> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Rozmowy na dwie głowy: Diabeł przy moim stole - Daredevil sezon 2

Drugi sezon netfliksowego Daredevila to jedna z najbardziej oczekiwanych premier tej wiosny. Czy diabeł z Hell’s Kitchen zachwycił równie mocno, jak w ubiegłym roku? Jak na ekranie wypadło jego starcie z Punisherem i jak twórcy poradzili sobie ze sportretowaniem niełatwej relacji łączącej Matta Murdocka z Elektrą Natchios? Na te i inne pytania spróbują udzielić odpowiedzi Mateusz Piesowicz i Jan Sławiński.



Mateusz Piesowicz: Warto zacząć od tego, że drugi sezon Daredevila początkowo wcale nie był planowany tak szybko. Po niewidomym herosie swoje seriale mieli otrzymać Jessica Jones (to akurat się udało), Luke Cage i Iron Fist, a potem cała czwórka miała się spotkać na małym ekranie jako The Defenders. Sukces pierwszej odsłony przygód Daredevila spowodował jednak, że plany uległy zmianie i superbohater, zmieniając po drodze showrunnerów, pojawił się ponownie wcześniej, niż zapowiadano. Pośpiech był zrozumiały, ale i wywoływał we mnie pewne obawy, bo szybkie tempo produkcji mogło różnie wpłynąć na jakość serialu.

Jan Sławiński: W moim przypadku, nawet jeśli takowe obawy wystąpiły, to okazały się całkowicie niepotrzebne. Drugi sezon Daredevila, choć klimatycznie kontynuuje formę pierwszego, jest dużo bardziej komiksowy. Pojawia się Punisher i Elektra, a za nią całe zastępy ninja. Jak odbierasz ten zwrot?

2

Mateusz: Dla mnie jednak obawy się potwierdziły, przynajmniej w pewnym stopniu. Wprowadzenie dwóch nowych, ważnych postaci sprawiło, że twórcy stanęli przed trudniejszym zadaniem niż przed rokiem. Wtedy mieli scenariusz skupiający się przede wszystkim na wątku tytułowego bohatera i jego konfliktu z Fiskiem, tym razem trzeba było przedstawić trzy różne, duże historie w ramach jednego serialu. Choć do poszczególnych wątków, które omówimy bardziej szczegółowo za chwilę, nie mam większych zastrzeżeń, to już patrząc na sezon jako całość, widzę pewien brak spójności i wyraźne rozbicie go na oddzielne opowieści, nie do końca działające razem. Według mnie to właśnie pokłosie szybko tworzonego scenariusza, który chwilami aż się prosił o dopracowanie. Nie oznacza to jednak, że nie bawiłem się dobrze, bo atrakcji tu nie brakowało.

Jan: To prawda, widać wyraźnie, że twórcy wzięli momentami za dużo na klaty, co odbija się negatywnie na spójności historii (zszytej, jak powiedziałeś, z kilku dużych, równoważnych wątków). Pierwsze cztery odcinki skupiające się na Punisherze są naprawdę świetne (tej postaci należy się osobny serial!), tak jak ten rozgrywający się niemal w całości na terenie więzienia. Wprowadzenie Elektry zaburza początkową dynamikę, zaś retrospekcje spowalniają akcję. Mimo to Daredevil ciągle urzeka klimatem, a kilka tajemnic ciągnących się przez cały sezon skutecznie przykuwa do ekranu. Nawet jeśli prawdziwa tożsamość Blacksmitha wywołuje uczucie niedosytu i może nawet wzbudzać irytację, to trudno powiedzieć, by cały sezon zawiódł moje oczekiwania.

Mateusz: Co racja, to racja, jeśli chodzi o walory czysto techniczne, jak również mroczny ton, w którym utrzymana jest historia, Daredevil nie stracił absolutnie niczego ze swoich atutów. Powiedziałbym nawet, że w pewnych aspektach zyskał – sceny akcji sprawiały, że szukałem szczęki na podłodze, a realistyczna przemoc (wiadomo w czyim wykonaniu) nabrała tu zupełnie nowego wymiaru. To oraz historie poszczególnych postaci sprawiają, że całości można ostatecznie sporo wybaczyć. Skoro już przy bohaterach jesteśmy, to zadam teraz oczywiste pytanie: Punisher czy Elektra?

3

Jan: Franciszek Zamek zdecydowanie wygrywa w tym starciu. Punisher w interpretacji Jona Bernthala to prawdziwy twardziel zjadający na śniadanie poprzednich – nie najgorszych przecież – aktorów wcielających się w Pogromcę. Zafiksowany na punkcie zemsty, okropnie brutalny i prawdopodobnie chory psychicznie Castle kradnie każdą scenę, w której się pojawia. Świetna jest szczególnie ta na dachu z pojmanym Daredevilem – wyjęta prosto z komiksu Ennisa. Bohaterowie mają chwilę by uciąć sobie pogawędkę. Możemy poznać przekonania kierujące oboma mężczyznami. Obaj poświęcili się walce ze zbrodnią, jednak różni ich niemal wszystko – od powodów, dla których czyszczą ulice Hell’s Kitchen, po sposób, w jaki działają (a przecież Daredevil nie boi się złamać bandziorowi nogi czy dwóch!). Obok więziennego odcinka, właśnie chyba ten rozgrywający się na dachu dał mi najwięcej satysfakcji. To ciekawe, bo w całym serialu nie brakuje mocnych scen i spektakularnych akcji, a właśnie te dwa „przegadane” epizody uważam za najbardziej intrygujące.

Mateusz: No to Cię zdziwię, ale dla mnie starcie wygrywa Elektra. Może bez nokautu, tylko na punkty, ale jednak wyraźnie. Elodie Yung wprawdzie nie ma takiej charyzmy, jak Jon Bernthal (świetnie dobrany do roli swoją drogą), ale w jej historii i związku z Mattem dostałem to, czego kompletnie zabrakło mi przy Punisherze. Emocji. Relacja tej dwójki nie sprowadza się tu bowiem tylko do banalnego romansu, ale ożywa na ekranie dzięki przedstawieniu bohaterów jako wzajemnie się napędzających charakterów. Matt nigdy nie będzie do końca sobą bez Elektry, a ta nie przezwycięży swojej ciemnej strony bez niego. Motyw dobra i zła ścierających się w człowieku jest wprawdzie stary jak świat, ale tutaj wypada zaskakująco świeżo. Nie bez znaczenia jest fakt, że pomiędzy bohaterami jest po prostu świetna chemia. Casting w tym sezonie był naprawdę pierwszorzędny. Co do samych historii towarzyszących Frankowi i Elektrze, to stawiam między nimi znak równości. Ani Punisher szukający zemsty, ani pojawiająca się ni stąd, ni zowąd Ręka mnie nie porwały, ale też nie przysypiałem przy nich.

4

Jan: Elektra z pewnością jeszcze powróci, by na zmianę umilać i uprzykrzać życie niewidomemu herosowi. Wątek Ręki jest wprowadzony chaotycznie i pospiesznie. Szkoda. Próbowałem się gdzieś tam dopatrzyć motywów zapowiadających pojawienie się w MCU Iron Fista, ale albo udzieliła mi się ślepota Matta, albo twórcy postanowili nie zapowiadać pojawienia się kolejnego bohatera w Hell’s Kitchen. Twórcy mają jednak kilka ścieżek, którymi mogą śmiało podążyć w trzecim sezonie, a z tego, co wiem, pomiędzy wydarzy się jeszcze The Defenders, czyli spotkanie Jessiki Jones, Luke’a Cage’a, Daredevila i Danny’ego Randa w jednej serii, co z pewnością wpłynie znacząco na świat każdego z seriali.

Matusz: Jak to dokładnie będzie wyglądać, nie wiedzą pewnie póki co nawet w samym Netfliksie. Pewne jest tylko, że jeszcze w tym roku obejrzymy przygody Luke’a Cage’a (i być może tam zadebiutuje Iron Fist, wszak niedawno wybrano nawet odtwórcę tej roli). Dalsze plany pozostają tajemnicą, choć nie martwiłbym się szczególnie, że za kimkolwiek zdążymy się stęsknić – zbyt dobrze idzie, żeby kogoś tu na dłużej porzucać. Uważam jednak, że akurat Daredevil zasłużył na chwilę przerwy przed trzecim sezonem. Wolałbym obejrzeć go najpierw w kooperacji z resztą herosów, a potem w lepiej dopracowanej historii niż tutaj. Tyle narzekam, że wygląda, jakbym się nie polubił z tym sezonem, ale daję słowo, że to nieprawda! Po prostu uważam, że mógłby być lepszy – pierwszy sezon wysoko zawiesił poprzeczkę, a w tym roku twórcy do niej doskoczyli, ale na pewno nie przeskoczyli.

Brak komentarzy: