniej. Pomimo świadomości, że nagrania zostały dokonane jakiś czas temu, doskonale poprowadzona narracja tworzy iluzję przekazu na żywo. Twórcy wykonali naprawdę gigantyczną pracę, dotarli do materiałów, na które nie trafiły badające poszczególne sprawy organy ścigania, po czym wszystko to przedstawili na ekranie i skonfrontowali z tym Roberta Dursta, skrzętnie rejestrując każdą jego reakcję. Efekt robi piorunujące wrażenie.

W ciągu sześciu godzin odkrywamy jednak nie tylko tajemnice kryminalne. Zapoznajemy się również z głównym bohaterem. Choć Durst osobiście towarzyszy nam tylko w scenach wywiadu (i jednym niezwykłym spacerze po Nowym Jorku), to z rozmów z osobami, które poznały go w jakimś momencie jego życia, wyłania się fascynujący obraz człowieka, którego w nie da się ocenić jasnymi kryteriami. Doświadczony przez trudne dzieciństwo, wychowany w rodzinie, której daleko było do normalnej, wreszcie pozbawiony szans na realizację własnych marzeń. Twórcy serialu robią dużo, by widzowie zobaczyli najpełniejszy możliwy portret Roberta Dursta. Może nawet go polubili. Potem jednak na scenę wkracza on. Drobny, niepozorny staruszek (ponad siedemdziesięcioletni w chwili nagrywania wywiadu), sprawiający wrażenie nieco zmęczonego i przytłoczonego tym całym szumem. Za wyjątkiem oczu. Te są niemal smoliście czarne i czujne. Nieprzeniknione, świdrujące rozmówcę do głębi. Wywołujące uczucie dyskomfortu, nawet pomimo dzielącego nas ekranu. Patrząc w nie, łatwiej uwierzyć ludziom nazywającym tego człowieka diabłem w ludzkiej skórze. Jarecki jednak niczego nie narzuca, pozwala Durstowi na swobodne wypowiedzi, chce by ten sam nakreślił swój wizerunek. Dostał szansę, na którą czekał od trzech dekad. Czy ją wykorzystał?

Serial roku?

Trudno pisać o Przeklętym tak, by nie psuć przyjemności samodzielnego odsłaniania kolejnych fragmentów skomplikowanej łamigłówki, jaka wyłania się z efektów dziennikarskiego śledztwa. Tym bardziej, że serial otrzymał swój epilog w prawdziwym życiu. Jeśli o nim jednak nie słyszeliście, to nie szukajcie żadnych informacji. Mamy ten komfort, że w Polsce Robert Durst jest niemal anonimowy i prawdopodobnie do tej pory w ogóle o nim nie słyszeliście - niech tak zostanie, a gwarantuję, że nie oderwiecie sie od ekranu, bo tak wciągającego i znakomicie zrealizowanego serialu w tym roku jeszcze nie było. 

 Mateusz Piesowicz


Rozmowy na dwie głowy z udziałem Mateusza:

Brak komentarzy: