> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

czwartek, 22 stycznia 2009

Post 69 - Rock'n'rolla



Gdybym miał wskazać swoje ulubione angielskie komedie w top5 na pewno znalazłby się "Snatch" Guya Ritchiego. Historia budowana w tarantinowski sposób, z masą genialnych postaci, obsypana rewelacyjnymi dialogami, które pozapisywały się w historii kina.

Twórca tego cukiereczka, Guy Richie powrócił ze świeżutkim filmem utrzymanej w tej samej konwencji co cała jego filmografia: komedia gangsterska, z luźnymi wątkami, które łączą się ze sobą na końcu kopiąc widza ostro w krocze.
Mamy tu gangstera Lennego teoretycznie trzymającego całe miasto w garści, który w ramach zaciśniania więzów przyjacielskich z pewnym rosjaninem pożycza jego szczęśliwy obraz, mamy jego dłużników: One Two i Mumblesa, którzy wiszą gangsterowi ładną sumkę, pewną uwodzicielską księgową i syna Lennego, znaną rock-gwiazdkę.

Niestety film sprawił mi zawód. Pierwsza połowa filmu momentami usypia, nie ma tu tego tępa, błyskotliwości i jaj co w poprzednich filmach. A produkcje porównuje nie bezcelowo.

Lenny przypomina Brick-Topa ze "Snatcha".Obaj są nie mili, lubią krzyczeć na innych. Ten pierwszy topi swoich wrogów w rakach, ten drugi ćwiartuje i rzuca na pożarcie świniom. Ale Lennemu wiele brakuje do Cegłówki. Błyskotliwości, grozy, którą nieudolnie probuję wzbudzać, sadystyczności. W obu filmach mamy pechowych anglików wmieszanych w sprawy gansterów. W obu filmach mamy ruskich mafiozów. Tyle, że w "Snatchu" Boris "The Blade" to prawdziwy sukinsyn, a Uri w "Rock'n'Rolla" zachowuje się jak małoletni ministrant. Tu fabuła kręci się wokół bezcennego diamentu, tu wokół pożyczonego obrazu.

W obsadzie najbardziej brakuje mi "stałych" aktorów Richiego: Jasona Flemynga, Jasona Stathama czy chociażby Vinniego Jonesa, którzy w każdym filmie byli rewelacyjni. Tu zamiast niego mamy Gerarda Butlera, który w ekranizacji komiksu "300" grał Leonidasa. I chyba tylko on oraz Mark Strong (Archie) i Blake Ritson (Johhny) wybijają się nad cały szereg przeciętnych aktorów.

Błyskotliwych, ciętych dowcipów mamy tu o wiele mniej niż w "Snatchu". Na uwagę zasługuje motyw z kradzieżą auta i parę sekund gdy Archie wchodzi do domu 1,2 gdzie zastaje rosjan. W pamięc zapada również scena ucieczki przed wschodnią mafią oraz taniec 1,2 ze Stellą, bardzo ciekawo zrealizowany.
Zawiązanie akcji wypada całkiem nieźle, mamy tu zaskakujący zwrot akcji i koniec, końców happy endowe zakończenie.

Nie widziałem "Revolver", lecz film zdecydowanie ustępuje miejsca "Snatchowi", czy "Lock, Stock...". Miejmy nadzieje, że Guy Ritchie powróci w lepszym stylu w filmie "Sherlock Holmes".

BTW: Jeden z użytkowników Filmweb.pl ładnie zauważył, że Richie czerpie od Tarantino nie tylko konstrukcje filmów, ale też przemycił w "Rock'n'Rolla" jeden smaczek. Czy scena gdzie Lenny częstuje się Litchi w studiu nagraniowym nie przypomina Wam legendarnej sceny z Samuela L Jacksona spożywającego hamburgera z Pulp Fiction?

Brak komentarzy: