Drugi sezon netfliksowego Daredevila
to jedna z najbardziej oczekiwanych premier tej wiosny. Czy diabeł z
Hell’s Kitchen zachwycił równie mocno, jak w ubiegłym roku? Jak na
ekranie wypadło jego starcie z Punisherem i jak twórcy poradzili sobie
ze sportretowaniem niełatwej relacji łączącej Matta Murdocka z Elektrą
Natchios? Na te i inne pytania spróbują udzielić odpowiedzi Mateusz
Piesowicz i Jan Sławiński.
Mateusz Piesowicz: Warto zacząć od tego, że drugi sezon Daredevila
początkowo wcale nie był planowany tak szybko. Po niewidomym herosie
swoje seriale mieli otrzymać Jessica Jones (to akurat się udało), Luke
Cage i Iron Fist, a potem cała czwórka miała się spotkać na małym
ekranie jako The Defenders. Sukces pierwszej odsłony przygód
Daredevila spowodował jednak, że plany uległy zmianie i superbohater,
zmieniając po drodze showrunnerów, pojawił się ponownie wcześniej, niż
zapowiadano. Pośpiech był zrozumiały, ale i wywoływał we mnie pewne
obawy, bo szybkie tempo produkcji mogło różnie wpłynąć na jakość
serialu.
Jan Sławiński: W moim przypadku, nawet jeśli takowe obawy wystąpiły, to okazały się całkowicie niepotrzebne. Drugi sezon Daredevila,
choć klimatycznie kontynuuje formę pierwszego, jest dużo bardziej
komiksowy. Pojawia się Punisher i Elektra, a za nią całe zastępy ninja.
Jak odbierasz ten zwrot?
Mateusz: Dla mnie jednak obawy się
potwierdziły, przynajmniej w pewnym stopniu. Wprowadzenie dwóch nowych,
ważnych postaci sprawiło, że twórcy stanęli przed trudniejszym zadaniem
niż przed rokiem. Wtedy mieli scenariusz skupiający się przede wszystkim
na wątku tytułowego bohatera i jego konfliktu z Fiskiem, tym razem
trzeba było przedstawić trzy różne, duże historie w ramach jednego
serialu. Choć do poszczególnych wątków, które omówimy bardziej
szczegółowo za chwilę, nie mam większych zastrzeżeń, to już patrząc na
sezon jako całość, widzę pewien brak spójności i wyraźne rozbicie go na
oddzielne opowieści, nie do końca działające razem. Według mnie to
właśnie pokłosie szybko tworzonego scenariusza, który chwilami aż się
prosił o dopracowanie. Nie oznacza to jednak, że nie bawiłem się dobrze,
bo atrakcji tu nie brakowało.
Jan: To prawda, widać wyraźnie, że
twórcy wzięli momentami za dużo na klaty, co odbija się negatywnie na
spójności historii (zszytej, jak powiedziałeś, z kilku dużych,
równoważnych wątków). Pierwsze cztery odcinki skupiające się na
Punisherze są naprawdę świetne (tej postaci należy się osobny serial!),
tak jak ten rozgrywający się niemal w całości na terenie więzienia.
Wprowadzenie Elektry zaburza początkową dynamikę, zaś retrospekcje
spowalniają akcję. Mimo to Daredevil ciągle urzeka klimatem, a
kilka tajemnic ciągnących się przez cały sezon skutecznie przykuwa do
ekranu. Nawet jeśli prawdziwa tożsamość Blacksmitha wywołuje uczucie
niedosytu i może nawet wzbudzać irytację, to trudno powiedzieć, by cały
sezon zawiódł moje oczekiwania.
Mateusz: Co racja, to racja, jeśli chodzi o walory czysto techniczne, jak również mroczny ton, w którym utrzymana jest historia, Daredevil
nie stracił absolutnie niczego ze swoich atutów. Powiedziałbym nawet,
że w pewnych aspektach zyskał – sceny akcji sprawiały, że szukałem
szczęki na podłodze, a realistyczna przemoc (wiadomo w czyim wykonaniu)
nabrała tu zupełnie nowego wymiaru. To oraz historie poszczególnych
postaci sprawiają, że całości można ostatecznie sporo wybaczyć. Skoro
już przy bohaterach jesteśmy, to zadam teraz oczywiste pytanie: Punisher
czy Elektra?
Jan: Franciszek Zamek zdecydowanie
wygrywa w tym starciu. Punisher w interpretacji Jona Bernthala to
prawdziwy twardziel zjadający na śniadanie poprzednich – nie najgorszych
przecież – aktorów wcielających się w Pogromcę. Zafiksowany na punkcie
zemsty, okropnie brutalny i prawdopodobnie chory psychicznie Castle
kradnie każdą scenę, w której się pojawia. Świetna jest szczególnie ta
na dachu z pojmanym Daredevilem – wyjęta prosto z komiksu Ennisa.
Bohaterowie mają chwilę by uciąć sobie pogawędkę. Możemy poznać
przekonania kierujące oboma mężczyznami. Obaj poświęcili się walce ze
zbrodnią, jednak różni ich niemal wszystko – od powodów, dla których
czyszczą ulice Hell’s Kitchen, po sposób, w jaki działają (a przecież
Daredevil nie boi się złamać bandziorowi nogi czy dwóch!). Obok
więziennego odcinka, właśnie chyba ten rozgrywający się na dachu dał mi
najwięcej satysfakcji. To ciekawe, bo w całym serialu nie brakuje
mocnych scen i spektakularnych akcji, a właśnie te dwa „przegadane”
epizody uważam za najbardziej intrygujące.
Mateusz: No to Cię zdziwię, ale dla
mnie starcie wygrywa Elektra. Może bez nokautu, tylko na punkty, ale
jednak wyraźnie. Elodie Yung wprawdzie nie ma takiej charyzmy, jak Jon
Bernthal (świetnie dobrany do roli swoją drogą), ale w jej historii i
związku z Mattem dostałem to, czego kompletnie zabrakło mi przy
Punisherze. Emocji. Relacja tej dwójki nie sprowadza się tu bowiem tylko
do banalnego romansu, ale ożywa na ekranie dzięki przedstawieniu
bohaterów jako wzajemnie się napędzających charakterów. Matt nigdy nie
będzie do końca sobą bez Elektry, a ta nie przezwycięży swojej ciemnej
strony bez niego. Motyw dobra i zła ścierających się w człowieku jest
wprawdzie stary jak świat, ale tutaj wypada zaskakująco świeżo. Nie bez
znaczenia jest fakt, że pomiędzy bohaterami jest po prostu świetna
chemia. Casting w tym sezonie był naprawdę pierwszorzędny. Co do samych
historii towarzyszących Frankowi i Elektrze, to stawiam między nimi znak
równości. Ani Punisher szukający zemsty, ani pojawiająca się ni stąd,
ni zowąd Ręka mnie nie porwały, ale też nie przysypiałem przy nich.
Jan: Elektra z pewnością jeszcze
powróci, by na zmianę umilać i uprzykrzać życie niewidomemu herosowi.
Wątek Ręki jest wprowadzony chaotycznie i pospiesznie. Szkoda.
Próbowałem się gdzieś tam dopatrzyć motywów zapowiadających pojawienie
się w MCU Iron Fista, ale albo udzieliła mi się ślepota Matta, albo
twórcy postanowili nie zapowiadać pojawienia się kolejnego bohatera w
Hell’s Kitchen. Twórcy mają jednak kilka ścieżek, którymi mogą śmiało
podążyć w trzecim sezonie, a z tego, co wiem, pomiędzy wydarzy się
jeszcze The Defenders, czyli spotkanie Jessiki Jones, Luke’a
Cage’a, Daredevila i Danny’ego Randa w jednej serii, co z pewnością
wpłynie znacząco na świat każdego z seriali.
Matusz: Jak to dokładnie będzie
wyglądać, nie wiedzą pewnie póki co nawet w samym Netfliksie. Pewne jest
tylko, że jeszcze w tym roku obejrzymy przygody Luke’a Cage’a (i być
może tam zadebiutuje Iron Fist, wszak niedawno wybrano nawet odtwórcę
tej roli). Dalsze plany pozostają tajemnicą, choć nie martwiłbym się
szczególnie, że za kimkolwiek zdążymy się stęsknić – zbyt dobrze idzie,
żeby kogoś tu na dłużej porzucać. Uważam jednak, że akurat Daredevil
zasłużył na chwilę przerwy przed trzecim sezonem. Wolałbym obejrzeć go
najpierw w kooperacji z resztą herosów, a potem w lepiej dopracowanej
historii niż tutaj. Tyle narzekam, że wygląda, jakbym się nie polubił z
tym sezonem, ale daję słowo, że to nieprawda! Po prostu uważam, że
mógłby być lepszy – pierwszy sezon wysoko zawiesił poprzeczkę, a w tym
roku twórcy do niej doskoczyli, ale na pewno nie przeskoczyli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz