> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

wtorek, 12 lutego 2013

Wojna Domowa

Po tragicznej w skutkach interwencji New Warriors opinia publiczna jest – delikatnie mówiąc – wzburzona. Pojawiają się liczne głosy o bezkarności superbohaterów, w umysłach zwykłych ludzi kiełkuje myśl, że herosi mogą stanowić zagrożenie. Amerykanie przestają wiwatować na widok bohaterów, a w ich zachowaniu coraz częściej widać wrogość, nieufność, żal i strach. Na takie nastroje odpowiada „góra”, wprowadzając w życie ustawę o rejestracji superbohaterów. Każdy, kto chce legalnie działać, musi ujawnić swoją tożsamość. Herosi dzielą się na dwa obozy. Zaczyna się walka...



Wojnę Domową czyta się jednym tchem. Mark Millar niejednokrotnie pokazał, że potrafi pisać niebanalne opowieści o meta-ludziach. Ultimate X-Men, Ultimates czy Kick-Ass jego autorstwa udowodniły, że świetny komiks akcji nie opiera się jedynie na spektakularnych pojedynkach. Podobnie jest z Wojną Domową - epickich potyczek między bohaterami oczywiście nie brakuje, na szczęście jednak komiks nie sprowadza się jedynie do nich. Nie brakuje błyskotliwych dialogów (które wcale nie spowalniają akcji, mimo że tak można by sądzić po ich pokaźniej ilości), efektywnych zwrotów akcji, kilku zaskoczeń. Całość jest dobrze przemyślana i trzyma w napięciu od początku do końca. Przez fabułę przewijają się najwięksi bohaterowie Marvela (pojawia się nawet dawno u nas niewidziany Punisher), którzy muszą zmierzyć się z nowym zagrożeniem – tym razem na ich drodze nie stają superłotrowie, a dawni przyjaciele. Każdy z nich reaguje inaczej na nową, niecodzienną sytuację – Millar świetnie czuje charaktery poszczególnych postaci i ich działania są sprawnie umotywowane. Nie ma podziału na dobrych i złych – wszyscy są dobrzy, różnią ich tylko wyznawane wartości i racje, którym pozostają wierni, a które trudno jednoznacznie ocenić. W komiksie nie brakuje momentów wzruszających ani zabawnych, stonowanych ani przepełnionych akcją - wszystko jest natomiast idealnie wyważone.

Odpowiadający za warstwę graficzną Steve McNiven spisał się na medal. Przyznam szczerze, że nie do końca przekonywało mnie to, co prezentował w New Avengers, jednakże nie mogę narzekać na jego pracę przy Wojnie Domowej. Kadry Kanadyjczyka są bardzo filmowe – pokazuje historię z różnej perspektywy, nie brakuje mu dynamizmu, jednocześnie nie traci pewnej swobody i naturalnego wyczucia. Świetnie radzi sobie zarówno z sekwencjami akcji, jak i ilustrowaniem statycznych sytuacji. Wiele kadrów – zwłaszcza tych w większym formacie - po prostu zapiera dech. Jedyne, do czego mógłbym się przyczepić to spora oszczędność w wypełnianiu teł.

Wojna Domowa to komiks niezwykle ważny dla uniwersum Marvela. Przełomowy, medialny, mający na koncie ogromny sukces finansowy i wyznaczający nową drogę dla przyszłych komiksów tego wydawnictwa. Nie jest to event w stylu tych, które nie mają żadnego znaczenia - Wojna Domowa odcisnęła ogromne piętno na praktycznie wszystkich superbohaterach, a często kontrowersyjne reperkusje na długi czas zmieniły niektóre serie Domu Pomysłów. Dodatkowo jest to po prostu świetnie napisany i zilustrowany tytuł, który do dziś pozostaje świeży, mimo kilku lat, które minęły od jego premiery i wielu innych komiksowych wydarzeń o podobnej skali. Wojna Domowa to nie tylko świetny komiks superbohaterski, ale bardzo dobry komiks w ogóle. Rozrywka na najwyższym poziomie. Mucha żegna się z Marvelem w wielkim stylu.


Recenzja została pierwotnie opublikowana na Alei Komiksu.
Tutaj pisałem o tomie New Avengers bezpośrednio związanym z Wojną Domową.

Brak komentarzy: